A+ A A-

The Man Who Sold The World

Oceń ten artykuł
(24 głosów)
(1970, album studyjny)
1. The Width Of A Circle (8:05)
2. All The Madmen (5:38)
3. Black Country Rock (3:32)
4. After All (3:51)
5. Running Gun Blues (3:11)
6. Saviour Machine (4:25)
7. She Shook Me Cold (4:13)
8. The Man Who Sold The World (3:55)
9. The Supermen (3:38)
10. Bonus - Lightning Frightening - tylko reedycja 1990r. (3:41)
11. Bonus - Holy Holy - tylko reedycja 1990r. (2:23)
12. Bonus - Moonage Daydream - tylko reedycja 1990r. (3:54)
13. Bonus - Hang Onto Yourself - tylko reedycja 1990r. (2:53)

Czas całkowity 53:58
- David Bowie ( guitar, vocals )
- Tony Visconti ( electric bass, piano and guitar )
- Mick Ronson ( guitar )
- Mick Woodmansey ( drums )
- Ralph Mace ( moog, synthesizer )

1 komentarz

  • Mariusz Jaszczyk

    David Bowie to bez wątpienie jeden z największych artystów muzyki rockowej, który swą wielkość, tak samo zresztą jak wielu innych, zawdzięcza temu, że nigdy nie dał się zaszufladkować i ciągle poszukiwał swej muzycznej drogi, ciągle eksperymentował i nieustannie zadziwiał słuchaczy. Przykładem wielkości Bowiego wynikającej właśnie z tej eklektyczności stylistycznej jest bez wątpienia zapomniany, ale jakże wspaniały album The Man Who Sold The World. Album, który może być i zresztą powinien być wizytówka ostrego i hardrockowego Davida Bowiego. Taki właśnie bowiem jest ten album, zadziorny i nieprzewidywalny. Możliwe, że duży wpływ na zmianę stylu Davida Bowie miał Mick Ronson (nazwiska, które mam nadzieję nie wymaga specjalnego przypomnienia), z którym muzyk właśnie rozpoczynał długoletnią współpracę, jednak nie to jest najważniejsze i pozostawmy to na boku. Płyta zaczyna się od utworu Width Of A Circle, niezwykłego i prawdziwie hardrockowego utworu, a wszystko rozpoczyna się od pięknej sekwencji wybijanej przez bęben basowy, bez wątpienia coś naprawdę wspaniałego. Oprócz tego mamy oczywiście gitary Micka Ronsona, jest cudowny bas Tony'ego Viscontiego i oczywiście piękne partie samego Davida Bowiego. Utwór ten na koncertach rozrastał się niemal do 20 minut i był punktem wyjścia do improwizacji. Wsłuchując się w grę Ronsona można nawet odnieść wrażenie, że wzorował się tutaj na Jimim Hendrixie , a fragment improwizacji jak żywo przypomina Cream. Duże wrażenie robi również Running Gun Blues oraz She Shook Me Cold, charakteryzujący się rozbudowanymi improwizacjami perkusyjno - basowo - gitarowymi, a ciężarem niewiele ustępuje ówczesnym produkcjom Black Sabbath, co najlepiej powinno świadczyć o kierunku jaki Bowie wybrał na tej płycie. Saviour Machine z kolei przynajmniej dla mnie najlepszy utwór na płycie. Jak zwykle solidne rockowe granie, ale wokalnie Bowie pokazuje tutaj prawdziwe mistrzostwo używając w ciągu niecałych czterech i pół minuty kilku całkowicie różnych technik śpiewu. , All The Madmen to już esencja Davida Bowiego, pomimo nostalgicznego wstępu utwór jest bardzo ekspresyjny i wciągający, a solówka Ralpha Mace na moogu jest jednym z najmocniejszych punktów płyty. Tempo nie słabnie przy Black Country Rock, rollingstonowska energia, ale w stylu Bowiego, z zawodzącą gitarą i demonicznymi śmiechami. Odpoczniemy dopiero przy naprawdę pięknej balladzie After All. Jeżeli chodzi o utwór tytułowy, to zapewne wielu kojarzy się z wrsją nagraną wiele lat później przez Kurta Cobaina i Nirvanę, jednak dla mnie pierwotna wersja autorstwa Bowiego jest o wiele lepsza i, jakby to powiedzieć, posiada w sobie ducha, którego nowsza wersja przynajmniej w moim odczuciu nie posiada. Wiem, że nie jest to najlepsza argumentacja, ale nic nie poradzę na to co myślę.

    Reasumując można spokojnie powiedzieć, że album Man Who Sold The World to naprawdę znakomita hardrockowa płyta, którą po prostu należy znać. Bez tej płyty nie byłoby kolejnych klasycznych albumów Davida Bowiego poczynając od The Rise and Fall of Ziggy Stardust and The Spiders From Mars, a kończąc na hours& Jednym słowem jest to kawał solidnego rockowego grania, ale co ważne z głową, które powinno przypaść do gustu tym, którzy uwielbiają ostre granie jak i tym, którzy oczekują od muzyki, nawet tej ostrzejszej, czegoś więcej. Polecam wszystkim, a co do oceny, to niech już będzie 4.5, ale tylko dlatego, że nie jest to Ziggy Stardust, którego nie przebije chyba nic.

    Mariusz Jaszczyk wtorek, 06, grudzień 2011 17:50 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.