"Heroes"

Oceń ten artykuł
(21 głosów)
(1977, album studyjny)
1. Beauty And The Beast (3:32)
2. Joe The Lion (3:05)
3. "Heroes" (6:07)
4. Sons Of The Silent Age (3:15)
5. Blackout (3:50)
6. V-2 Schneider (3:10)
7. Sense Of Doubt (3:57)
8. Moss Garden (5:03)
9. Neuköln (4:34)
10. The Secret Life Of Arabia (3:46)
11. Abdulmajid (3:36) - tylko reedycja
12. Joe The Lion (3:09) - tylko reedycja


czas całkowity 47:24
David Bowie: vocals, keyboards, guitars, saxophone and koto
Carlos Alomar: rhythm guitar
Dennis Davis: percussion
George Murray: electric bass
Brian Eno: synthesizers, keyboards and guitar treatments
Robert Fripp: lead guitar
Tony Visconti, Antonia Maass: background vocals

1 komentarz

  • Michał Jurek

    Gdy przeglądałem sobie spis artystów, zamieszczony na stronie ProgRocka, natknąłem się na Davida Bowiego. Bowie i rock progresywny? Ciekawe... Jakoś nigdy nie myślałem o panu Dawidzie w tym kontekście, choć faktycznie jego wczesne płyty jakoś o rock progresywny zahaczały, a poza tym nie można się przecież zamykać w progresywnym klasztorze. Z drugiej strony, skoro tak, to dlaczego na portalu nie ma o wiele bardziej 'progresywnych' wykonawców, jak np. 'The Waterboys' czy 'The Cure'? (no chyba, że niedowidzę ;-)) Ale to chyba temat na inną dyskusję.

    A na razie powróćmy do pana Dawida. Heroes to druga płyta z nowofalowej trylogii, nagranej przez Bowiego w kooperacji z Brianem Eno. Podobnie jak na płycie Low, pierwsza część wydanego w 1977 roku Heroes jest bardziej piosenkowa, jeśli takiego słowa w ogóle można tu użyć, a druga - klimatyczna (oczywiście mowa o płycie winylowej). Podobnego podziału dokonał też sam pan Eno na swojej solowej płycie Before and After Science, wydanej również w 1977 roku: jej pierwsza część jest hałaśliwie rockowa, a druga ambientowo-klimatyczna.

    Pewien wzorzec podejścia do nagrywania został więc wypracowany i na Heroes sprawdził się całkiem nieźle. Pierwsza część albumu pełna jest hałaśliwego nowofalowego zgiełku. Nagrania są krótkie, zwięzłe i na temat, rzadko które przekracza 4 minuty. Wyjątkiem jest, oczywiście, olbrzymi przebój Bowiego, czyli tytułowy, sześciominutowy Heores: dekadencki obraz berlińczyków żyjących w mieście murem podzielonym. Aż chciałoby się dodać: mój dom murem podzielony, podzielone murem schody... I to wszystko spowite, o dziwo, melodyjną, lecz zgrzytliwą partią syntezatorów oraz gitary, na której zagrał nie kto inny, tylko sam Robert Fripp*.

    Przyznam się jednak bez bicia, nie przepadam za pierwszą stroną tego albumu: oprócz tytułowego Heroes wracam jeszcze chyba jedynie do Sons of a Silent Age, który to utwór otwiera świetna partia gitary i saksofonu. No i pan Dawid, mimo że wtyka szpilę punkrockowcom, nie śpiewa tak histerycznie, jak w dwóch pierwszych nagraniach.
    Natomiast druga strona płyty to zupełnie inna para kaloszy. Zaczyna się od V-2 Schneider, dedykowanego liderowi Kraftwerk, z przepiękną partią (znowu!) saksofonu. Do wysłuchania tego albumu nie wiedziałem, że pan Dawid jest tak kompetentnym saksofonistą. No proszę... Potem robi się jeszcze piękniej. Posępny, duszny Sense of Doubt urzeka brzmieniem syntezatorów. Brzmi to prawie jak cięższa i mroczniejsza odmiana Ultravox. Dobra ilustracja dla jakiegoś horroru, świetna do słuchania w ciemności. Ósme na płycie Moss Garden rozpoczyna się wichurą, z której wyłania się japońska gitara lub coś podobnego, a w tle znowu słychać niepokojące dźwięki dobywane z syntezatorów przez pana Briana, skłaniające do medytacji i wyciszenia. Piękne nagranie. Z kolei Neuköln zaczyna się dziwnymi odgłosami, które cichną po to, by w pełnej krasie mogła się ukazać wspaniała, jakby improwizowana solówka saksofonowa, zanurzona w ambientowych syntezatorowych dźwiękach. Melancholijne, smutne nagranie. Drugą stronę albumu kończy The Secret Life of Arabia, fajnie zaśpiewane przez pana Dawida ('secret, secret never seen, secret secret ever green') i wyrywające słuchaczy z odrętwienia, w którym znaleźli się po wysłuchaniu poprzednich czterech nagrań.

    Nie jestem jakimś zagorzałym fanem Davida Bowiego, więc pewnie dlatego pierwsza część Heroes nie rzuca mnie na kolana. Jednak druga część jest naprawdę niezwykła. Warto poznać tę płytę by przekonać się, że Heroes to nie tylko nagranie tytułowe, ale też mnóstwo wciągających, z lekka psychodelicznych, melodii. Według mnie całość zasługuje na bardzo mocne:
    4/5
    z całkiem sporym plusem.

    * Nic dziwnego, że jakiś czas później King Crimson zaczął grać ten utwór na koncertach.

    Michał Jurek niedziela, 26, wrzesień 2010 18:20 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.