2. Closer
3. A Little Like Dying
4. Sky Walker
5. Everything
6. Time Can't Keep Me
7. Mother Maria
8. Best Thing
9. The Things You Want
10. Gravity
11. Save Yourself
12. Hard To Say Goodbye
13. Hard To Say Goodbye Reprise
- Bob Chmiel ( Drums )
- Todd Grosberg ( Bass )
2 komentarzy
-
Tytuł tej recenzji mógłby brzmieć: 'Zespół na rozdrożu'...
jacek chudzik piątek, 03, kwiecień 2009 21:12 Link do komentarza
The Limit tworzą: Bob Chmiel (drums), Mark Daniel (vocals, guitars, piano, mandolin) i Todd Grossberg (bass, vocals). Chłopakom umiejętności nie brakuje, pomysłów także. Przyjemnie się słucha tych trzynastu składających się na płytę kawałków. Są bardzo melodyjne i żywiołowe, a do tego sprawnie skomponowane i wyśmienicie zagrane. A gdy przy tym wszystkim pamięta się jeszcze, że mamy do czynienia z klasycznym 'power trio', to naprawdę - można być pod wrażeniem. Płytę 'Reinventing The Sun' należy ocenić wysoko. Szampana bym jednak nie otwierał...
Problem pojawia się, gdy zadamy sobie pytanie: jakim zespołem jest The Limit? Rockowym? Być może. Gitara naprawdę wykonuje na tym albumie kawał dobrej roboty. Porządne riffy, bardzo dobrze dopasowane do poszczególnych utworów partie solowe i zadziwiająca gra w tle. Ale co z tego, kiedy cała siła i moc wypracowana przez rozpędzone The Limit zostaje najzwyczajniej w świecie roztrwoniona w chwili gdy zaczyna się...refren. Czyżby pan Mark Daniel, wątpił, że jest w stanie samemu wyśpiewać refren? Z pomocą musi mu przyjść w chórku pan basista? Musi. Nie odpuści. Ta obsesja, by refren wyśpiewać razem, w koszmarny sposób spłaszcza brzmienie zespołu. Brzmienie - to wydaje się być sedno problemu. I nie chodzi mi o to, że nawet w najlepszych momentach ujawnia się chyba najsilniejsza inspiracja zespołu - Pearl Jam. Kompozycje The Limit, choć zgrabne, pozbawione są zupełnie tego, co stanowi kwintesencję rocka - odrobiny dramatycznego napięcia. Rock w wykonaniu The Limit jest nieznośnie przesłodzony. I w tej przygaszającej album mdławości niemal jednolity. Niestety.
W końcówce płyty na szczęście znajdziemy troszkę więcej ciekawych utworów. Do najlepszych, moim zdaniem, należy zwiewny 'Gravity'. Zaczyna się niepozornie. Nie obywa się bez chórków. Ale to, co dzieje się w nim później zasługuje na uwagę. Wspaniałe solo, które aż szkoda, że trwa tak krótko. Gitara wyzwala się dopiero w następnym kawałku - 'Save Yourself', a wraz z nią wiara zespołu, że można zagrać mocniej, ostrzej, śmielej... Z kolei outro zamykające płytę nie jest podobne do niczego, co usłyszeliśmy wcześniej. I choć nie jest czymś genialnym, to robi niesamowite wrażenie. Zupełnie jakby The Limit chcieli dać znać, że umieją i mogą inaczej. Czemu więc nagrali taki, a nie inny album?
Wydaje się, że The Limit mają problem z określeniem swojego słuchacza. Czy ma to być wychowanek MTV? Bo tak z grubsza brzmią wszystkie mdławe zespoliki - szarpiące na gitarze trzy akordy i wierzące, iż refren ich następnej piosenki będzie na tyle chwytliwy, że zostanie wykorzystany w najnowszej wersji 'American Pie'. Ale The Limit artystycznie stoi o niebo wyżej! Może słuchaczem ma być wyjadacz rocka? Jeśli tak, to czy jest on w stanie polubić harmonie rodem z muzyki pop, utwory dość jednolite i monotonne, tylko ze względu na maestrię wykonania?
