Druga połowa lat 90-tych, Polska. Jest dobrze, przynajmniej na polu muzyki ukochanej przez użytkowników naszego portalu. Jeszcze działa Collage, rozkwitają gwiazdy Abraxas, Ankh i Quidam, wielkimi krokami zblża się debiut Lizard...
Dziwne, ale w tym miejscu zazwyczaj kończy się litanię wielkich dokonań polskiego art rocka tamtych czasów. Dlaczego? Dlaczego nie wymienia się z nimi jednym tchem RSC? Dlatego, że zaczynali kilkanaście lat wcześniej? Dlatego, że zaczynali od, powiedzmy uczciwie, AOR-u (nazwa flyrock służyła chyba tylko wzbudzeniu szumu)? Przecież 'Parakletos' to prawdziwy skarb progresywnego rocka!
Zachęca już okładka przypominająca obrazy ekspresjonistów. Chyba każdy miłośnik neoprogresu skojarzy ją z oprawą graficzną 'Field Of Crows' Fisha. Ale RSC wpadli na ten pomysł wiele lat wcześniej! Ktoś, kto jak ja lubi przed odpaleniem płyty przejrzeć książeczkę, zauważy pokaźną listę gości i użytch instrumentów. Tak - drugie imię 'Parakletos' to rozmach. RSC poszło na całość zarówno w sferze bogactwa aranżacji, skomplikowania kompozycji i - to ważne, choć rzadkie - niebanalnego przekazu literackiego w ojczystym języku. Utwory w większości są długie, otwierające płytę 'Polskie dzieci Izraela' to pokaźna rozmiarami suita, ale te niemal 70 minut muzyki nie męczy, przeciwnie. Mówiąc kolokwialnie - daje kopa. RSC w przeciwieństwie do młodszych i bardziej znanych kolegów, grali bardzo żywiołowo, czasami wręcz wściekle. Przy galopadzie, jaką zaserwowali w 'Piekle', nawet Abraxas mógł się schować.
'Polskie dzieci Izraela' to suita sklecona może trochę sztcznie, z pierwszej części popisowo-intrumentalnej (czego tu nie ma! Przedziwne łamanie floydowskiej frazy gitary, rzężenie Hammonda, freejazzowa trąbka na tle marimby, quasi-operowe wokalizy) i drugiej, piosenkowej. W całość spaja ten utwór charakterystyczna motoryka. 'Polski Łącznik' to instrumental oparty na repetycjach. Ale, że główny motyw wpada w ucho - nie przeszkadza mi to. 'Paryż' faktycznie ma rytm jak z chanson i ujmującą melodię przy okazji. 'Madryt' pełen jest dusznej, południowej atmosfery. Wszystko to jednak blednie przy wspomnianym 'Piekle' - ostre, hardrockowe wręcz granie ilustrujące refleksję o granicach wolności człowieka.
Produkcja tylko uwypukla siłę brzmienia, nie łagodzi go jak w większości art rockowych produkcji. Największym mankamentem jest jak dla mnie głos Zbigniewa Działy - z dobrą dykcją, bardzo emocjonalny, ale bez jakiejś charakterystycznej barwy. Ale to przecież nie jego wina. 'Parakletos' to kawał pięknego progresu, który wytrzymuje próbę czasu. 4/5.