A+ A A-

The Sound of Perseverance

Oceń ten artykuł
(85 głosów)
(1998, album studyjny)
1. Scavenger of Human Sorrow (6:54)
2. Bite the Pain (4:29)
3. Spirit Crusher (6:44)
4. Story to Tell (6:34)
5. Flesh and the Power it Holds (8:25)
6. Voice of the Soul (3:42)
7. To Forgive is to Suffer (5:55)
8. A Moment of Clarity (7:22)
9. Painkiller (6:03)

Czas całkowity: 56:08
- Chuck Schuldiner ( vocals, guitar )
- Shannon Hamm ( guitar )
- Scott Clendenin ( bass )
- Richard Christy (drums )
Więcej w tej kategorii: Symbolic »

1 komentarz

  • Michał Seemann

    Długo zabierałem się za tę recenzję; słuchałem tego albumu kilkadziesiąt razy. I prawie nie potrafię napisać o tej muzyce nic sensownego, nic konkretnego. Trudno mi przelać w słowa uczucia, które ta MUZYKA na mnie wywiera. Nie powiem, że to trudny album (dla death-metalowych ortodoksów, którzy daliby się pokroić za Leprosy może być pewną przeszkodą); nie napiszę, że to łatwa płyta - bo taka też nie jest. To po prostu cudowna rzecz, której słowa nie mogą oddać. Po prostu trzeba włożyć CD do odtwarzacza i zatopić się w dźwiękach... Może tym razem się uda coś wykrzesać...

    Chuck Schuldiner zrobił kolejny - tym razem chyba największy - krok do przodu. Po dwóch ("Individual Through Patterns", "Symbolic") absolutnie doskonałych płytach nagrał - w co może trudno uwierzyć - jeszcze lepszą. Jak tego dokonał? Zrobił prostą wydawałoby się rzecz - maksymalnie wydłużył niektóre kompozycje, nadając im miano prawie suit (kilka utworów ma po 7-8 minut); i to prawdziwie metalowych suit, w których wiele się dzieje. Każdy utwór inaczej się kończy niż zaczyna (co nie jest wadą!); w każdym mamy zatrzęsienie zmian tempa - gdy już się wydaje (po kluczeniu, myleniu tropów), że natrafiliśmy na właściwy rytm, melodię - Chuck daje sygnał i utwór ma całkiem inną strukturę.

    Sprawa chyba dla mnie najważniejsza - perkusja (a właściwie perkusista Richard Christy); co ten gościu wyprawia? Wyżywać się na perkusji to mało powiedziane. Facet jest niesamowity - prawie każdy kawałek zaczynać minisolówką, w każdym mieć takie zagrywki, patenty, granie dwiema stopami, że głowa może rozboleć od ilości nagromadzonych efektów; i nie jest to popisywanie się. To dla mnie najlepsza płyta pod względem perkusyjnym (że tak to nazwę).

    Teraz o Chucku. Wcześniej jego wokal jeszcze się jakoś mieścił w ramach death-metalowych - mimo mniej niedźwiedziowatego stylu śpiewania - był wyraźny, dało się wiele zrozumieć. Na ostatnie płycie Death mamy skrzek; śpiew, który jest skrzeczący do granic możliwości. I wcale to nie przeszkadza w zrozumieniu słów. Wyobraźnia Chucka w kwestii grania na gitarze też nie ma granic - mamy istną kawalkadę rewelacyjnych solówek; każdy utwór może się poszczycić zawsze dwiema-trzema cudownymi gitarowymi cudami. Podoba mi się również brzmienie tych gitar - jakby skrzypce grające z prędkością karabinu maszynowego.

    Ogóły jakoś poszły... Gorzej z poszczególnymi utworami. Znowu napisać, że w tym a tym była taka skomplikowana partia gitary; że w tej części perkusista zrobił chyba miazgę z centralnych... Nie, to bez sensu. Nie potrafię tak. Nie mogę. Mogę tylko zaprosić do muzycznej uczty... A może spróbować? Ech, ta ambicja...

