ProgRock.org.pl

Switch to desktop

War Nation

Oceń ten artykuł
(4 głosów)
(2012, album studyjny)

01. War Nation (6:10)
02. Song Of the Dead (5:06)
03. Hammer And Nails (4:55)
04. Don't Dream In the Dark (4:54)
05. Grace Of God (4:55)
06. Dreamer (5:26)
07. Justice For All (4:17)
08. Wings Of Heaven (5:33)
09. State Of the Union (4:00)
10. Hard Road (3:52)

Czas całkowity: 49:08


- Doogie White  (vocals)
- Mick Tucker  (guitars)
- Cliff Evans  (guitars)
- Chris Dale  (bass)
- Steve Hopgood  (drums)

Media

1 komentarz

  • Gabriel Koleński

    W 2010 roku Tank radośnie powrócił na scenę z albumem „War machine” i Doogie White’m na wokalu. Było głośno, energicznie i fachowo. Jak jest tym razem? Na najnowszym albumie formacji, „War nation” jest zasadniczo podobnie. White zdecydowanie jest podporą tej kapeli, choć wciąż można go postrzegać jako nowy nabytek. Jednak należy podejrzewać, że dobrze się tam zadomowił bo wspólnie panowie działają dość intensywnie, zarówno studyjnie, jak i koncertowo. Jako, że zacząłem od wokalisty, to już skończę jego wątek. Od początku słychać, że Pan White bryluje na tym krążku. Jego wysokie umiejętności wokalne ciężko jest podważać, biorąc pod uwagę jego dorobek, ale jakby ktoś wątpił to ten album wszelkie wątpliwości może rozwiać. Doogie jest w świetnej kondycji. Zresztą same linie wokalne też zasługują na uwagę. Już pierwszy, tytułowy kawałek na płycie może poszczycić się świetnymi wokalizami, podobnie jak „Hammer and nails”, genialny „Don’t dream in the dark” (moim zdaniem jeden z najlepszych utworów na płycie), świetnie zróżnicowany pod tym względem „Wings of Heaven” czy „Grace of God”, który jest chyba najciekawszym popisem wokalnym White’a, jego głos jest tu fantastycznie wyeksponowany. Od pełnych specyficznego napięcia zwrotek, przez podniosły mostek, aż po wywołujący ciarki refren. I jeszcze ta melodia prowadząca, też stawia włosy na karku. Zresztą praca gitarzystów na tym krążku to swoją drogą insza inszość. Jak trzeba to walcują (majestatyczny „The song of the dead”, gdzie pięknie współgra to z kroczącym rytmem, znowu utrzymany w średnim tempie „Don’t dream in the dark” czy wspomniany już, przepełniony podniosłym nastrojem „Wings of heaven”), jak trzeba to szybko tną (chyba najlepiej w „Hammer and nails” i „Justice for all”). Jako, że mamy do czynienia z płytą stricte heavy metalową to oczywiście nie mogło zabraknąć solówek. Nie będę pisał gdzie są jakie, bo gitarowe solo jest w każdym utworze. A jakie te solówki są to już sami sobie odkryjecie jak tylko ktoś będzie miał na to ochotę. Ja powiem tylko, że jest dobrze. Nawiązałem już do stylu, w jakim zespół się porusza. To jest piękny, klasyczny heavy metal, bez nowoczesnych sztuczności, bez niepotrzebnych efektów, bajerów, wstawek, itd. Ale za to z duszą, z doskonałym klimatem, jest przestrzeń, ta płyta oddycha. I to pełną piersią. Nie spodziewajcie się tu nie wiadomo czego. To są doskonałe utwory, ale o strukturze raczej piosenkowej, jest więc przewidywalnie, ale tu nikt nie sili się na podlizywanie się nie wiadomo jakiej publiczności. Nie podoba się? Nie musi. Grunt, że panowie robią to co potrafią najlepiej i to im znakomicie wychodzi. Pozytywny efekt wzmaga również wykręcone przez Phila Kinmana brzmienie. Mucha nie siada. Ani tym bardziej nie biega. Za to wszystko jest na swoim miejscu. Szczególnie podoba mi się uwaga poświęcona sekcji rytmicznej pod tym względem. Perkusja dudni aż miło. Tak na marginesie, dobrze, że Steve Hopgood powrócił do zespołu. Co jeszcze jest na tej płycie? Na uwagę zasługuje „Dreamer”. Dlaczego? Bo to ballada. Taka w klasycznym ujęciu (tak, słowo „klasyczny” we wszystkich odmianach zdecydowanie sponsoruje tą recenzję). Pan White pięknie śpiewa, refren jest cudowny, a solówka bardzo emocjonalna. Co jeszcze? „Hardroad”. A to czemu? A bo to utwór instrumentalny. Ale to nie jest żadna błaha ozdóbka, tudzież delikatny przerywnik (tą rolę generalnie pełni „Dreamer”), tylko kawałek pełen czadu! Tak jest. Jeśli interesuje was klasyczny (obiecuję, że to już ostatni raz, słowo) heavy metal, profesjonalnie brzmiący, zagrany przez doświadczonych muzyków, którzy do choroby jasnej wiedzą co robią, to zdecydowanie polecam. Ja daję maksymalną ocenę. A co.
    Gabriel „Gonzo” Koleński

    Gabriel Koleński poniedziałek, 03, grudzień 2012 11:58 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.

Top Desktop version