A+ A A-

Echoes Of Yul/ Guantanamo Party Program/ Sun For Miles - split

Oceń ten artykuł
(6 głosów)
(2010)
Echoes Of Yul:
1. It Ends Here (4:46)
2. Blackout (4:38)
3. Honey (6:22)
4. The Stand (7:20)
Guantanamo Party Program:
5. Six Feet Under (7:36)
6. At World's End (8:02)
Sun For Miles:
7. The Struggle (11:30)
8. Barb Of Sorrow (7:41)
9. Pleroma (Kissing The Hive) (8:03)

   Czas całkowity: 65:57
Echoes Of Yul:
Michał Śliwa: guitar, bass, bows, treatments, mad lab, samples
Jarek Leskiewicz: guitar, bass, e-bow, samples, moog, vocals
add drums on "The Stand" by Peter Smith

Guantanamo Party Program:
Dariusz Liboski: voices
Wojciech Feret: guitars
Jonatan Staniec: guitars
Grzegorz Sontowski: bass
Jakub Przybyłek: drums

Sun For Miles:
Artur Rumiński: guitar, synthetizers
Lucas Kalina: drums

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    Przez wiele lat panowała u nas zasada: mówisz - polski postmetal, myślisz - Blindead. Ten split jednoznacznie dowodzi, że utytułowana ekipa z Trójmiasta nie jest już na rodzimej scenie monopolistą. Oto bowiem zebrały się trzy zespoły 'robiące' w podobnej branży i swoje dokonania umieściły na wspólnym splicie. Podoba mi się ta inicjatywa, podoba mi się eleganckie, digipackowe wydanie, a nade wszystko - podoba mi się różnorodność podejść prezentowanych przez poszczególne grupy.

    Pierwszy w kolejce - duet Echoes Of Yul. Mea culpa, zeszłoroczny debiutancki album opolan umknął mojej uwadze. Przesłuchałem utwory na Last FM, pomyślałem: fajne i tyle było mojej z nimi znajomości. Po przesłuchaniu czterech premierowych kompozycji, jakie Echoes umieścili na splicie, mogę się tylko nazwać ciężkim frajerem i polecieć do sklepu żeby nadrobić zaległości. Echoes Of Yul mają wiele do powiedzenia w kwestii łączenia brudnego sludge'u z elektroniką. Grubo ciosane riffy przepuszczone są przez cały wachlarz efektów, która jeszcze bardziej przybrudza brzmienie, daje mu drone'owy posmak. Od razu jednak muszę zaznaczyć, że to zupełnie inna bajka niż w przypadku elektronicznych wycieczek Blindead na EPce Impulse. Tam te wszystkie urozmaicenia z komputerów i samplerów były jednak ornamentem, tu - są integralną częścią muzyki, nie da się ich odseparować od gitar. Kolejna ciekawostka to podejście EOY do wokali. Występują sporadycznie, są głęboko schowane w miksie, ciężko je czasem odróżnić od wsamplowanych dialogów, które też się w muzycznej tkance pojawiają. Takie głosy z zaświatów (dodajmy - bardzo agresywne) tylko przydają kompozycjom tajemniczości. Echoes Of Yul powinno się słuchać na słuchawkach, z głośnością przekręconą do oporu. Tylko wtedy wyłapie się wszystkie niuanse.

    Po tej porcji tajemniczości konkretnym ciosem między oczy sprowadzają nas na ziemię wrocławianie z Guantanao Party Program. Zaprezentowane przez nich dwa utwory ukazały się już kilka miesięcy wcześniej na mini albumie Guantanamo Party Program, który tydzień temu opisywałem na naszych łamach. Nie chcę się powtarzać, więc wypunktuję najważniejsze fakty. Zapatrzenie w Neurosis, ale bez ślepego naśladownictwa. Płynne lawirowanie między pastelową psychodelią, pancernym doomem i deathem. Maksymalnie zezwierzęcony (inne słowo po prostu mi nie pasuje) wokal Dariusza Liboskiego opowiadający po polsku o mrocznych zakamarkach ludzkiej duszy. Jeśli jest na sludge'owej scenie coś takiego, jak mainstream - to GPP tam bym właśnie umieścił. I to nie jest obelga.

    Na deser pozostali jeszcze sosnowiczanie z Sun For Miles, jedyny z opisywanej trójki zespół, który nie ma jeszcze na koncie sygnowanego własną nazwą wydawnictwa. To ja o nie poproszę i to szybko! W instrumentalnej monotonii generowanej przez dwójkę muzyków jest coś wysoce niepokojącego. Na dobrą sprawę przez pierwszych sześć minut długachnej kompozycji The Struggle jadą na jednym (ale za to świetnym!) riffie, by potem przejść w delikatne soundscape'y. Trochę się ten utwór rozpada przez to na dwie części, ale dopisałem sobie w głowie odpowiednią doń historię, która ten fakt uzasadnia. Jak dla mnie - to soundtrack do ostatnich minut przed egzekucją człowieka na krześle elektrycznym. Monumentalne riffy w części pierwszej to pochód więziennym korytarzem, potem opada dźwignia i... skazaniec przenosi się do lepszego świata (kurcze, czyli jednak był niewinny!). Nieco bardziej urozmaicone, ale osadzone w podobnej stylistyce jest Barb Of Sorrow. Mógłbym w tym momencie z czystym sumieniem nazwać Sun For Miles mniej uładzoną, nie aż tak bezpieczną wersją Pelican, gdyby nie Pleroma (Kissing The Hive), które pokazuje zupełnie odmienne oblicze zespołu. Ten odjazd w narkotyczny ambient brzmi jak mocno odurzony nielegalnymi substancjami Angelo Badalamenti.

    Już chciałem powiedzieć, że chce się żyć z tej radości, że w Polsce robi się tak fachowy postmetal, ale dla TYCH akurat zespołów niekoniecznie byłby to komplement. Powiem więc, że przed zakończeniem mojej beznadziejnej egzystencji przez podcięcie żył przed skokiem z najwyższego w mieście budynku do uprzednio zaparkowanej na dole cysterny z kwasem powstrzymuje mnie tylko ciekawość co do dalszego rozwoju tych trzech grup.

    Paweł Tryba niedziela, 01, sierpień 2010 23:18 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.