Living Mirrors

Oceń ten artykuł
(47 głosów)
(2013, album studyjny)

01. Dancing With Endless Love  (3:53) 
02. Enigma Of Abode  (4:45)
03. Profane The Ground  (5:00) 
04. Prana  (1:46) 
05. Message From Atlantis  (6:24)
06. Wow!  (1:15) 
07. Universal Love  (3:51) 
08. Be Afraid Of Nothing  (1:13)
09. Unbroken Shiver  (6:37)
10.Touching The Golden Cloud  (3:57)
11.Butoh  (3:56)
12.Choices Over Me  (3:24)
13.Aum  (9:22)

 Czas całkowity: 55:23

 

- Rafał Biernacki  (vocals, keyboards)
- Jakub Żytecki  (guitar)
- Wojciech Famielec  (bass)
- Maciej Dzik  (drums)

 

Media

Więcej w tej kategorii: « Promo 2008 Foreword »

2 komentarzy

  • Paweł Bogdan

    O tym co działo się z Disperse między wydanym w roku 2010 debiutanckim albumem, a recenzowanym tutaj drugim krążkiem formacji można napisać książkę. W ciągu tych niecałych trzech lat kariera młodych Polaków obracała się jak w kalejdoskopie, działo się naprawdę wiele… Przy próbie zrecenzowania Living Mirrors nie sposób uniknąć nawiązań do przeszłości i aby nie zamęczać czytelnika masą informacji biograficznych przedstawię tylko najważniejsze fakty z historii Disperse na przestrzeni ostatnich trzech lat: w roku 2010 Jakub Żytecki publikuje w sieci djentowo nacechowane utwory solowe, które spotykają się z wielkim zainteresowaniem zagranicznych słuchaczy i krytyków, a sam gitarzysta zaczyna być postacią wręcz kultową; Disperse staje się rozpoznawalną marką, będąc zapraszany na takie festiwale jak Euroblast (2011, 2012) czy Tech-Fest (2012); Jakub Żytecki staje się ambasadorem gitar Ibanez; zespół rozstaje się z Marcinem Kicykiem (bas) oraz Przemysławem Nyczem (perkusja), Disperse podpisuje kontrakt fonograficzny z wytwórnią Seasons of Mist (Morbid Angel, Atheist, Cynic) i w lutym roku 2013 wydaje album Living Mirrors.

    Zamieszania personalne, zamiana logo na „ostrzejsze” czy w końcu ewolucja muzyczna… Drugie wydawnictwo Disperse to bez wątpienia płyta inna od Journey Through the Hidden Gardens. Zespół doznał pewnego rodzaju metamorfozy nagrywając album skierowany bardziej w stronę cięższych brzmień i w porównaniu do debiutu nacisk położony na melodie, klawiszowe pasaże i muzyczne przestrzenie został zdecydowanie przesunięty w kierunku tak zwanej techniczności, energii, ciężkich riffów i jeszcze większego wyrafinowania kompozycyjnego. Living Mirrors to bez wątpienia wydawnictwo nacechowane djentowo (Meshuggah, Animals as Leaders, Periphery), jednak, dzięki Bogu, zespół nie stracił przy nim swojego niepowtarzalnego charakteru, czego bardzo się obawiałem. Disperse prócz mocnych, ciężkostrawnych utworów serwuje nam na płycie wiele wspaniałych, kojących fragmentów, delikatnych melodii czy elementów post-rockowych i ambientowych, co nadaje płycie niesamowitych walorów. Disperse, mocno zainspirowany djentem, mimo wszystko nie rezygnuje ze swych najmocniejszych stron oraz treści i tematów poruszanych na debiucie, co naprawdę godne jest pochwały.