Zespół The Limit staje na rozdrożu. Patrząc w przyszłość musi dokonać wyboru. Może warto zrezygnować z bardziej rozbudowanej gry i po prostu trochę solidniej wykonywać pop-rock. Być zespołem jednego sezonu. To też coś. Z drugiej strony warto może zaryzykować: puścić wodze fantazji, rozbudować i urozmaicić kompozycje? Płytę 'Reinventing The Sun' traktuję jako obietnicę i zapowiedź czegoś innego. A samo The Limit... Cóż... Niektórzy wierzą, iż niegdyś na rozdrożu, na skrzyżowaniu dróg, starzy bluesmani podejmowali najważniejszą decyzję w swoim życiu...
Trzymam kciuki za The Limit. -
USA rockiem stoi. Nie ma co do tego żadnej wątpliwości. Mimo, że z progiem zawsze było w tym ogromnym kraju dość słabo, to jednak Ameryka ma zasługi na innych rockowych gruntach.
Rafał Ziemba piątek, 03, kwiecień 2009 21:12 Link do komentarza
Niestety, jest to także kontynent zdominowany przez MTV. Jeśli nie ma Cię w tej stacji to nie istniejesz. I nie ważne czy grasz jak Slayer, czy też jak Nickelback.
I tak to wygląda - z jednej strony ogrom zespołów i piękna tradycja idąca od The Doors, Aerosmith przez Ramones, Van Halen, R.E.M., Metallicę, Death do Rage Against The Machine i Pearl Jam.
Ostatni prawdziwie rockowy boom, ostatnie kultowe rockowe płyty powstały właśnie w USA na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy wybuchł grunge. A w zasadzie powinienem napisać scena Seattle, bo kapele które uchodzą za klasyków grunge tak naprawdę szybko przestały mieć z tą muzyką cokolwiek wspólnego, bądź nigdy nie miały zbyt wiele. Nie ważne. W każdym bądź razie, to z tamtego czasu pochodzą takie albumu jak Ten, Badmotorfinger, Dirt, Apple, Temple Of The Dog czy (klasyk choć przeze mnie nie lubiany) Nevermind.
I to właśnie z tej tradycji (a także z tej podobnej, ale nie ze Seattle... na przykład Stone Temple Pilots dość często przychodzi mi na myśl) The Limit czerpie najbardziej, nie zapominając przy okazji jednak o klasycznym rocku ze Stanów, czy o wspomnianych już wyżej Aerosmith i Van Halen. Doprawiają to wszystko szczyptą psychodelii mrugając w stronę bardziej wytrawnego słuchacza i tym nieokreślonym czymś, co powoduje, ze jednak wiemy, że słuchamy The Limit a nie czegoś zupełnie innego.
Płytę otwiera krzyk. Ale nie taki wrzask Motorheadowy, tylko po prostu krzyk. Nie ma on jednak zasadniczo wpływu, na resztę utworu House Of Sand. Utrzymany w stylu Jaded z repertuaru Aerosmith (brzmieniowo) i Stone Temple Pilots we wszystkim innym. Może poza wokalem, gdyż ten jest dość specyficzny i jakoś nie potrafię w tej chwili znaleźć jego odpowiednika. Ciekawa solówka... no jest rockowo do bólu, czyli tak jak powinno być.
Czy wspomniałem, że jest melodyjnie?? Otóż jest dość przebojowo ale nie nachalnie. Słychać to świetnie w drugim na płycie Closer, który jest dość szybki, melodyjny, ale w taki sposób którego na MTV nie uświadczycie. Jest zbyt ambitnie niż dla przeciętnego słuchacza Nickelback. No i zbyt szybko, zbyt agresywnie, zbyt prawdziwie:) Takich solówek gitarowych jak w tym numerze próżno szukać wielu innych amerykańskich wydawnictwach z tego czasu.
A Little Like Dying brzmi jak gdyby Soundgarden spotkali się kiedyś z The Doors i urządzili mały jam pośrodku pustyni. Nic z tego nie zostaje utracone w momencie w którym utwór przyspiesza. The Limit czerpie z najlepszych wzorców i robi to świetnie. Chyba nie można być bardziej świadomym rockowej tradycji USA.
