The After-Effect

Oceń ten artykuł
(12 głosów)
(2014, album studyjny)

 

01. King Of Isolation - 3:50
02. Sky Full Of Dreams - 4:31
03. Still Want To Prevaricate? - 3:05
04. Lies - 5:34
05. Dance With Confidence - 1:11
06. I'm Not Affraid - 5:46
07. Losing Breath - 5:00
08. Restive Lull - 5:41
09. Haters - 4:31
10. No One Left To Blame - 7:52

Czas całkowity - 47:06



- Marek Majewski - wokal
- Janek Mitoraj - gitara
- Rafał Paluszek - klawisze
- Łukasz Lisiak – gitara basowa
- Marek Romanowski - perkusja
oraz:
- Agnieszka Sawicka - skrzypce
- Jakub Kowalski - skrzypce
- Anna Krzyżak - altówka
- Wojciech Skóra - wiolonczela


 

 

 

Media

Więcej w tej kategorii: « Particles Variomatic »

2 komentarzy

  • Łukasz 'Geralt' Jakubiak

    Nieco ponad rok po premierze "Particles", panowie z Osady Vida - na przekór wszelakim przeciwnościom - postanawiają wydać kolejny materiał pod szyldem Metal Mind Productions. "The After-Effect" okazał się zwiastunem zmian, związanych m.in. z odejściem dwóch muzyków, którzy od lat byli związani z formacją. Bartka Bereskę (gitara) zastąpił Jan Mitoraj (Brain Connect), a miejsce Adama Podzimskiego (perkusja) przejął Marek Romanowski . Po niemal 20 latach godnego reprezentowania polskiej progrockowej sceny, zespół postanowił nieco przemodelować swoje brzmienie. Dominację melodii nad technicznymi popisami mogliśmy już usłyszeć na "Particles" i w podobnym kierunku grupa podążyła na "The After-Effect", ale tym razem muzycy jeszcze bardziej postawili na rozmach i interesujące harmonie.

    Płytę rozpoczyna przebojowy "King of Isolation" – z jednej strony utrzymany w duchu softrockowych klasyków, a z drugiej niepozbawiony swojej „progresywności”. To bogaty w ciekawe rozwiązania melodyczne utwór (świetne partie pianina, solidny refren), któremu brakuje troszkę luzu i naturalności (zbyt selektywna perkusja). Dalej usłyszymy pełen rozmachu "Sky Full Of Dreams", który pokazuje nową twarz Osady Vida. Kwartet smyczkowy oraz fortepianowe partie Rafała Paluszka sprawnie podkreślają nośną i przestrzenną formę kompozycji. Na płycie nie brakuje też energicznych utworów i świetnie pod tym względem wypada "Lies", "Losing Breath" oraz "Haters". W tym ostatnim warto pochwalić wokal Marka Majewskiego, który umiejętnie manipuluje swoją barwą – od rockowej chrypki do klasycznych przebojowych form. Ogromne wrażenie robi też ballada "I’m Not Afraid". Świetne gitarowo-klawiszowe partie we wstępie i mocny refren czynią z tego utworu jeden z najlepszych koncertowych przebojów Osady Vida. Fani nastrojowo-progresywnych klimatów świetnie odnajdą się w utworach "Restive Full" oraz "No One Left To Blame". Ten pierwszy jest świetną instrumentalną kompozycją, w której dominują popisy Jana Mitoraja i Rafała Paluszka, wspierane przez kwartet smyczkowy. Nie ustępuje im także Łukasz Lisiak, który swoimi partiami basowymi perfekcyjnie uzupełnia tło. Drugi numer zaskakuje bardziej rozbudowaną formą. Płynne przechodzenie między nastrojami, zabawa konwencją i imponujące solowe popisy - to wymarzony grand finale.

