A+ A A-

Wojna i pokój

Oceń ten artykuł
(1 Głos)
(2025, album studyjny)

01. Wołanie - 6:15
02. Obcy w domu - 4:52
03. Wielki las - 5:11
04. Ja tylko wspominam - 6:48
05. Nas nie ma - 7:11
06. Przyjaciel - 4:23
07. Dzień ojca - 5:29
08. W każdą stronę - 4:24
09. Ciche dni - 6:18
10. Pielgrzymka - 4:24
11. Niebo nad niebem - 7:34
12. Wiatr w drzewach - 2:48

Czas całkowity - 1:05:37

- Tomasz Budzyński - wokal
- Stanisław Budzyński - gitara
- Jakub Bartoszewski - waltornia, instrumenty klawiszowe
- Dariusz Budkiewicz - gitara basowa
- Amadeusz Kaźmierczak - perkusja

 

Media

Więcej w tej kategorii: « Toń

1 komentarz

  • Dariusz Maciuga

    Długo kombinowałem, jak „ugryźć” nowe dzieło Armii pod kątem zrecenzowania go. Ostatecznie uznałem, że wywołane odczucia i ogólny nastrój unoszący się nad muzyką będą najlepszą podstawą do recenzji. Dlatego spojrzenie na album będzie całościowe, bo dokładnie tak go ujmuję. Zupełnie bez rozdrabniania. Ma to swój konkretny powód. Otóż płyta jest na tyle progresywna i wielowymiarowa, że nie sposób się zagłębić w analizę tak, żeby zrobić to zwięźle. Ponadto uznałem, że warto zostawić przestrzeń do odkrywania tych dźwięków każdemu, kto zdecyduje się w ten album zagłębić. Wtedy bowiem poszczególne dźwięki każdemu ułożą się w specyficzną całość. Dlatego z góry chcę zaznaczyć, że nie będzie tu nic konkretnego o budowie riffów, czy pracy sekcji rytmicznej. Nie będzie też analizy gry i wkładu poszczególnych muzyków, bo „Wojnę i pokój” postrzegam jako efekt ich wspólnej pracy. Będzie po prostu o tym, jak ta nowa muzyka Armii oddziałuje na duszę i wyobraźnię, bo to zdaje się być jej istotą.

    Przed przejściem do samej muzyki należy zatrzymać się przy tekstach, ponieważ są one ważne w równym stopniu z muzyką. Jednak na wstępie trzeba jasno zaznaczyć, że dla Tomasza Budzyńskiego otaczająca nas rzeczywistość zawsze była punktem wyjścia do analizy ludzkiej duszy. Pojawiające się w tekstach sformułowania, które mogą sugerować coś konkretnie „ziemskiego” są po prostu metaforą. Przejdźmy więc do sedna. Treści płynące z poszczególnych utworów są na wskroś przesiąknięte swego rodzaju egzystencjalizmem i - można by rzec – pewną schyłkowością. Bo oto na tle budzącego niepokój, szarego, mglistego i pustego krajobrazu stoi przepełniony strachem człowiek, który czeka na czyjś głos („Wołanie”). Człowiek ten ma poczucie, że jego jedynymi przyjaciółmi są płacz i wstyd, spowodowane złem, które się wyrządziło. Dlatego też pragnie cofnięcia czasu, który zdaje się być już stracony („Przyjaciel”). Ponadto jest bezsilny wobec świadomości, że nie zrobił w życiu wielu rzeczy, które powinien był zrobić. Jest zagubiony i nie jest w stanie ruszyć się z miejsca, żeby pójść naprzód. Woła o światło („Wielki las”). Czuje, że ziemska egzystencja ma swój kres, a prawdziwa ojczyzna jest w zupełnie innej rzeczywistości („Dzień ojca”). Niemniej bytowanie na ziemi nie ma wymiaru tylko materialnego, a tym samym ograniczonego i skończonego. Istnieje coś, co go przekracza i kieruje człowieka w stronę wiecznego trwania. To miłość i nadzieja, które mimo całego ziemskiego brudu i zła, nadają życiu sens („Ciche dni”). Miłość daje człowiekowi szansę na wyrwanie się zaklętego kręgu zła. Choć jest ona tylko ziarnem rzuconym pomiędzy ciernie, to zawsze jest szansa na wykiełkowanie, przebicie się przez nie i niczym nie skrępowany wzrost („Ja tylko wspominam”). W konsekwencji człowiek może zostać wyrwany z tego, co go więzi („W każdą stronę”). Koniec końców pojawia się światło, człowiek wychodzi z więzienia, pozbywa się strachu, bólu i samotności („Pielgrzymka”), już wie, że nie jest sam i ma przed sobą perspektywę konkretnej, metafizycznej rzeczywistości („Niebo nad niebem”).

    Przedstawione tu przeze mnie spojrzenie na zawartość liryczną jest, rzecz jasna mocno uproszczone. Zaś wsłuchanie się (a najlepiej dodatkowo wczytanie) w teksty odsłania ogromną złożoność człowieka i jego całego życia.

