ProgRock.org.pl

Switch to desktop

Blizzard of Ozz

Oceń ten artykuł
(18 głosów)
(1980, album studyjny)

01. I Don't Know (5:16)
02. Crazy Train (4:56)
03. Goodbye to Romance (5:36)
04. Dee (Instrumental) (0:50)
05. Suicide Solution (4:21)
06. Mr. Crowley (5:03)
07. No Bone Movies (3:53)
08. Revelation (Mother Earth) (6:09)
09. Steal Away (The Night) (3:23)

Czas całkowity: 39:33

- Ozzy Osbourne  (vocals)
- Randy Rhoads  (guitars)
- Don Airey  (keyboards)
- Bob Daisley  (bass)
- Lee Kerslake  (drums)

Więcej w tej kategorii: Diary of a Madman »

1 komentarz

  • Mariusz Jaszczyk

    Rok 1979 był chyba jednym z najgorszych dla wokalisty Black Sabbath - Ozzy'ego Osborna. Zaraz po zakończeniu trasy koncertowej promującej album Never Say Die, Tony Iommi, który był niekwestionowanym liderem grupy, decyduje się wyrzucić Ozzy'ego z zespołu. Powodem były zwiększające się kłopoty wokalisty z narkotykami i alkoholem oraz jego znużenie działalnością grupy. Decyzję zespołu przekazuje Ozzy'emu najbliższy przyjaciel - Bill Ward. Według Geezera Butlera wszyscy byli bardzo smutni i prawie się popłakali, ale wiedzieli że nie ma innego wyjścia - Iommi, który jak już zostało napisane był liderem zespołu, uznał iż pan Osbourne był skończony i nie nadawał się do niczego, a wiadomo, że do lidera zawsze należy ostateczna decyzja. Jego miejsce w Black Sabbath zajmuje jeden z najlepszych wokalistów hard rockowych wszech czasów - Ronnie James Dio, który występował wcześniej w zespole Rainbow, założonym w 1975 roku przez gitarzystę Deep Purple Ritchiego Blackmore'a. Ozzy'emu nie pozostało nic innego jak pogodzenie się z decyzją kolegów z zespołu. Wpadł on w głęboką depresję, a kilka kolejnych miesięcy spędza w obskurnym hotelu, upijając się i zażywając narkotyki każdego dnia. Trwało by to pewnie dopóki nie zapiłby się on na śmierć, albo nie przedawkował narkotyków, ale na szczęście dla historii muzyki i samego Osborna, pewnego pięknego dnia zjawia się u niego Sharon Arden, córka Dona Ardena - menadżera Black Sabbath, która żąda od biednego Ozze'go zwrotu długu. I tak właśnie rozpoczyna się nowy rozdział w życiu byłego wokalisty Black Sabbath. Kiedy panna Arden zobaczyła w jakim stanie znajduje się była gwiazda, postanowiła mu pomóc. Namówiła go do powrotu do muzyki. To przede wszystkim dzięki niej Ozzy decyduje się rozpocząć karierę solową. Odrodzony niczym feniks z popiołów Ozzy rozpoczyna kompletowanie składu nowego zespołu.
    W Stanach Zjednoczonych odkrywa Randy'ego Rhoadsa - 23 letniego gitarzystę zespołu Quiet Riot. Oprócz niego w zespole znajda się także znani w muzycznym świecie basista Bob Daisley i perkusista Lee Kerslake. W czwórkę rozpoczęli prace na nowym albumem pod tytułem Blizzard Of Ozz. Niestety nie wszystko układało się po myśli Osbourna, okazało się bowiem, iż wytwórnie płytowe nie były zbytnio zainteresowane wydaniem albumu upadłej gwiazdy Heavy Metalu. Na szczęście znalazła się jedna wytwórnia chętna do podjęcia ryzyka - CBS Records.
    Gezer Butler wspomina, że gdy usłyszał pierwszy raz tę płytę, po prostu powaliła go na kolana, nie spodziewał się bowiem, iż Ozzy będzie w stanie jeszcze cokolwiek nagrać, nie wspominając nawet, że będzie to tak świetny materiał. Na sukces debiutanckiego albumu Ozzy'ego złożyło się wiele czynników, ale tym najważniejszym jest gitarzysta - pan Randy Rhoads. Oto zupełnie nierozpoznawalny młody gitarzysta z miejsca dołącza do panteonu sław i rzuca muzyczny świat na kolana. Podziw wzbudzała przede wszystkim szybkość jego gry na gitarze, a ponadto świetne melodyjne riffy i wspaniałe solówki. Rhoads z miejsca został uznany odkryciem roku i wróżono mu wielką przyszłość. To dzięki niemu Blizzard Of Ozz jest uważany pod względem gitarowym za jeden z najlepszych albumów wszech czasów, w czym jest zresztą sporo prawdy. Nie możemy zapominać jednak o muzykach z sekcji rytmicznej. Daisley i Kerslake to muzycy z dużym bagażem doświadczeń, toteż nie dziwi fakt perfekcyjności sekcji rytmicznej w każdym z utworów. No i w końcu sam Ozzy. Nie dość, że napisał rewelacyjne teksty do każdego utworu, to jeszcze wspiął się na wyżyny swoich możliwości wokalnych, jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić, to może do tego, że trochę brakuje w nim pasji; niemniej jednak numery takie jak I Don't Know czy Crazy Train pokazują, że nowa muzyka Ozzy'ego wcale nie ustępuje tej z jego przeszłości w Black Sabbath. Jeśli jednak już szukamy jakichś analogii, to najłatwiej odnaleźć je w tekstach, które tradycyjnie są mroczne i depresyjne. Podmiot liryczny Crazy Train to jakby bohater Paranoid po dalszych przejściach:

