Mind Reflections

Oceń ten artykuł
(47 głosów)
(2008, album studyjny)
1. Last Message  (3:38)    
2. Whisper  (6:29)    
3. Timechanger  (6:09)    
4. Deviantasia  (5:07)    
5. Let Me Out!  (4:36)    
6. C-nthia  (6:25)    
7. Like Illusion  (7:03)    
bonus:    
8. W zadymionym pokoju  (1:31)

Czas całkowity:40:58
- Tomasz Ośka (vocals)
- Michał Sokół  (guitars)
- Mariusz Żurawski  (keyboards, drums)
- Łukasz Książek  (bass, drums) 

1 komentarz

  • Rafał Ziemba

    Scepytk będzie wątpił w istnienie psa którego widzi przed sobą, póki ten go nie ugryzie w... no, póki go nie ugryzie. Już taka natura danego sceptyka. I ja też jestem trochę takim sceptykiem. Wątpię w istnienie dobrych kapel metalowych, czy prog metalowych, dopóki któraś z nich mnie nie ugryzie. W tym wypadku w ucho:)

    Symphony mnie akurat ugryzło i to od pierwszego przesłuchania. Choć, nie ukrywam, że jak zobaczyłem tą koszmarną okładkę byłem gotów wcale tej płyty nie słuchać. Panowie - jak mogliście coś takiego zamieścić na froncie?? Przecież okładka to pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy... Mam nadzieje, że album wam się wyprzeda, i będziecie musieli zrobić reedycję. Pomyślcie wtedy o innej okładce, ok??:)

    Prog metal nie jest moją mocną stroną. W jakimś stopniu uważam, za nieuczciwe, że mnóstwo zwykłych metalowych kapel, lepszych lub gorszych, które grają z klawiszami i trochę bardziej skomplikowanie, przypinają sobie słowo prog. Lubię metal - w końcu kiedyś tylko tego gatunku słuchałem - ale ten prog mi jakoś tak nie pasuje i w psychice mnie uwiera. A Symphony gra metal niewątpliwie. Dobry metal. Z klawiszami i zmianami tempa. Czy czyni go to progresywnym?? Może. Będę jednak używał częściej słówka metal niż prog.