    Album zawiera wiele elementów, które zasługują na szczególne zainteresowanie słuchacza. Uwagę każdego z pewnością przykuwa genialna gra Jakuba Żyteckiego. W porównaniu do debiutu Disperse na płycie roi się od mocnych i zawiłych riffów (wyśmienite Profane the Ground). Inne są też solówki, których jest jakby mniej niż na Journey Through the Hidden Gardens i mają nieco inny charakter, ale ciągle sprawiają niesamowite wrażenie (szczególnie w Message from Atlantis oraz Universal Love). Z pewnością warto podkreślić wielki, wszechstronny postęp jaki zrobił śpiewający Rafał Biernacki oraz dojrzałość kompozycji zespołu. Materiał został świetnie zrealizowany i zmixowany, a co najbardziej istotne słucha się go znakomicie. Z pewnością ma na to wpływ jego idealne rozplanowanie. Disperse na Living Mirrors wyśmienicie przeplata mocniejsze utwory z delikatniejszymi, wplatając w nie sporo ambientowych fragmentów, dzięki czemu wydawnictwo nie przytłacza jak zdecydowana większość tak zwanych djentowych płyt. Album jest zróżnicowany, ale i niebywale spójny, i nawet jazzowo nacechowany Butoh trzyma się tu całości. Męczyć jedynie może długi, bardzo zagmatwany AUM (czuć wpływy fusion) i nie dziwi fakt, że został on umieszczony na końcu krążka.

    Warto tu podkreślić, że około połowy materiału z Living Mirrors fani zespołu już dobrze znali… Zresztą materiał na nowy album (choć na pewno w innej formie) podobno był gotowy jeszcze w roku 2011. Utwory Dancing with Endless Love, Message from Atlantis, Touching the Golden Cloud, Universal Love oraz AUM w wersji demo ujrzały światło dzienne w roku 2010, natomiast Unbroken Shiver (inaczej zmixowany i nieco dłuższy) Disperse opublikowało ponad pół roku przed premierą. Zresztą sporą część tych kompozycji muzycy wykonywali na żywo na przestrzeni lat 2010-2012. Przed premierą Living Mirrors obawiałem się o brak zaskoczenia przy zetknięciu z długo oczekiwanym wydawnictwem, jednak pomyliłem się. Choć całkowicie nieznanych kompozycji jest na albumie jedynie 4 na 11, to te „stare” w porównaniu z prototypami zostały przearanżowane, zmodyfikowane i wzbogacone, przez co nabrały nowej jakości.

    Living Mirrors to w sumie niespełna godzina dość ciężko przyswajalnej muzyki. Trzeba przyznać, że dla słuchaczy do tej pory nie mających styczności z zespołami z nurtów takich jak djent czy tech-metal przyswajanie krążka może następować dość opornie, stąd sporo krytycznych opinii dotyczących promującego album, wielotematycznego Enigma of Abode, ze strony osób przywiązanych do starego wcielenia zespołu. Przytłaczająca większość pozytywów powinna jednak zastanowić słuchacza czy na pewno temu albumowi nie wypada poświęcić więcej uwagi i czasu. Jestem całkowicie pewny, że tak.

    Cóż, minęły już trzy miesiące, a spośród wszystkich tegorocznych wydawnictw najwięcej słucham… właśnie albumu Disperse! Ani Steven Wilson, ani Riverside, ani Votum nie byli w stanie przykuć mojej uwagi na tak długo jak zrobili to młodzi muzycy z Polski poprzez swoje Living Mirrors. Niech o tym, że z Disperse na pewno trzeba się liczyć, świadczy fakt, że sam teledysk do Enigma of Abode w ciągu miesiąca przekroczył liczbę 50 tysięcy (!) wyświetleń, a formacja zrobiła spora zamieszanie na europejskim rynku muzycznym. Zdaje się, że przed Disperse dopiero rozrysowuje się świetlana przyszłość, a nam rośnie (a może już wyrosła?) kolejny ambasador na Zachodzie.

    Paweł Bogdan czwartek, 21, marzec 2013 20:43 Link do komentarza
  • Łukasz 'Geralt' Jakubiak

    Mówiąc o djencie nie można pominąć takich kapel jak TesseracT, Periphery, czy Animal As Leaders. To porządne bandy, ze sporym warsztatem, jednak nie każdy jest fanem tego gatunku… Jednych irytuje zbyt techniczne podejście do utworów oraz wszechobecna polirytmia, a inni zachwycają się dokładnością i precyzją muzyków – innymi słowy, co kto lubi. Do grona wyżej wymienionych zespołów dołączyła ostatnio formacja Disperse, którą jakiś czas temu poznaliśmy z nieco innej strony.

    W 2010 roku Disperse wydał album „Journey Through the Hidden Gardens”, który został bardzo ciepło przyjęty przez słuchaczy na całym świecie. Debiutanckie wydawnictwo można było określić jako tradycyjny metal progresywny, który garściami czerpał inspiracje od takich wykonawców jak Riverside, jednak biorąc pod uwagę wiek muzyków (Kuba Żytecki miał wtedy zaledwie 17 lat)… było to coś na swój sposób rewelacyjnego. Muzyka była świetnie zagrana i bardzo dojrzała, dlatego też z zapartym tchem czekałem na ich nową płytę.