    [center]
    Rany umysłu się nie goją
    Życie to gorzki wstyd
    A ja pędzę szalonym pociągiem, który zaraz się wykolei
    Rany umysłu ciągle krzyczą
    Sprawiają, że odchodzę od zmysłów
    A ja pędzę szalonym pociągiem, który zaraz się wykolei
    [/center]

    W Mr Crowley już od pierwszych sekund klawiszowego wstępu słychać, że mamy do czynienia z dziełem genialnym. Gitarowe solo Rhoadsa to istna magia, choć niekoniecznie czarna, bowiem utwór dotyczy okultysty Aleistera Crowleya, i żeby nie było żadnych nieporozumień nie jest to hymn pochwalny na jego cześć:
    [center]
    Panie Crowley, co ci chodziło po głowie?
    Panie Crowley, czy rozmawiałeś ze śmiercią?
    Twój styl życia wydaje mi się taki tragiczny
    Ten dreszczyk emocji, tak
    Ogłupiałeś wszystkich swoją magią
    Czekałeś na wezwanie szatana

    Urzekający Panie, czy myślisz, że byłeś czysty?
    Straszny Panie, w nocnym porozumieniu
    Odkrywając święte rzeczy
    Manifestując je światu
    Poczynając je w sekrecie
    I niszcząc po stworzeniu

    Panie Crowley, czy dosiądziesz mojego białego koniem?
    Panie Crowley, to oczywiście symbol
    Nadchodzi czas klasyki
    Słyszę wołanie dziewic
    Nadchodzi drastyczny czas
    Stoję przypierając plecy do muru
    Czy to była zachęta do polemiki ?
    Chcę wiedzieć, co miałeś na myśli!
    Chcę wiedzieć
    Chcę wiedzieć, co miałeś na myśli
    [/center]

    Oceniając jednak album na chłodno, można mieć pewne zastrzeżenia co do niektórych kompozycji, produkcji i wykonawstwa. Nie zapominajmy jednak, że w Black Sabbath rządzili Tony Iommi i Geezer Butler, osiągnąwszy artystyczną swobodę, Ozzy musiał zapłacić pewną cenę. Hardrockowe stereotypy dominują w No Bone Movies i Steal Away (The Night), choć te numery zostały wykonane z największą werwą. Natomiast ballada Goodbye To Romance przy pierwszym przesłuchaniu wydaje się żartobliwa, a przy kolejnych ciut przydługa i nużąca. O wiele lepsze wrażenie robi delikatna, gitarowa miniaturka Rhoadsa Dee i podniosły Revelation (Mother Earth) z urzekającą partią Dona Aireya na fortepianie, który jest moim zdanie obok Mr Crowley najlepszym utworem na płycie.
    Osobiście solowy debiut Ozzy'ego nie rzucił mnie na kolana, nie wbił w ziemię i nie przyprawił o gęsią skórkę itp., muszę przyznać, że spodziewałem się czegoś więcej po płycie, która określana jest jako heavymetalowa klasyka, którą trzeba znać i jeden z najważniejszych albumów w historii tego gatunku muzyki. Nie twierdzę, że jest to zła płyta, broń Boże, ale czegoś jednak temu wydawnictwu brakuje, może tej pasji i odrobiny tajemniczości, którą w tak wielkich dawkach podawali nam w swej muzyce członkowie Black Sabbath jeszcze z Ozzy'm w składzie. Dlatego właśnie może zamiast napisać, że to płyta genialna i tak dalej, szczerze muszę przyznać, że jak na solowy debiut byłego wokalisty Black Sabbath, jest to płyta tylko czy może aż (sami wybierzcie) dobra.

    Mariusz Jaszczyk środa, 09, listopad 2011 23:07 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.

Top Desktop version