Sky Walker na szczęście nie zawiera żadnych odniesień do kapeli Skawalker (pamięta to jeszcze ktoś?? Taki stan przejściowy pomiędzy Kombi a O.N.A. to był). Za to mamy tu partię gitarową opartą na wysokich dźwiękach, które układają się w dość ciekawy riff. Refren jest utrzymany w klimacie Pearl Jam z okresu Riot Act. Fajnie w to wszystko wpasowuje się wokal. Zdjęcie kapeli wskazuje na to, że Mark ma aspiracje do bycia drugim Robertem Plantem:) I w tym wypadku faktycznie, bujne blond włosy idą trochę w parze z podobnym wokalem.
Takim bardziej 'radiowym' utworem jest Everything. Jest bardziej spokojnie, wesoło i ogólnie przyjaźnie dla słuchacza:) Tekst też, taki bardziej pocieszający - 'I really hope that everything is allright'. No ja też mam nadzieję, że u każdego wszystko jest orajt:)
Time Can't Keep Me podąża w tym samym stylu co poprzednik, ale tym razem z odchyleniem w stronę R.E.M. Szczególnie otwierająca numer partia gitary jest inspirowana najlepszymi dokonaniami Stipe'a i spółki. Znów w muzyce The Limit tradycja odbija się jak w lustrze.
Gdzieś tam wyżej wspominałem o Plancie. Ale okazuje się, ze Mark czerpie także całymi garściami i z Page'a. Mother Maria to przecież jak wypisz wymaluj wycięty z III Zeppów. Ciekawe interludium w środku płyty, które przechodzi w następny numer pod tytułem Best Thing.
Granie jest wybitnie pod Pearl Jam. Riff mógłby znaleźć się spokojnie na VS lub Vitalogy. A ponieważ ja Pearl Jam bardzo lubię, to następny plus dla The Limit. O i jeszcze Foo Fighters mi tu trochę miga. Tak z okresu płyty There Is Nothing Left To Lose. Przejścia perkusyjne przypominają mi tu ich hit jakim było Learn To Fly.
The Things You Want także nie odbiega od schematu, poza tym, ze riff jest trochę bardziej poszarpany, co zbliża grupę w rejony Voivod, ale tego z albumu Angel Rat.
Gravity jest podobnym numerem do poprzednich, natomiast Save Yourself wraca w rejon cięższych brzmień. Gitary mają tutaj najbardziej zmasowane brzmienie ze wszystkich kompozycji z tej płyty. Mimo wszystko muzyka nie traci na przebojowości, choć refren tego numeru już tak nie porywa jak powiedzmy ten, który słyszeliśmy w Closer.
A na koniec słyszymy Hard To Say Goodbye, ze świetnym motywem na wstępie, który musi się kojarzyć z Ain't Talkin About Love z debiutu Van Halen. Potem mamy jeszcze nie numerowaną kompozycję Hard To Say Goodbye Reprise. Taka coda na zakończenie fajnego, rockowego albumu.
A płyta jest naprawdę ciekawa. Ambitniejsza niż przeciętny rock z USA, ale w dalszym ciągu melodyjna i przebojowa. Ostre solówki gitarowe i bagaż muzyki grunge mieszają się tu z rockową tradycją.
Album posiada jedną zasadniczą wadę. O dwa, trzy numery jest za długi. Można by go przyciąć. Ale nie winię twórców. Wiadomo, ze trudno wybrać pomiędzy swoimi dziećmi.
Bardzo jestem ciekawy, co The Limit zaprezentuje na następnym albumie. Od momentu ukazania się Reinventing The Sun minęły w końcu już dwa lata... może czas na nowe dzieło??
