A+ A A-

War Machine Live

Oceń ten artykuł
(2 głosów)
(2012, DVD)

01. This Means War
02. Judgement Day
03. Echoes Of A Distant Battle
04. Phoenix Rising
05. Feast Of The Devil
06. Honour And Blood
07. Great Expectations
08. T.W.D.A.M.O
09. Don't Dream In The Dark
10. Power Of The Hunter
11. (He Fell In Love With A) Stormtrooper
12. The War Drags Ever On

Bonusy video:

„War Nation” video
Interview with Mick Tucker, Cliff Evans, and Doogie White
Live at Metal Hammer Festival 2011
At the Studio / On the Road

- Doogie White (vocals)
- Mick Tucker (guitars)
- Cliff Evans (guitars)
- Chris Dale (bass)
- Steve Hopgood (drums)

 

Więcej w tej kategorii: « War Nation

1 komentarz

  • Gabriel Koleński

    Tank wydaje koncertowe dvd. Czy można traktować to w kategoriach ważnego wydarzenia? Biorąc pod uwagę, że to pierwsze tego typu wydawnictwo w historii zespołu, to raczej tak. Dla fanów tym bardziej, zwłaszcza tych pochodzących z Polski, jako że właśnie w naszym kraju zarejestrowano materiał wydany właśnie przez Metal Mind Productions. Koncert stanowiący główne danie tego wydawnictwa odbył się 9 marca w warszawskiej Stodole.
    Film nie posiada formalnego wprowadzenia, od razu ukazuje zespół tuż przed rozpoczęciem występu. Muzycy chwytają za instrumenty, chwila na przygotowanie i rozpoczynają z grubej rury od klasycznego „This means war” (jeśli ktoś czytał moją recenzję „War nation” to pragnę poinformować, że słowo „klasyczny” sponsoruje również tą recenzję)! Nikt nie bierze jeńców. Kawałek zostaje bardzo dobrze odegrany, aczkolwiek muzycy wyglądają na nieco spiętych. Krótko, bo tremę znacznie mniej widać już przy następnym utworze. Przy pochodzącym z poprzedniej płyty „Judgement day” sam machałem głową przed telewizorem. Panowie pięknie wyrabiają się przy szybkich partiach wokalnych. I jest czad. Generalnie to wszystko brzmi niemal nieprawdopodobnie. Ja wiem, że w Stodole jest dobre nagłośnienie, rozumiem, że technika idzie do przodu z dnia na dzień. Ale żeby tak wiernie to odtworzyć? Żeby dźwięk był tak czysty? Widocznie można. Mi pozostaje jedynie pogratulować znakomitej roboty ekipie odpowiedzialnej za produkcję materiału. Skoro już jestem przy kwestiach technicznych to wspomnę o pracy kamer. Zero statyczności, bardzo dynamiczne ujęcia, raczej krótkie i szybkie, z wyjątkiem przerw między utworami, gdzie pokazywana jest konferansjerka Doogiego White’a. Ale w tym przypadku zbliżenie na wokalistę jest raczej dość oczywiste. Poza tym, jest jak w dobrym filmie akcji, dzieje się dużo i szybko. Uwzględniając przy tym grę świateł, nie polecam tego filmu chorym na epilepsję. A poważnie to muszę pochwalić jakość obrazu, bo mimo sporej liczby efektów jest ona bardzo wysoka, realizatorom udało się to wszystko okiełznać. Zmieniając temat, przyczepię się nieco do frekwencji na tym koncercie. Widząc ilość słuchaczy zebranych tego dnia w klubie, nie dziwi, że wokalista miał raczej rachityczne wsparcie od umiarkowanej liczby fanów. Szkoda, bo widać było, że White bardzo na to liczył, a chyba trochę się zawiódł. Nie przeszkodziło mu to jednak w śpiewaniu, co udowadnia w kolejnych klasycznych (tak jest) kawałkach zespołu, nagranych na długo przed jego pojawieniem się w nim. Zasadniczo, to Tank zagrał tylko 4 piosenki z promowanej wówczas płyty „War machine” i jedną (genialne zresztą „Don’t dream in the dark”) przedpremierowo, by zapowiedzieć dopiero nadchodzący w tamtym czasie album „War nation”. Reszta