Miałem napisać tę recenzję już jakiś czas temu, aby przypomnieć, iż właśnie w tym roku mija trzydzieści lat od tragicznej śmierci legendarnego gitarzysty i wspaniałego muzyka - Randy'ego Rhoads'a. Na szczęści w końcu mi się udało i oto jest, ale najpierw trochę historii. Wszystko wydarzyło się 19 marca 1982 roku, który miał się niestety stać jednym z najbardziej tragicznych dni w historii muzyki rockowej; właśnie wówczas miał miejsce tragiczny wypadek, w którym zginał jeden z najlepszych gitarzystów w dziejach muzyki - Randy Rhoads. W drodze na kolejny koncert, autobus zespołu zrobił przystanek w posiadłości Jerry Calhouna w Leesburg na Florydzie, gdzie między innymi zbudowany był pas startowy dla dwóch samolotów typu Beechcraft Bonanza, które stały na terenie posiadłości. Podczas postoju kierowca autobusu, Andrew Aycock, postanowił bez pozwolenia przelecieć się jednym z nich. Za pierwszym razem wziął na pokład klawiszowca Dona Aireya i menedżera zespołu Jake'a Duncana. Tym razem nic nikomu się nie stało. Jednak do drugiego lotu namówił fryzjerkę grupy Rachel Youngblood oraz właśnie Randy Rhoadsa. To wtedy rozegrał się dramat. Podczas lotu Aycock postanowił zdecydowanie zniżyć lot, aby obudzić śpiącego w autobusie Ozzy'ego z resztą zespołu. Udało mu się to przy pierwszych dwóch podejściach. Niestety, przy trzecim samolot zahaczył skrzydłem o tył autobusu, wręcz zdzierając kawałek dachu i rozbijając się na stojącym nieopodal domu. Wybuchł ogromny pożar, a cała trójka pasażerów zginęła na miejscu. Z wydaniem albumu mającym stanowić hołd dla Randy'ego Rhoadsa Ozzy nosił się przez prawie pięć lat. Jak sam mówił: bałem się stanąć twarzą w twarz z tą tragedią, unikałem tego tematu. To zbyt wielki ból, ogromna strata. On był nie tylko największym muzykiem jakiego znałem, ale także moim najlepszym przyjacielem.
Ostatecznie 23 maja 1987 roku światło dzienne ujrzał album Tribute sygnowany jako dzieło Ozzy Osbourna i właśnie Randy'ego Rhoads'a i zawierający zapis koncertów zespołu Ozzy'ego z Randym w składzie. Olbrzymia w tym zasługa fanów, którzy od dłuższego czasu domagali się od Ozzy'ego opublikowania właśnie tych nagrań.
Tribute zawiera 13 utworów koncertowych oraz zarejestrowaną w studiu nagraniowym próbę Randy'ego do nagrania utworu Dee. Możemy usłyszeć w wersjach koncertowych wszystkie utwory z wydanego we wrześniu 1980 roku albumu Blizzard Of Ozz, włączając w to również wspomniane Dee, a także trzy piosenki Ozzy'ego z czasów gdy był członkiem Black Sabbath, solo na gitarze i perkusji oraz dwa utwory z albumu Diary Of A Madman. Płyta rozpoczyna się krótkim intro w postaci tradycyjnego fragmentu z Carmina Burana, po czym do naszych uszu dociera riff z utworu I Don't Know tradycyjnie rozpoczynający koncert Ozzy'ego. Randy gra go o wiele dynamiczniej, agresywniej, a także szybciej aniżeli w studiu nagraniowym. Moc dobywająca się z tego utworu bez wątpienia powali na kolana każdego miłośnika muzyki. I tak na szczęście jest już do końca tego albumu. Utwory z Blizzard Of Ozz i Diary Of A Madman grane są z większą energią, której nie udało się wykrzesać w studiu. Wyjątkami są chyba tylko Crazy Train i Revelation, zagrane w odrobinę wolniejszy sposób. Oczywiście to co najważniejsze na tej płycie to gra Randy'ego Rhoads'a, to on jest głównym bohaterem tego albumu. Dzięki temu otrzymujemy całą gamę ciekawych sztuczek i efektów ubarwiających linie melodyczne, oprócz tego są oczywiście cudowne solówki, dodające mnóstwo wstawek i gitarowych smaczków. Wystarczy powiedzieć, że gra Randy'ego jest po prostu genialna - Randy Rhoads w najczystszej i niczym nie zmąconej postaci. Nie powinien więc dziwić fakt, że spora grupa fanów właśnie wersje z albumu Tribute zdecydowanie przedkłada nad te z albumów studyjnych. Dla wielu osób najważniejszym punktem tego albumu jest Suicide Solution okraszone kilkuminutowym, przepięknym i niezwykle szybką solówką Randy'ego. Wielkie wrażenie robią także utwory z repertuaru Black Sabbath - skrócony do niespełna trzech minut i pozbawiony solówki Iron Man z ciekawym przejściem do fantastycznej, ozdobionej niesamowitą solówką wersji Children Of The Grave i na końcu pełna rozmachu i polotu, genialna wręcz wersja klasycznego utworu Paranoid. Randy nie usiłuje tu nawet zmierzyć się z Iommim, lecz gra te same klasyczne akordy w swój indywidualny sposób, nadając im zupełnie nową jakość i odciskając na nich swoje piętno, dzięki czemu możemy spojrzeć na te utwory z zupełnie innej, często ciekawszej strony. Na sam koniec, mamy wspomniane fragmenty ze studia. Krótki 4-minutowy fragment ukazuje nam jakim Rhoads był perfekcjonistą dbającym o najdrobniejszy szczegół wykonań, uderza tutaj wewnętrzne piękno i geniusz Randy'ego Rhoads'a, coś wspaniałego.
Nie ma wątpliwości, że Tribute ukazuje zespół Ozzy'ego będący w najwyższej formie. Sam Ozzy, choć jak wiadomo, nigdy na koncertach nie wypadał najlepiej, tutaj prezentuje się naprawdę dobrze. Warto zwrócić także uwagę na znakomite brzmienie albumu, wspaniałe i wysublimowane z idealnie rozłożonymi proporcje w grze poszczególnych instrumentów. Tribute jest bez wątpienia jednym z najlepszych albumów koncertowych w historii muzyki rockowej, absolutna klasyka i wielki hołd dla Randy'ego Rhoads'a, który zasługuje aby pamięć o nim przetrwała przez wieki.