My Story

Oceń ten artykuł
(1 Głos)
(2008, album studyjny)
1. My Love (2:39)
2. Passion (4:44)
3. Dream Of Eternity (4:38)
4. My Heart Bleeds (4:54)
5. No Reason (5:13)
6. Hopeless (4:36)
7. Without You (3:38)
8. My Story (4:56)
9. New Day (4:52)

Bonus:

My Story - video

Czas całkowity:   40:16
Vinc: guitars, bass guitars, drums, keyboards, voices
J.P.: voices on "Passion", "My Heart Bleeds", "Mys Story" and "No Reason"
Ben: voices on "New Day"
Tim: violin on: "Passion". "Dream Of Eternity", "No Reason", "Without You" and "New Day"
Domitille: cello on 'Passion", "Dream Of Eternity", "No Reason", "Without You" and "New Day"

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    Czegoś tu nie rozumiem. Ten album ma już rok, niedługo wyjdzie jego następca (wkrótce i o nim napiszę kilka słów), a tu... cisza! Przecież w swojej kategorii Vinc Project może stawać w szranki ze znacznie bardziej utytułowanymi kapelami!

    Mea culpa, nie znam twórczości szwajcarskiego metalowego zespołu Ever Since, z którego wywodzi się gitarzysta Vincent 'Vinc' Zermatten - tu odpowiedzialny za większość instrumentów (nie licząc smyczkowych inkrustacji). Coś jednak mi mówi, że zapoznam się z nią niedługo - choćby dla porównania dwóch wcieleń Vinca. Zermatten w swoim muzycznym alter ego uprawia odmianę metalu, którą zawsze lubiłem - melancholijną, opartą na spokojnych pasażach, tu i tam tylko przetkaną mocniejszym riffem - w sam raz dla tych, którzy lubią Antimatter i zdążyli już obgryźć paznokcie do łokci w oczekiwaniu na nowe dziecko Anathemy. Vinc w świetnym stylu doszusowuje do tego zacnego towarzystwa, na pewno nie jest jakimś ubogim krewnym.

    Zermatten znakomicie poradził sobie w studio - wierzę, że naprawdę jest zdolnym multiinstrumentalistą, że realizator nagrań nie pomagał mu zanadto. A nawet jeśli tak było, to i tak chylę czoła przed kunsztem Vinca jako kompozytora i aranżera. My Story to muzyka inteligentna, do wielokrotnego smakowania i odkrywania - tak, jak lubię! Całkiem pomysłowo rozdzielił też Vincent obowiązki wokalne - za główne partie odpowiada niejaki J.P. - naprawdę czujący tę stylistykę, z odpowiednio zbolałym głosem. Choć jego maniera wokalna na początku może trochę irytować - jakby do końca nie był pewien, czy woli być Nickiem Holmesem czy Billym Corganem. Sam Vinc odpowiada za nawiedzone szepty - raz będące tylko tłem, innym razem - partią wiodącą. W ostatniej, finałowej kompozycji wysoki, czysty głos prezentuje pan o imieniu Ben. Po co ta zmiana - zapytacie. Ano, wynika całkiem logicznie z dramaturgii tekstów. Bo My Story to concept album.

    Zastanawiam się jak odebrać liryki Vinca - jest to jego głęboko osobista opowieść o niełatwych życiowych doświadczeniach, bólu utraconej miłości, wreszcie powrocie do normalnego życia. Nie wiem czy powinienem Artyście współczuć, zdziwić się, że wystawia się tak otwarcie na widok publiczny czy może raczej widzieć w tej płycie kolejną ekshibicjonistyczną mutację Big Brothera albo teleturnieju Moment Prawdy - napisaną tak, a nie inaczej, bo tego łaknie publika. Nie rozwiążę tego dylematu bez poznania Vinca (co akurat dzięki internetowi byłoby wykonalne) i szczerej męskiej rozmowy z nim przy piwie ( a na to się już nie zanosi, bo do Szwajcarii mam kawałek drogi). Pozostawiam go więc nierozstrzygniętym.

    Podróż zaczynamy kilkuminutowym instrumentalnym intro My Love - królują głębokie dźwięki klawiszy, w tle odgłos lejącej się wody... Ładny temat, taki trochę filmowy. Następujące po nim Passion to jak dla mnie najlepsza kompozycja płyty - zabójczo melodyjne zwrotki przeplatane szeptanymi 'z zaświatów' refrenami, akompaniament skrzypiec i wiolonczeli (po raz pierwszy, ale na szczęście nie ostatni - to integralny element brzmienia płyty), dobrze skonstruowany instrumentalny mostek - gitara akustyczna, ściana klawiszy, na końcu ostry riff - i jeszcze jeden utkany z wielu instrumentów pejzaż na koniec. W Dream Of Eternity główną rolę gra misterny podkład, na którego tle sam Vinc melodeklamuje w swojej szeptanej manierze. Do tego porywające solo gitary elektrycznej - w stylu Grega McIntosha z Paradise Lost, ale nie tak bezduszne jak u niego. Niepokojącą atmosferę wprowadza 'My Heart Bleeds' oparty na ciekawej zagrywce klawiszy. Pod koniec perkusja wybija marszowe takty. No Reason zaczyna się ptasim świergotem i odegraną na akustyku uroczą melodyjką, z której jakiś neoprogresywny zespół mógłby zrobić przebój. A tak - jest to tylko ornament dla mocnej jak na Vinc Project kaskady riffów. Trochę mi tu zgrzyta ten kontrast między słodyczą a wściekłością, ale przecież nie będę wmawiał Artyście jak powinno brzmieć jego dzieło. Zwłaszcza, że w finale kompozycji mamy naprawdę udane współbrzmienie skrzypiec i podwójnej stopy - zabieg, choć karkołomny, zakończył się pełnym sukcesem. Hopeless przez użycie automatu perkusyjnego wydaje się być utworem z trochę innej bajki - to takie oniryczne easy listening z gitarą akustyczną i kolejną porcją szeptu mistrza ceremonii, potem przechodzące w lekko folkową kodę. Without You składa się z dwóch części - akustycznego tematu i jego mocnej, metalowej repryzy. Tym razem obyło się bez wokalu. My Story to kolejna udana Vincowa piosenka - tu mocny wokal, tam szept, dość metalowy obraz całości. New Day zamyka album delikatnie, balladowo. Zaraz, czy na pewno zamyka? Nie! Po kilkunastu sekundach ciszy słyszymy jeszcze krótki pejzaż z klawiszową przestrzenią i użytymi jako dodatkowy instrument przetworzonymi głosami.

    Popatrzyłem na to, co napisałem - i wyszło mi, że o każdym z tych dziewięciu utworów można mówić długo i dobrze. Fakt - Zermatten eksploruje gatunek, który ma już swoje lata. Dopóki jednak czyni to z taką klasą, jak na My Story - nie mam zastrzeżeń. Drugi album Vinc Project będzie w tym roku główną konkurencją dla zapowiadanej tylko trochę krócej od Chinese Democracy nowej Anathemy. 4/5

    P.S. Miłym dodatkiem jest teledysk do utworu tytułowego, choć, powiem to raz jeszcze, to Passion ma największy przebojowy potencjał. Jak na melancholijny metal przystało, klip utrzymany jest w odcieniach beżu i sepii. Przez większość czasu widzimy śpiewającego J.P., gdzieniegdzie pojawiają się przebitki z ładną panią kroczącą pośród listopadowego krajobrazu. Filmik zyskałby tylko, gdyby te proporcje odwrócić.

    Paweł Tryba wtorek, 02, czerwiec 2009 00:12 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Metal Progresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.