A+ A A-

Ultima Thule

Oceń ten artykuł
(4 głosów)
(2005, album studyjny)

01. Biesy (P.A.F) - 3:28
02. Strzały znikąd - 4:39
03. Poza prawem - 4:58
04. Ulica jaszczurki - 3:28
05. Oddech - 4:19
06. Przemiany - 4:46
07. Echo - 5:14
08. Zła krew - 5:10
09. Sygnały - 4:24
10. Ultima Thule - 30:32

Czas całkowity - 1:10:58

- Tomasz Budzyński – wokal, syntezator
- Paweł Klimczak – gitara
- Dariusz Popowicz – gitara
- Krzysztof Kmiecik – gitara basowa
- Krzysztof Banasik – waltornia, syntezatory
- Maciej Głuchowski – perkusja

 

Media

1 komentarz

  • Dariusz Maciuga

    Do dziś pamiętam, jak ten wydany 18 lat temu album był promowany w pewnym piśmie muzycznym. Slogan promocyjny brzmiał tak: „Nowa, potężna i drapieżna Armia powraca”. Podszedłem do tego z bardzo dużą rezerwą, bo po ostatnim wydawnictwie nie żywiłem zbyt dużych nadziei na powrót zespołu do muzyki cięższej i bardziej wymagającej. Zdążyłem już przywyknąć do myśli, że kolejny album raczej będzie kontynuacją kierunku obranego na „Drodze” i „Pocałunku mongolskiego księcia”. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak srodze się mylę. Okazało się, że przejaskrawiona w moim przekonaniu reklama jest trafiona, jak mało która. Epitety: potężna i drapieżna w pełni oddają meritum nowego wówczas krążka. Jeśli dodać do tego tak pożądany przez wielu psychodeliczny (choćby tylko z lekka) klimat, to w zasadzie nic więcej nie jest w obcowaniu a Armią potrzebne. Sytuacja jest do pewnego stopnia analogiczna do tej, kiedy po „Antiarmii” i „Legendzie” zespół przywalił ciężką, agresywną i na wskroś progresywną „Triodante”. Tak też w roku 2005 po okresie bardzo melodyjnym i piosenkowym zespół dołożył do pieca i rozgrzał go do czerwoności a w jego komorze spalania powstała „Ultima Thule”. Zaczyna się dość nietypowo, bo coverem elektropunkowego, industrialnego duetu D.A.F. - „Sato Sato”. Od razu wyczuwalna jest psychodeliczna aura i jednocześnie ostre, oparte na zdecydowanym riffie brzmienie gitar. Ten otwierający płytę utwór można bez problemu potraktować jak intro, bo idealnie wprowadza w to, co następuje po nim. Robi to jednak z umiarkowaną ekspresją, dość łagodnie i stosunkowo spokojnie, bo od „Strzałów znikąd” zaczyna się już ostra jazda bez trzymanki. Wszystkie utwory, co do jednego są naładowane ciężarem i agresją, jakich w Armii dotąd nie było. Wokal Budzego oddalił się od czystego śpiewu o całe lata świetlne i stał się zadziorny. Ponadto utwory są delikatnie podszyte psychodeliczną aurą, która wprowadza momentami nieco „pustynny” nastrój. Wszystko razem powoduje, że płyta jest w dużym stopniu wypadkową „Ducha” i „Triodante”, a więc oparta na najlepszych na tamten czas wzorcach. Faktem jest to, że sama muzyka nie jest zbyt skomplikowana i zawiła, jednak daleko jej do przystępności i łatwej przyswajalności, zwłaszcza, że przebrnięcie przez dziewięć „pierwszych” utworów okazuje się dopiero połową drogi. A utworów jest dziesięć. Nie oznacza to, że są to dwuminutowe kawałki. W Armii takie historie nie przechodzą. Oznacza to natomiast, że pod numerem 10 kryje się utwór trwający pół godziny. Tomasz Budzyński już dawno pokazał, że rock progresywny to styl, w którym najlepiej ujawnia on swoje artystyczne wizje, ale utworem „Ultima Thule” tak naprawdę przeszedł samego siebie. Jak sam mówił, gdzieś głęboko tkwią inspiracje i echa „Ummagumma” Pink Floyd. Zdecydowanie coś w tym stwierdzeniu jest. Inspiracje, a nawet nawiązania do tego klasyka da się usłyszeć. Powoduje to, że jest to utwór naprawdę intrygujący i wciągający, pełen zmian brzmieniowych, klimatycznych i ekspresyjnych. Właściwie to ciekawym i może nawet lepszym posunięciem było by umieszczenie go na osobnym krążku i stworzenie albumu dwupłytowego. To spowodowało by, że album był by jeszcze bardziej monumentalny. Jednak to tylko szczegół, zaś czas pokazał, że Armia A.D. 2005 otwarła nowy rozdział z nową muzyką. Z kolei z dzisiejszej perspektywy widać, że upływ czasu wychodzi twórczości Armii tylko na dobre. Tym bardziej, że kontynuuje i rozwija to, co zapoczątkowała na „Ultima Thule”.

    Tak na marginesie: pierwotnie płyta miała ukazać się z inną, niesamowitą okładką, przedstawiającą przód parowozu i utrzymaną w konwencji okładki „Ducha”. Trochę szkoda, że tak się nie stało, bo ten pomysł był doskonały. Wybór obrazu Giorgio De Chirico, który finalnie okrasza krążek okazał się jednak... równie równie doskonały. I doskonale obrazuje muzykę.

    Dariusz Maciuga środa, 29, marzec 2023 17:18 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.