    Bardzo długo zabierałem się za recenzję "The After-Effect" (minął już prawie rok od premiery), ale powodem tego nie była moja ignorancja, a brak czasu i nieodparta chęć bliższego poznania. Panowie z Osady Vida stworzyli najdojrzalsze dzieło w swoim dorobku. Materiał brzmi solidnie, kompozycje są różnorodne i pełne chwytliwych melodii, a chemia między muzykami jest wyraźnie słyszalna. Album nie ustrzegł się jednak drobnych potknięć. Marek Romanowski to bardzo dobry bębniarz (świetnie wypada na żywo), ale na płycie wydaje się bardzo zhermetyzowany – chwilami jego partiom brakuje energii, a ich brzmienie nie jest zadowalające. Miks perkusji to zdecydowanie najsłabszy element tego wydawnictwa.

    "The After-Effect" konsekwentnie rozwija pomysły zapoczątkowane na "Particles" i sprawnie lawiruje na granicy popu, klasycznego rocka i progresywnych form. To niesamowite, że pomimo osobistych problemów grupa była w stanie stworzyć tak spójny i angażujący materiał. Nowi muzycy dali formacji nowego „zastrzyku” energii, a ostatnie przejścia stały się inspiracją do stworzenia interesującej warstwy lirycznej, dotyczącej izolowania własnej osobowości. Czyżby panowie z Osady Vida też czuli się spętani? Miejmy nadzieję, że z takim samym zapałem i jeszcze większym bagażem doświadczeń dotrą do kolejnego – równie udanego – albumu.

    4/5

    P.S. Za udostępnienie płyty dziękuję Markowi Majewskiemu.

    Łukasz 'Geralt' Jakubiak niedziela, 18, październik 2015 22:42 Link do komentarza
  • Krzysztof Baran

    Zwykle bywa tak, że gdy zespół traci ponad połowę swego składu to albo się rozpada na amen, albo w najlepszym wypadku mocno obniża swe dotąd wysokie loty. Wielu z nas miało obawy o dalszą działalność śląskiej formacji Osada Vida, w której przecież na przestrzeni ostatnich 2-3 lat nastały ostatnio wielkie, jeśli nawet nie rewolucyjne zmiany. O ile zaproszenie do zespołu wokalisty Marka Majewskiego przez chwilę było nawet powiększeniem składu, o tyle odejście najpierw niezwykle charakterystycznego i tak bardzo ważnego dla brzmienia zespołu, gitarzysty Bartka Bereski, a później współzałożyciela Osady - perkusisty Adama Podzimskiego mogły się stać przysłowiowym gwoździem do trumny dla tej zasłużonej formacji. Mogły, ale się nie stały! Nic z tych rzeczy! Osada Vida w nowym wcieleniu i nowym składzie personalnym niemal bryluje i błyszczy na najnowszej, wydanej przez Metal Mind płycie zatytułowanej „The After Effect”.

    Przyznam się szczerze. Poprzednia płyta, będąca trochę okresem przejściowym i czasem poszukiwania nowych brzmień, nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak starsze pozycje w dyskografii Osady. Choć od razu nadmienię, że głos Marka Majewskiego od samego początku bardzo mi pasował. Przyznam się też, że miałem obawy co do dalszych dokonań śląskiego zespołu. Na szczęście okazały się one być zupełnie niepotrzebne.

    Pierwsze wrażenie, jakie odniosłem po przesłuchaniu albumu „The After Effect” to lekkość. Muzyka brzmi inaczej niż poprzednie albumy. Bardziej piosenkowo z jednej strony, choć elementy charakterystyczne dla przeszłości Osada Vida są wciąż dostrzegalne i namacalne. Drugi element jaki rzuca się „na ucho” to gitara Janka Mitoraja, nowego transferu zespołu z Piekar Śląskich. Janek gra bardzo klasycznie. W wielu miejscach stosuje zagrywki bliskie jazz-rockowi, które sprawiają że muzyka niemal rozpływa się w powietrzu. Tak jest w pierwszym na płycie „King Of Isolation”.