    7-minutowy "Scavenger of Human Sorrow" poraża początkiem - ten atak perkusyjny (powracający kilkakrotnie w środku - naprawdę szok!), szybkie gitary, później nieco się uspokaja, ale w końcu i tak gitary dosłownie miażdżą słuchacza; w środku mamy genialny motyw basu, później zagrany unisono przez wszystkich i solo, które wgniata w podłogę.

    "Bite the Pain"rozpoczyna się spokojnie, dość klasycznie metalowo; Christy daje znać uderzeniem w talerze i mamy znowu mnóstwo zmian tempa, znowu ten dudniący bas, którego melodię na chwilę przejmuje gitara grając ni to solowe partie ni to dziwne zakrętasy rytmiczne.

    "Spirit Cruisher"zaczyna się motywem basowym, podjętym potem przez dzikie gitarowe zagrywki; ogólnie wolny to utwór, mający dopiero pełne galopu przyspieszenia, za którymi trzeba nadążyć. Chuck śpiewa nawet dość melodyjne, wydzierając się dopiero w refrenie. Dużo tu kombinacji, zwolnień, zmian, ogarnąć niełatwo ten utwór. Solo przypominać może skrzypce...

    "Story to tell"jest wolniejszy, ale za to bardzo ciężki, z mocno wyeksponowanym basem i nieco spokojniejszymi solami gitar.

    Perełką jest ponad 8-minutowy "Flesh and Power It Holds", zaczynający się dość spokojnie, bez rewelacji właściwie; ale to tylko pozory, bowiem nastrój się nieco zmienia, utwór przyspiesza (ech to granie perkusji!), mamy thrashmetalowe cięte riffy; mamy motywy jakby doom-metalowe; wydaje się, że to koniec - ale tu zaskoczenie - cudowne długie solo Chucka, trochę może nawet zbyt popisowe (kłania się Satriani); fragment ten kończy potężny bas - utwór rozpoczyna się od początku - zmiany tempa itp...

    "To Forgive Is to Suffer" - tu nie daje nam zapomnieć o sobie Christy perkusyjną wymiatanką. A końcówka to ultraszybkie blasty i piszcząca solówka.

    "Moment of Clarity"wydaje się być klasycznym trashmetalowym utworem, ale długie pokręcone, pokombinowane zakończenie, z basowymi drżeniami to już inna bajka. Piosenka ta pierwotnie była napisana dla drugiego zespołu Chucka - Control Denied; nagrane nawet było demo o tym tytule w 1997 roku.

    Na płycie mamy również 2 niespodzianki. Na sam koniec cover "Painkiller" Judas Priest; znakomity zresztą - wokal Chucka na granicy falsetu. Nie znam oryginału więc nie mam porównań, ale zagrany został chyba stylowo - bardzo do przoduczyli zwrotka, refren, zwrotka, refren, solówki...; nie ma w nim nic zaskakującego.

    Zaskoczeniem natomiast może być instrumentalny "Voice of the Soul"; na tle akustycznych gitar Chuck serwuje nam symfonię gitarowych solówek, krążących wokół głowy (stereo!). Ukłony. Dość posępny to jednak utwór; mam takie wrażenie, jakby Chuck już wiedział co go w niedalekiej przyszłości czeka (śmierć z powodu raka mózgu) i tylko ten jego głos duszy nie chce się z tym pogodzić. Piękne.

    Jakoś chyba poszło z tymi analizami poszczególnych utworów; skoro to 5 wersja to coś musiało się mi wypocić.

    Jeszcze podsumowanko małe: wg moich uszu to najlepsza płyta metalowa wszechczasów; najlepsza płyta perkusyjna (sorry Bruford, Lombardo...). Mimo, że słychać na niej jakby zaczyn thrashmetalowy to jedna jest to nadal death-metal; nie boję się tego napisać - progressive-death-metal.

    5/5

    Michał Włodarski

    Michał Seemann czwartek, 29, październik 2009 21:51 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Metal Progresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.