ProgRock.org.pl

Switch to desktop

Damnation

Oceń ten artykuł
(66 głosów)
(2003, album studyjny)

1. Windowpane (7:44)
2. In My Time Of Need (5:49)
3. Death Whispered A Lullaby (5:49)
4. Closure (5:15)
5. Hope Leaves (4:30)
6. To Rid The Disease (6:21)
7. Ending Credits (3:39)
8. Weakness (4:08)

Czas całkowity: 43:32

- Mikael Akerfeldt ( vocals, guitar)
- Peter Lindgren ( guitar)
- Martin Mendez ( bass)
- Martin Lopez ( drums )
oraz:
- Steve Wilson  (Grand piano, mellotron, Fender Rhodes, backing vocals)

Media

Więcej w tej kategorii: « Orchid Ghost Reveries »

3 komentarzy

  • Harlequin

    'Damnation' powstawał w tym samym okresie co 'Deliverance' i z założenia miał być jego przeciwieństwem. O ile 'Deliverance' był ciężki, agresywny i niestety rozczarowujący, o tyle 'Damnation' broni się, pomimo pewnych zarzutów.

    Już od 'Blackwater Park' było widać, że zespół czuje pociąg do klimatów lat 70tych, na 'Deliverance' ta fascynacja była jeszcze bardziej widoczna.

    'Damnation' jest albumem całkowicie utrzymanym w tej konwencji. Brak tu growlingów, ciężkich gitar, dominują wyciszające, spokojne kompozycje. Podstawowym zarzutem jest to, że Opeth nagrał album zupełnie odmienny od tego, co grał do tej pory, psychodeliczny progresywny rock, to nie jest przecież to samo co death metal. Tym bardziej, że wiadome było, że jest to jednorazowy wybryk zespołu. Na cóż jednak zdadzą się te zarzuty, skoro Opeth nagrał album, który jest o klasę lepszy od tego co nagrywają choćby Anekdoten i Liquid Scarlet - zespoły grające prog-rock w starym stylu. Tak więc 'Damnation' choć to nie jest typowy album dla Opeth, jest albumem co najmniej dobrym, dowodzącym, że muzycy Opeth są profesjonalistami i potrafią się odnaleźć w nietypowej dla siebie stylistyce.
    (recenzja ukazała się wcześniej na darkplanet.pl)

    Harlequin środa, 04, maj 2011 12:15 Link do komentarza
  • Rafał Ziemba

    Uważam ten album za świetny i chyba najlepszy w karierze Opeth. Wreszcie panowie zdobyli się na odwagę i zrezygnowali z metalu. Brawa za ten krok! Nad całością unosi się klimat starego proga, ale jak wiadomo Mikael jest zbieraczem winyli ze starym graniem, więc miał się czym inspirować. Opeth nagrali płytę, która nie poddała się modzie łączenia proga z metalem, tym bardziej, że brzmienie nie jest tu takie nachalne i sterylne jak to ma często miejsce w ostatnich produkcjach. Spora zasługa w tym Steve'a Wilsona z Porcupine Tree. Choć nie przepadam za jego macierzystym zespołem, trzeba mu oddać, ze wykonał tu kawał świetnej roboty.

    Już od pierwszego kawałka wiemy jaki będzie to album. Cichy, stonowany i na wskroś progresywny. Momentami psychodeliczny. Dominują bardzo 'jesienne' klimaty. Słychać tu i ówdzie mellotron. I nie brak odniesień do starego rocka. Np In My Time Of Need brzmi momentami jak mieszanka Spring z Indian Summer i VDGG. Szczególnie w refrenie jest to widoczne. Sporo akustycznych klimatów. Choć mi się najbardziej podoba zamykający płytę, ambientowy Weakness. Momentami brzmi to jak Tomhet, utwór kończący płytę Hvis Lyset Tar Oss. No ale to takie moje luźne skojarzenie :D Dałbym temu albumowi 5 gwiazdek, gdyby był nagrany w latach 70:), a tak dam 4,5 i zaokrąglę do 5 przy głosowaniu:) 4,5/5

    Rafał Ziemba środa, 04, maj 2011 12:15 Link do komentarza
  • Adam Wołek

    Trudno mi się zgodzić z przedmówcami, iż to najlepszy album Opeth. Kiedy pobiegłem do jednego z opolskich sklepów by nabyć jeszcze wtedy kasetę byłem przygotowany i nie urywam, że oczekiwałem na mix prog i death metalu. Jakże byłem zawiedziony słysząc zawodzącego Akerfelda już pierwszy utwór 'Windowpane' wyprowadził mnie z równowagi. Co to jest?!! Odstawiłem kasetę na półkę... Stała i nabierała mocy urzędowej. 'Latał' w tym czasie w odtwarzaczu 'Still Life' oraz inne 'normalne' dokonania Opeth. W wirach przeprowadzek 'Damnation' się gdzieś zagubił. Nie żałowałem. Mamy rok 2011, a ja zacząłem nerwowe poszukiwania tego albumu. Moja niegdyś rogata dusza zapragnęła łagodniejszej wersji Opeth. Udało się w 'nie dla idiotów' i mam! Zatem do rzeczy odszczekuję grzecznie wszystkie epitety, którymi tak obrzuciłem tę płytę... wszystkie? NIE! Album jest za krótki i mógł być wydany do spółki z 'Deliverance' jako dwupłytowy, jako 'romantyczna dusza':). Czy mam faworyta na płycie? Oczywiście, jest nim kawałek 'In my time of need'. Akerfeld zaprosił także do współpracy Steve'a Wilsona z... już się pogubiłem ilością jego projektów:) i 'Death whispered a Lulaby' wyszedł rewelacyjnie. Czasem tak jest, że do pewnych płyt dorastamy po latach. Jednak jest jedna, której nigdy nie zaakceptuję... 'Red' King Crimson, ale to już temat na inną pisankę:)

    Opeth 'Damnation' powinno być 4,5/5, ale dam 4 za jej czas trwania.

    Adam Wołek środa, 04, maj 2011 12:15 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.

Top Desktop version