    Im dalej w materiał płyty, tym więcej niespodzianek. W drugim na płycie (moim ulubionym) „Sky Full Of Dreams” po raz pierwszy pojawiają się partie smyczków, notabene kolejna nowość w brzmieniu Osada Vida. Partie te niemal zlewają się ze śpiewem Marka Majewskiego co jest prawdziwą baterią melodii w tym numerze.

    Trzeci na płycie „Still Want To Prevaricate?” to zupełnie inna para kaloszy. Krótki acz treściwy utwór instrumentalny oparty na jazzowych improwizacjach gitarowych, tym razem brzmiący sennie, z fajną klawiszową głębią wyczarowaną przez Rafała Paluszka.

    Ale już w czwartym utworze trzeba się przebudzić. Tym razem zagra dla nas ta „starsza”, mniej uporządkowana i nieco ostrzejsza Osada, z bardzo charakterystyczną grą basu Łukasza Lisiaka. W końcówce jednak znów chłopaki nam przyjazzują a pianino i gitarka „poplumkają” w finale wprawiając słuchacza w bardzo błogi nastrój.

    „Dance To Confidence” to króciutka miniaturka gitarowa, rodzaj przerywnika, bardzo zgrabnie wprowadzająca nas w kolejny, nieco bardziej wyciszony utwór „I’m Not Afraid”. To lekko uduchowiona ballada, o jaką jeszcze kilka lat temu nikt z fanów Osada Vida nie podejrzewałby zespołu. A tu proszę taaaaaka niespodzianka. Zresztą bardzo miła dla ucha i ducha.

    „Loosing Breath” to znów prawdziwa bateria melodii, choć zawierająca ślady także i tej bardziej krnąbrnej Osady, zamknięta w pięciominutowej konwencji. Tym razem Janek Mitoraj zagra mniej jazzową, a bardziej rockową solówkę na gitarze.

    Zatęskniliśmy za jazzikiem? Proszę bardzo! „Restive Lull” znów wypełniają dźwięki jazz-rockowe. Marek Romanowski zagra tu chwilami niemal „barowo” i trochę leniwie, ale oczywiście w jak najlepszym tego słowa znaczeniu, a Rafał znów „poplumka” na pianinie. W finale całość rozwiną partie smyczków. Po utworze nr. 2 to kolejny majstersztyk na „The After Effect”.

    Znów się zdrzemnęliśmy? Czas na mała przebudzankę w postaci utworu „Haters”, charakterystyczną dla starszej Osady. Nawet Marek zaśpiewa tu bardziej drapieżnie, choć w refrenie melodii nie zabraknie ani przez chwilę.

    Czas na finał. „No One Left To Blame” to najdłuższy na płycie, ponad 7-minutowy utwór w którym Rafał Paluszek bardziej wykorzysta syntezator niż pianino, A Marek Majewski raz jeszcze ukołysze nas swym głosem do muzycznego pół-snu.

    Celowo opisałem każdy z utworów na albumie. Wszystko to dlatego, że pomimo faktu iż utrzymane są one w zupełnie nowej, lżejszej i chwilami niemal piosenkowej konwencji to jednak różnią się one miedzy sobą, a całość sprawia, że płyta nie jest nudna ani przez minutę. I właśnie głównie za to chcę zespołowi Osada Vida złożyć pokłon do samej ziemi. Nowa forma muzyki śląskiego zespołu ma jeszcze jedną wielką zaletę. Z pewnością przysporzy zespołowi wielu nowych fanów, ale na szczęście ta forma jest tak cwanie zaaranżowana, że i starzy osadowi wyjadacze znajdą na albumie „The After Effect” coś dla siebie i z przyjemnością powieszą na nim ucho.

    4,5/5 – zdecydowanie polecam!

    Krzysiek „Jester” Baran

    Krzysztof Baran niedziela, 23, listopad 2014 14:33 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Metal Progresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.