A+ A A-

Gospel Of Judas

Oceń ten artykuł
(4 głosów)
(2012, album studyjny)

01. My Gospel - 4:28
02. Circus In Babylon - 3:25
03. Save Breath - 4:30
04. Judas - 4:17
05. Last Man - 3:20
06. Ronin - 4:12
07. Orient Drive - 4:00
08. Dream Catcher - 6:11
 L.A. Sessions:
09. Hold Me - 2:36
10. Love Me Tonight (Leave You In The Morning) - 3:20

Czas całkowity - 40:19

- Kamil Haidar - wokal, gitara
- Kris Staluszka - gitara
- Bartek Kanak - gitara basowa, gitara
- Piotr Podgórski - perkusja, rainstick, shakers
gościnnie:
- Fiolka Najdenowicz - dodatkowy wokal (3)
- Artur Mikołajski - organ Hammonda
- Dug Pinnick - gitara basowa (9)

 

Media

Więcej w tej kategorii: « Maqamat

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    Tośmy się zdrowo naczekali na drugi album Maqamy. Maqamat ukazał się - przypomnijmy - w 2009 roku. Nie zamierzam robić zespołowi wyrzutów z tego powodu. Każdy orze jak może, zwłaszcza kapele, dla których muzyka nie jest podstawowym źródłem utrzymania. Grunt, że Gospel Of Judas jest w rękach fanów, którzy kiedyś zakochali się w dusznej, elektroniczno-metalowo-orientalnej mieszance przygotowanej przez Kamila Haidara i kolegów. Sęk w tym, że jeśli owi fani czekali na kontynuację formuły z debiutu, to mogą się poczuć co najmniej zaskoczeni.

    Zmiany, zmiany na każdym praktycznie polu. Tomasza Krzemińskiego nie ma już w zespole, bas objął po nim Bartosz Kanak. Obawiałem się trochę tej roszady personalnej, Krzemiński naprawdę wiele muzycznie wnosił do brzmienia Maqamy, w którym niskie tony pełnią rolę niebagatelną. Kanak, jak się okazuje, godnie tę lukę wypełnił. Przynajmniej na płycie. Na scenie jeszcze go z zespołem nie widziałem. Zmiana kolejna - kierunek muzyczny. Nie na darmo Maqama przez ostatnie dwa lata grała na żywo swoją wersję Whole Lotta Love. Zwrot w kierunku lat 70tych jest na Gospel Of Judas ewidentny. Elektronika, dawniej wszechobecna, przestała odgrywać istotną rolę. Poszaleć może za to KriStal, którego riffy dawniej były zdawkowe, służyły raczej podkreśleniu dramaturgii kompozycji. Teraz są ich podstawą, a i zacne solówki się zdarzają. Miejscami pobrzmiewa nawet Hammond. Maqama nie zapomniała jednak o wszystkich swoich wyróżnikach - jej muzyka nadal charakteryzuje się transowością i sporo w niej odwołań do muzyki arabskiej czy szerzej - orientalnej. Całościowo jednak jest to granie znacznie bardziej wyluzowane, bez tej klaustrofobicznej atmosfery znanej z poprzedniego albumu. Jeszcze jedna zmiana - teksty w całości po angielsku. Tego akurat trochę mi żal, bo słowa Haidara naprawdę wwiercały się w moją głowę. Mówią o rzeczach uniwersalnych - o walce o swoją godność, o obronie własnego zdania. Nie we wszystkich poglądach utożsamiam się z liderem Maqamy (a już na pewno tytułowa Ewangelia Judasza nie jest moją ulubioną Ewangelią), ale nie mogę przejść obok jego liryków obojętnie. Teraz , w odmiennej wersji językowej, też się nieźle bronią, ale polski odbiorca może stracić poczucie elitarności, obcowania z czymś wyjątkowym i przeznaczonym tylko dla niego. Poza charakterystyczną dla Haidara socjologią pojawiają się jednak tematy na Maqamat nieobecne - o relacjach damsko-męskich. Wszystko wskazuje na to, że Maqama celuje w karierę za granicą. Produkcję znów powierzono specom zza Oceanu, a w dwóch ostatnich utworach (oznaczonych jako L.A. Sessions) pojawia się na byle jaki gość. Dug Pinnick - basista King's X! Związki tego pana z naszym krajem coraz bardziej się zacieśniają - ma już na koncie sesję z Braćmi.

    Ad rem - jak prezentują się poszczególne utwory? Solidnie, bez żadnych większych mielizn. Jest mocno, witalnie, wszędzie utrzymany jest wysoki poziom kompozytorski i wykonawczy. Które kawałki wyróżniłbym szczególnie? Na pewno opatrzony kwadratowym riffem Circus In Babylon, zadumany Last Man, Save Breath ze świetną orientalna wokalizą. Natomiast utwory nagrane z Pinnickiem prezentują Maqamę bardziej zwięzłą, celującą w przebojowy hard rock. W Love Me Tonight wypada to nieźle, w Hold Me - fantastycznie! Co za petarda! Tekst prosty, refren nośny, skandowany (z Haidarem biorącym lekko histeryczne górki a'la Wayne Hussey), riff wściekły. Hicior jak nic! A biorąc pod uwagę miłosną tematykę - mój pewniak na Walentynki. A co, zawsze muszą być ballady?

    Bardzo dobra płyta! Nie chwyta za gardło od pierwszego przesłuchania jak genialna poprzedniczka, ale sprawdza się jako nowe otwarcie. Ja tę zreformowaną Maqamę kupuję. Kupując - daję mocną czwórkę.

    Paweł Tryba piątek, 13, lipiec 2012 01:07 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.