A+ A A-

La Masquerade Infernale

Oceń ten artykuł
(29 głosów)
(1997, album studyjny)
1. Master of Disguise (6:43)
2. Ad Astra (7:36)
3. The Chaos Path (5:32)
4. La Masquerade Infernale (1:59
5. Alone (4:39)
6. The Throne of Tragedy (6:33)
7. Painting my Horror (5:59)
8. Of Nails and Sinners (6:(6)

Czas całkowity: 45:11
- Kristoffer  Rygg (vocals)
- Knut Magne. Valle  (guitar))
- Steinar Johnsen  (keyboards)
- Hugh Steven James Mingay ( bass )
- Jan Axel Von Blomberg (drums)
oraz:  
- Simen Hestnaes ( vocals(3), cacking vocals(1,7)
- Carl August Tidemann (guitars (2,8)
- Erik Olivier Lancelot  (flute (2)
- Idun Felberg (horn (2)

1 komentarz

  • Mikołaj Gołembiowski

    Na wstępie pragnę zaznaczyć dwie kwestie. Po pierwsze, mimo iż chętnie niekiedy słucham ciężkiej muzyki, tak zwany prog-metal od dawna nie leży w centrum moich zainteresowań. Po drugie, uważam, że symfoniczny metal można byłoby właściwie uznać za najgorszą plagę w dziejach metalu, gdyby nie dwa zespoły grające tę muzykę w sposób inny, niż wszystkie znane mi symfoniczne kapele. Oba pochodzą z Norwegii i oba wywodzą się ze sceny black-metalowej, a są nimi: Emperor i właśnie Arcturus. I o ile w wypadku Emperora na mojej opinii zaważył całokształt twórczości, o tyle w wypadku Arcturusa decydujące znaczenie ma rekomendowana właśnie przeze mnie płyta La Masquerade Infernale.

    Co sprawia, że uznaję tę płytę za absolutnie wyjątkową? Ba, wręcz za niedościgniony wzorzec, jak powinien brzmieć metal progresywny? Wydawałoby się na pierwszy rzut oka, że La Masquerade Infernale oferuje słuchaczowi tyle samo, co większość albumów kapel grających ten gatunek. Mamy bowiem mocne i soczyste riffy, klawisze nadające całości symfonicznego rozmachu, jest charakterystyczny dla tej muzyki patos i nawiązania do znanego i lubianego klasyka progresu - Pink Floyd. Otóż jest kilka cech tej muzyki, które sprawiają, że słucha się tego inaczej, niż większości dokonań bogów prog-metalu. Po pierwsze, należy zwrócić uwagę, że całość jest utrzymana w klimacie szaleństwa. Powoduje to, że ów patos odbiera się zupełnie inaczej, niż ma to miejsce w wypadku kapel nieudolnie próbujących opowiadać historie zaczerpnięte z mitologii greckiej, albo tych, które śpiewają o elfach, trollach, smokach, ewentualnie o bohaterskich Wikingach zabijających dziewice i gwałcących bydło. Mroczna atmosfera La Masquerade Infernale nie kojarzy się bynajmniej z literaturą fantasy, czy też komiksami dla młodzieży. Słychać natomiast wyraźne inspiracje Floydowskim The Wall, zwłaszcza szaleńczymi okrzykami Watersa z The Trial. Po drugie, muzyka grana przez Arcturus obfituje w różne zgrzyty, pomruki, warkoty stanowiące naturalny kontrast dla symfonicznego patosu. Te różne eksperymentalne dźwięki powodują, iż zespół niesłusznie moim zdaniem zaliczany bywa do avant-metalu. Po trzecie, mamy tu do czynienia z absolutnie fenomentalnym duetem wokalnym Rygga i Vortexa. To co panowie wyśpiewują chociażby w The Chaos Path jakże dalekie jest od nijakich banałów tak bardzo charakterystycznych dla niektórych wokalistów prog-metalowych.

    Album generalnie podzielić można na dwie części. Pierwsze cztery utwory Master of Disguise, Ad Astra, The Chaos Path i La Masquerade Infernale są znakomite, a następne cztery na tyle dobre, aby nie zepsuć pozytywnego wrażenia po tych pierwszych. Choć grupa z racji swoich korzeni zaliczana jest do black-metalu, osoby nie trawiące tego stylu nie mają się czego obawiać. Płyta została bowiem ewidentnie nagrana w studio, a nie w bunkrze, bębenki nie pękają od hałasu przesterowanych gitar, zespół nigdzie się nie spieszy - nuty płyną sobie raczej spokojnie i leniwie z głośników. Mamy do czynienia ze starannie skomponowanym, nagranym i dopieszczonym brzmieniowo albumem - materiałem mieszczącym się jeszcze w symfonicznym i progresywnym metalu, ale jednak znacznie odważniejszym, niż to, do czego przyzwyczaiły swoich słuchaczy kolejne klony Dream Theater czy Symphony X. Oczywiście wbrew wspomnianej klasyfikacji, nie jest to żadna szczególnie trudna w odbiorze awangarda, lecz raczej przyjemna, niewiele wymagająca od słuchacza i godna polecania wszem i wobec pozycja. Pozycja, która jest w stanie porwać choćby przez moment nawet takiego malkontenta kontestującego zazwyczaj muzykę użytkową, jak ja. Toteż ją niniejszym Wam, czytelnikom Progrock.org.pl, polecam.

    Mikołaj Gołembiowski wtorek, 11, styczeń 2011 04:57 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Metal Progresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.