    Stąd łatwo przejść do zawartości muzycznej, ponieważ ową złożoność odwzorowuje ona perfekcyjnie. Na pierwszy plan wybija się, jak już zaznaczyłem fakt, że zespół zapuścił się tereny progresywnego rocka i metalu najbardziej, jak tylko się da, unikając przy tym niestrawnego ciężaru i przekombinowania. Armia porusza się jednak w jakby szlachetniejszej odmianie tego gatunku, stawiającej w pierwszej kolejności na pracę gitar i sekcji rytmicznej bez udziału wszechobecnych melodii i „plam” instrumentów klawiszowych (dźwięki syntezatorowe są, ale o tym nieco dalej). Nie był bym sobą, gdybym nie odniósł się analogii z zespołem Opeth. To bardzo podobne spojrzenie na muzykę, mimo że u obu grup jest ona zupełnie inna. Jest to pokazanie, jak za pomocą nieszablonowych kompozycji, skomplikowanych riffów i zagrywek gitarowych, wreszcie bez przeładowania klawiszowymi melodiami i pasażami, które często spłycają i lukrują muzykę, można stworzyć coś głębokiego i zgoła metafizycznego. Tak też „Wojna i pokój” cechuje się nad wyraz ogromną ilością riffów i zmian temp oraz nastrojów. Takiego nagromadzenia dźwięków i połamanych, w zasadzie jazzowych rytmów jeszcze u Armii nie było. Jednocześnie ich zagęszczenie nie przekracza granic zdrowego rozsądku, tym samym muzyka jest niesamowicie przestrzenna i głęboka. W tym momencie należy zwrócić uwagę na brzmienia generowane za pomocą syntezatorów. Skupię się jednak nie na nich samych, tylko na efekcie, jaki dzięki nim płyta osiąga. Jak wiadomo były one już obecne w muzyce Armii od początku. Zawsze też pełniły funkcję niejako pomocniczą bez jakichkolwiek aspiracji do dominacji na poszczególnych albumach. Tym razem jest ich nieporównywalnie więcej, ale również nie górują nad muzyką, lecz idealnie współgrają z pozostałymi instrumentami. To właśnie one podkreślają chmurną atmosferę niepokoju, wyobcowania i jakby stanu zawieszenia. Te dźwięki przywodzą na myśl puste, bezludne, bliżej nieokreślone przestrzenie, w których człowiek, gdy tam trafi będzie się czuł zdezorientowany, nie wiedzący, w jakim kierunku wyruszyć. Jedyny ratunek to czekanie na kogoś, lub przynajmniej na jakiś znak, który wskaże drogę.

    Nie jest tu przypadkiem użycie dźwięków znanych z muzyki dark ambient. Ten podgatunek muzyki elektronicznej z zasady dotyka w najciemniejszych spraw związanych z ludzką duszą, lękami, alienacją itp. Dlatego wprowadzenie takich dźwięków do muzyki zawartej na „Wojnie i pokoju” ma więc konkretne znaczenie. W efekcie akcentują bowiem egzystencjalny i krańcowy wymiar treści na niej zawartych. Rozpoczynając płytę wprowadzają one w określony nastrój, potem – w trakcie jej trwania – utrzymują go i tam, gdzie trzeba dodają dramatyzmu lub łagodzą aurę. Użycie tych niepokojących dźwięków w zakończeniu płyty jest jakby sugestią, że pomimo nadziei, która jest obecna w tej muzyce, na razie stoimy we mgle, czekając na światło, które i tak się pojawi.

    Muzykę z tego albumu można zobrazować jako balansującą na pograniczu czerni i bieli. Czerń to w niej wszystko to, co złe, słabe, zagrażające człowiekowi, materialne. Z kolei biel to przestrzeń miłości i nadziei, tego, co nieskończone. Człowiek póki co, stoi na pograniczu tych barw. Całość jest przepełniona poczuciem końca, oczekiwaniem na przejście, stanem zawieszenia pomiędzy czernią i bielą, wojną i pokojem. Roztacza się aura posępności i bezludnych, szarych, mglistych przestrzeni, w których człowiek toczy walkę z samym sobą. Walkę, którą przegrywa, ale czeka na światło i głos, które dają mu szansę na oczyszczenie i przejście do lepszego wymiaru, określanego prostym słowem: Niebo. Jedno zaś jest pewne: to na pewno nastąpi.

    Na koniec ukłon i szacunek należy się wszystkim instrumentalistom, dla których jest to pierwsza płyta nagrana razem (tzn. w takim składzie). Nagranie debiutu tak wymagającego i skomplikowanego, trwającego aż 66 minut, który w dodatku nie nuży w ani jednej sekundzie, zakrawa na posiadanie talentu wręcz nieziemskiego pochodzenia. Z kolei Tomasz Budzyński udowodnił, że wypalenie i zjadanie własnego ogona w żadnej mierze go nie dotyczy. Pokazał, że można pójść do przodu budując na fundamencie tego, co już stworzył, ale odpowiednio rozwijając i konfigurując poszczególne rozwiązania. Tym samym Armia jawi się niczym ciągle rozbudowywana katedra, w której każda płyta to kolejna kondygnacja, zaś „Wojna i pokój” to bez wątpienia jej wieża.

    Dariusz Maciuga sobota, 08, luty 2025 14:35 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.