    Standardem dla metalowych kapel jest instrumentalne intro. Nie wiem kto pierwszy to wymyślił, ale strasznie szybko pomysł ten się rozpowszechnił. Czasami te intra, to zwykłe zjadacze mojego cennego czasu, i muszę je pomijać, żeby przejść do konkretnej muzyki. Symphony nie zmarnowało jednak mojego czasu. Last Message... to świetne wprowadzenie w klimat płyty. Jest ostro, metalowo z klawiszami na pierwszym planie. Oczywiście jest też obowiązkowa zmiana tempa - wszytko jak najbardziej poprawnie. Na tyle poprawnie, że aż sam się zdziwiłem:) No i jest narracja - za co u mnie jak zwykle wielki plus. Od razu też to intro kojarzy mi się z numerami Bal Sagoth, co nie jest zarzutem, bo ja Bal Sagoth akurat bardzo lubię.
    Z niecierpliwością czekałem na wejście wokalu. To, że instrumentalnie chłopaki sobie radzą, można wywnioskować po pierwszym kawałku. Ale co będzie, jak wokal to położy??
    Whisper zaczyna się faktycznie od szeptu. Na tle podkładu klawiszowego i lekko orientalizującej gitary o brzmieniu prosto z Wildhoney Tiamat. Kolejny WIELKI plus. Jest i wokal. A brzmi on... trochę jak z Godsmack, trochę jak z Alice In Chains. Jak dla mnie - rewelacja. Atmosfera tego numeru narzuca mi inne porównanie. Zespól Iced Earth, płyta Horror Show. Ale w Symphony zdecydowanie lepiej słychać klawisze, które odgrywają tu bardzo dużą rolę i wygrywają bardzo ciekawe melodie. Szczególnie ciekawie robi się od około 4 minuty. Fajne, chwytliwe motywy i potem powrót do tematu głównego. Co mnie cieszy - choć w tle cały czas jest słychać riffowanie, nie jest ono natrętne. Podczas solówki (ach te orientalne klimaty!) miga gdzieś tam Alice In Chains z okresu Dirt. Naprawdę super numer.
    A następny utwór zaczyna się jeszcze fajniej. Od świetnej melodii granej przez klawiszy i gitary. Bardzo folkujący jest ten motyw - gdy wokal wchodzi robi się rewelacyjnie jak na mój gust. Po chwili mamy chwilę spokoju i znów dobre solo. Potem robi się faktycznie dość progresywnie (a jednak:)). Częste zmiany motywów, które powoli zmierzają jakby w stronę początkowych, fraz ale nigdy do nich nie dochodzą - niestety.
    Kolejne nagranie - Deviantasia (dobrze, że nie Avantasia bo byłby minus:D), zaczyna się mocnym riffem. Od razu przywołuje mi to na myśl solowe dokonania Dickinsona, tak od Accident Of Birth w górę. Jednak gdy klawisze dochodzą do głosu, to już jest to całkiem inny numer. Zresztą Mariusz, który te instrumenty klawiszowe obsługuje, gra tu bardzo ładną partię, która zaczyna się w połowie drugiej minuty. A sam numer, pomimo mocnego początku, ma bardzo lekką atmosferę, co jest niewątpliwe zaletą dobrej produkcji. Na sam koniec utworu mamy jeszcze raz powrót do pierwszego riffu.
    I tak pozostajemy w kręgu ostrzejszego metalu, bo Let Me Out! jest najostrzejszym numerem na Mind Reflections. Bardzo fajne solo jest w tym numerze (brawo Michał!), tylko wydaje mi się cały czas, że Tomasz który tak dobrze śpiewał do tej pory w refrenie nie śpiewa Let Me Out, tylko Lets Me Out. Ale to mały szczegół, może to mi w uszach dzwoni, po przemowie Wojciecha Olejniczaka:) W numerze tym chłopaki wpadli też na taki fajny pomysł 'przywalenia' w pewnym momencie - robi się dzięki temu Godsmackowo na chwilę. Drażni tylko jedna zmiana, w której chłopaki wprowadzili rytm żywcem z klubu disco. Na szczęście nie trwa to zbyt długo.
    C-nthia zaczyna się od bardzo fajnych, lekko pompatycznych klawiszy. Riff gitarowy jest dość ciekawy, lekko połamany. Momentami przypomina to wszystko nawet Viking Metalowe kapele pokroju Thyrfing - to za sprawą tego, że i klawisze i gitara grają momentami bardzo folkowe melodie. Bardzo mi to dopowiada. Jak zwykle też są częste zmiany rytmu. Nie pozwala to słuchaczowi się nudzić, a chwytliwy refren pozwala zapamiętać numer. Kolejny bardzo fajny utwór.
    Ostatni regularny kawałek na płycie to Like Illusion. Po wstępie liczyłem na balladkę, i nie zawiodłem się. Tutaj to już Alice In Chains na całego - co jest dziwne, bo AiC nie używali keybordów:) Bardzo sympatyczne to wyciszenie, po jednak dość momentami dość ostrym albumie. Choć i tu słychać przesterowane gitary, to są one jednak na tyle sprytnie nagrane, że bardzo ładnie się komponują ze strukturę numeru.
    Przyszła w końcu pora na odśpiewany w ojczystym języku bonusik. W Zadymionym Pokoju to ładny numer, króciutki, nie odznaczający się niczym szczególnym na tle płyty. Poza oczywiście czasem trwania i tekstem po Polsku:)


    Naprawdę dobry to album. Jeszcze nie wybitny, ale dobry. Takie słowa powinny cieszyć, tym bardziej od kogoś kto nie przepada z prog metalem:) W zasadzie, poza okładką nie ma się do czego doczepić. Brakuje jeszcze tej dozy oryginalności, ale nie ma się co martwić - w końcu to dopiero debiut. Ode mnie z czystym sumieniem jest mocne 4. Oby tak dalej i będzie 5:)

    4/5

    Rafał Ziemba czwartek, 11, wrzesień 2008 17:47 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Metal Progresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.