Czasem dochodzę do smutnej konstatacji, iż rock symfoniczny się skończył. Większą część rzeczy do zrobienia uczyniono w latach 70., potem jeszcze Anglagard z płytą Hybris w roku 1992. Później można wymienić z ciekawszych rzeczy album Symphonic Holocaust supergrupy Morte Macabre powstałej z członków Anekdoten i Lanberk. Mimo wszystko sprawia wrażenie, że to już jest dopisywanie miejsc po przecinku w zdefiniowanych wcześniej stałych... Jednakże trochę się zastanawiam nad surowością swojej opinii w momencie, kiedy postanawiam posłuchać sobie Devil's Doll.
Tutaj jest dużo mroku jak u zarania King Crimson, utwory rozbudowane jak klasyczne Yes czy ELP, powplatane różne wątki, od klasycznych po metalowe, mimo wszystko sprawia to wrażenie spójnej całości. Drugi album Eliogabalus jest na to dobrym przykładem.
Słuchając go, miałem wrażenie, że MR Doctor nieco inspirował się albumem In Oblivion (Celtic Frost), tylko dołożył więcej typowego symfoniczno-rockowego myślenia znanego z klasyków lat siedemdziesiątych oraz więcej wstawek czysto klasycznych. Bardzo dużo jest tutaj fortepianu i partii na skrzypcach. Na przykład drugi utwór na płycie (tytułowy "Eliogabalus") otwiera najpierw powolne wygrywanie na fortepianie, a później partia na skrzypcach. Gitara wchodzi dopiero po 3 minutach. Zresztą utwór zrealizowany głównie w oparciu o partie akustyczne o różnej stylistyce. Natomiast wejścia gitar elektrycznych mają typowo metalową moc brzmienia. Smaku dodaje zachrypnięta wokaliza MR Doctora. To taka muzyczna opowieść o Heliogabalu, rzymskim cesarzu znanym ze swoich seksualnych upodobań. Pierwszy utwór natomiast bardziej bazuje na klawiaturach i partiach chóralnych. Pojawia się też więcej gitary elektrycznej, również delikatniej brzmiącej. Zauważalne są również partie czelesty. Sprawiać może wrażenie mniej spójnego niż pierwszy, lecz z reguły sprawa się wyjaśnia po kilkudziesięciu sekundach. Możliwości wokalne MR Doctora również robią wrażenie. Więcej tu również podróży po różnych nastrojach - od powolnego kontemplacyjnego w stylu muzyki kameralnej po monumentalny (choć zimny) rodem z albumu Metropolis Pt. 1 zespołu Dream Theater.
Nie jest to muzyka monotonna. Devil Doll nie stanowi w żaden sposób męczybuły. Album ze wszech miar godny polecenia każdemu miłośnikowi rocka progresywnego, zwłaszcza polecałbym go miłośnikom rocka symfonicznego i metalu progresywnego. Obydwie formuły można bowiem w bardzo ciekawy i niesztampowy sposób rozwinąć. Ocena nie może być inna niż 5.