4/5
Albumy wg lat
Recenzje Metal Progresywny
- Siódmego czerwca ukazała się czternasta studyjna płyta Evergrey, zatytułowana "Theories… Skomentowane przez Gabriel Koleński Theories Of Emptiness (Evergrey)
- W historii muzyki rockowej i metalowej doświadczyliśmy już wielu prób… Skomentowane przez Mikołaj Gołembiowski Ihsahn (Ihsahn)
- Pochodzący z Jaworzna zespół Animations istnieje oficjalnie od 2006 roku,… Skomentowane przez Gabriel Koleński Contemporary Guide To Modern Living (Animations)
- „Soen”, słowo to oznacza „mówić”, jednak wcale nie jest to… Skomentowane przez Marcin Humbla Memorial (Soen)
- Trzeba było trochę poczekać na nową płytę Here On Earth,… Skomentowane przez Gabriel Koleński Nic nam się nie należy (Here on Earth)
- Najnowsze dzieło Riverside to album z rodzaju tych, których nie… Skomentowane przez Dariusz Maciuga ID.Entity (Riverside)
- Recenzowanie płyt takich zespołów jak Riverside nie jest łatwe, ponieważ… Skomentowane przez Gabriel Koleński ID.Entity (Riverside)
- Leszczyńska formacja Retrospective, to jeden z najbardziej zapracowanych, polskich zespołów… Skomentowane przez Krzysztof Baran iNtrovErt (Retrospective)
- Po raz kolejny nie mogę się powstrzymać od przytoczenia cytatu… Skomentowane przez Dariusz Maciuga Blackwater Park (Opeth)
- W dobie bardzo intensywnej cyfryzacji branży muzycznej i wszechobecnego podejścia… Skomentowane przez Gabriel Koleński Mantrakora (ATME)
- Recenzowanie płyty, która doczekała się setek artykułów, recenzji i ocen… Skomentowane przez Dariusz Maciuga Images And Words (Dream Theater)
- Raczej nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że jest to jedna… Skomentowane przez Gabriel Koleński Infinite Imaginations (Animate)
- Soen ma już tak mocno ugruntowaną pozycję na współczesnej scenie… Skomentowane przez Gabriel Koleński Imperial (Soen)
- Osada Vida - intrygująca nazwa, a za tą nazwą podąża… Skomentowane przez Aleksandra Leszczyńska Variomatic (Osada Vida)
- Znam dużo ludzi, którzy czekali na tę płytę. W końcu… Skomentowane przez Gabriel Koleński Love & Hate (AnVision)
- Gretchen Menn amerykańska gitarzystka i kompozytorka, udzielając wywiadu na łamach… Skomentowane przez Aleksandra Leszczyńska 10,000 Days (Tool)
- Love, Fear and The Time Machine, czyli wszystko to nad… Skomentowane przez Aleksandra Leszczyńska Love, Fear And The Time Machine (Riverside)
- Chciałabym potraktować album Wasteland jako odrębne dzieło, nie porównując go… Skomentowane przez Aleksandra Leszczyńska Wasteland (Riverside)
- Czasem, żeby zrobić coś dobrze, trzeba wziąć sprawy w swoje… Skomentowane przez Gabriel Koleński Prototype (Perihellium)
- Mam problem z tym nowym albumem Leprous. Stoję w rozdarciu… Skomentowane przez Bartek Musielak Pitfalls (Leprous)
- Bydgoski zespół Alhena kojarzę z występu podczas zeszłorocznego Festiwalu Rocka… Skomentowane przez Gabriel Koleński Breaking the Silence... ...by Scream (Alhena)
- Zaczynam pisać tę recenzję już po raz n-ty, bo zwyczajnie… Skomentowane przez Bartek Musielak Latent Avidity (Retrospective)
- Retrospective należy do tych zespołów, których karierę śledzę od dość… Skomentowane przez Gabriel Koleński Latent Avidity (Retrospective)
- Jeszcze do niedawna poznański Abstrakt miał jedną poważną wadę. Mianowicie,… Skomentowane przez Gabriel Koleński Post Sapiens 101 (Abstrakt)
- Czasem dostaję płyty do recenzji w dziwnych okolicznościach. Może koncert… Skomentowane przez Gabriel Koleński State Of Necessity (ATME)
- Słowo się rzekło, recenzja na stronie, parafrazując staropolskie (tak sądzę)… Skomentowane przez Gabriel Koleński Entering The Invisible Light (Mechanism)
- Odnoszę wrażenie, że pochodzący z Gdańska zespół Mechanism jest trochę… Skomentowane przez Gabriel Koleński Between The Words (Mechanism)
- Kiedy już byłem pewien, że wygrzebałem się z zaległości z… Skomentowane przez Gabriel Koleński Fighting The Gravity (Bright Ophidia)
- Nie mam żadnych wątpliwości, że twórczość pewnego amerykańskiego zespołu, którego… Skomentowane przez Bartek Musielak Passage (Frontal Cortex)
- Pisząc kilka lat temu w recenzji albumu "Affinity", że Leprous… Skomentowane przez Bartek Musielak Vector (Haken)