    „Living Mirrors” to skok w zupełnie inne klimaty, co w gruncie rzeczy jest dosyć odważnym zagraniem ze strony Disperse. Już na starcie wita nas nieco zmieniony skład. Gitarę prowadzącą nadal dzierży Jakub Żytecki, a na wokalu i keyboardzie ponownie usłyszymy Rafała Biernackiego. Nowymi członkami zostali: Wojtek Famielec (gitara basowa) oraz Maciej Dzik (perkusja). O ile sama zmiana brzmienia zespołu jest sprawą dyskusyjną, to warto przyjrzeć się muzycznej stronie „Living Mirrors”, która niestety nieco kuleje.

    Główną wadą najnowszej płyty Disperse jest jej powtarzalność. Riffy są do siebie bardzo podobne, przez co albumu słucha się dosyć topornie. Zagrywki i melodie w „Enigma of Abode” są podobne do tych w „Unbroken Shiver”, czy „Universal Love”. W trakcie słuchania drobnymi urozmaiceniami są głównie ambientowe przerywniki w postaci „Prana”, „WOW!”, czy akustycznego „Be Afraid Of Nothing”. Kolejną wadą albumu jest chaotyczność w kompozycjach. Technicznie jest wręcz rewelacyjnie, ale bardzo często kontrast między rozbudowanym instrumentarium, a melodyjnymi partiami wokalnymi jest zanadto słyszalny (zwrotki w „Enigma Of Abode”, „AUM”, czy sekcja perkusyjna w „Message From Atlantis”). Jeśli jesteśmy już przy wokalu, to jest on… nieciekawy. Przez nałożone efekty i słyszalny autotune głos Rafała traci na naturalności, nabierając nieco irytującego pop-rockowego wydźwięku, co momentami niezbyt pasuje do agresywnych sekcji instrumentalnych. Jeżeli chodzi o pozytywne aspekty krążka to warto jest wspomnieć o kilku partiach solowych, które szczególnie zapadły mi w pamięć, chociażby w wymienianym już dwukrotnie „Enigma Of Abode” (świetna funky-jazzowa solówka na gitarze), czy „Unbroken Shiver”, a w całości spodobały mi się zaledwie dwa numery. „Butoh” to instrumentalna, jazz fusionowa kompozycja z rewelacyjnym solo na basie, która koniec końców… nie pasuje do tej płyty. Jest balladowa, bardzo klimatyczna, melodyjna i całkowicie inna od reszty utworów znajdujących się na krążku. Natomiast „Choices Over Me” to przyjemna, stonowana kompozycja, która od razu wpada w ucho. Spodobały mi się akordy (świetny wstęp), sporo przestrzeni (w końcu!) i jedyną wadą tego numeru jest jego długość… Po trzech i pół minutach czułem lekki niedosyt.

    Przykro to stwierdzać, ale „Living Mirrors” to słaby album. Cieszy mnie bardzo, że chłopaki z Disperse dają z siebie wszystko i pokazują, że potrafią grać, ale cały ten techniczny przesyt zabrał im mnóstwo przestrzeni. Oczywiście, mają kilka fajnych momentów, ale koniec końców kompozycje okazują się być chaotyczne, nagrane na jedno kopyto i pozbawione jakichkolwiek zaskakujących elementów. TesseracT na swoim „One” udowodnił, że z tej typowo technicznej muzyki można wyciągnąć masę świetnych melodii, a Stealing Axion na recenzowanym przeze mnie „Moments” pokazał, że w tym kierunku można stworzyć coś intrygującego i świeżego. Disperse trochę zaniedbało te elementy i otrzymaliśmy typową, djentową płytę… Wielka szkoda.

    „Living Mirrors” to typowy przykład przerostu formy nad treścią. Pozostaje zatem tylko jedna kwestia… Komu polecić ten album? Myślę, że zagorzali miłośnicy djentu mogą spokojnie sięgnąć po nowy krążek Disperse, jednak osobom, którym podobał się debiut zespołu odradzam bliższe spotkanie z „Żyjącymi lustrami”.

    2.5/5

    Łukasz 'Geralt' Jakubiak wtorek, 19, luty 2013 20:28 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Metal Progresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.