to starocie. Ale w obecnym wykonaniu i przy obecnym sprzęcie brzmią ponadczasowo. W „Feast of the devil” i „Honour and blood” White pokazuje na co go stać, dwoi się i troi, chodzi po całej scenie. Jeśli chodzi o pozostałych muzyków to wydaje mi się, że momentami brakuje im nieco pary, wyglądali na trochę zmęczonych. Nie można jednak zapominać, że panowie nie są już młodzieniaszkami. Aczkolwiek mimo zmęczenia widocznego na twarzach, muzycy dawali z siebie wszystko. Było energicznie i bardzo sprawnie, gitarzyści cieli i „solówkowali” jak trzeba, sekcja dudniła równo. Po prostu śmiem twierdzić, że w tej chwili wymaga to od nich więcej wysiłku. Ale myślę, że ten wysiłek jest wart tego by zaserwować publiczności taką jazdę jak w „TWDAMO”. Nawet jeśli fani średnio dopisali, to White i tak stwierdził, że byli oni tego dnia „bardzo uprzejmi”. Pozostaje sprawą dyskusyjną czy była to szczerość czy jedynie grzeczność. Koncert zakończył się kilkoma sztandarowymi utworami – „Power of the hunter”, „(He fell in love with a) Stormtrooper” i „The war drags ever on”. I znowu czad, zawrotne niekiedy tempo, szybkie ujęcia kamer i wojna świateł. A jak Doogie White radził sobie z dziełami zespołu, które powstały bez jego udziału? Chciałoby się powiedzieć „awesome” albo „fantastic”! I spokojnie można tak powiedzieć, jak ktoś ma ochotę. Chociaż klasyczne (tak jest) piosenki Tank są szybsze od tych powstających współcześnie, wokalista bez kompleksów wyśpiewuje wszystko po swojemu, świetnie sobie radzi, nadąża. A koncert zakończył typowym dla tej stylistyki popisem wokalnym w stylu Roba Halforda.
    Bardzo istotnym elementem „War machine live” są liczne dodatki, które moim zdaniem decydują o sile tego wydawnictwa. Dzięki nim, to nie jest kolejne dvd z koncertem zespołu heavy metalowego. To zbiór ciekawych materiałów dokumentujących obecny etap kariery zespołu. Oprócz występu zarejestrowanego w Stodole, mamy możliwość obejrzeć również koncert, jaki zespół dał na Metal Hammer Festival w katowickim Spodku w 2011 roku. Jakość audiowizualna tego materiału pozostawia nieco do życzenia, w dodatku całość trwa niecałe 25 minut, ale taka już jest specyfika występów festiwalowych i pozostaje się z tym jedynie pogodzić. Oczywiście warto to obejrzeć (tam było morze ludzi!), a ja chylę czoła przed Metal Mindem, że zdecydowali się to opublikować, mimo małych niedoróbek, bo i tak dobrze się to ogląda. Poza tym, można też obejrzeć i wysłuchać wywiadów udzielonych przez Doogiego White’a oraz duet Mick Tucker/ Cliff Evans. Ze względu na brak tłumaczenia i specyficzny akcent Brytyjczyków jest to pewne wyzwanie. Do dvd dołączony jest również krótki film pokazujący zespół w trasie i studiu, ale nie liczcie na ujęcia z dzikich imprez. To tylko kilka wypowiedzi członków zespołu w plenerze i trochę pracy nad nagrywaniem „War nation”, aczkolwiek moment, gdy White nagrywa wokale do „The song of the dead” może przyprawić o ciarki. Do tego wszystkiego można sobie pooglądać zdjęcia, przeczytać biografię zespołu, spojrzeć na jego dyskografię czy przejrzeć tapety na pulpit.
    Dla fanów kapeli rzecz obowiązkowa, ale uważam, że to może być również bardzo dobra okazja by zapoznać się z działalnością zespołu, jeśli ktoś nie jest zaznajomiony z jego obecnym wcieleniem lub nawet gdy nigdy o nim nie słyszał.
    Gabriel „Gonzo” Koleński

    Gabriel Koleński piątek, 07, grudzień 2012 12:43 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.