Ego Integrity

Oceń ten artykuł
(1 Głos)
(2009, album studyjny)
1. Intro (1:57)
2. BeCause (4:29)
3. Moonride (4:15)
4. Real Eyes (7:13)
5. Paeonia (4:29)
6. Never Away (7:02)
7. Somewhere Inside (7:18)
8. Fullfilled (5:20)
9. Wolf Step (5:34)


   Czas całkowity: 47:45
Domenik Papaeemmanouil: all instruments
Andreas Ballnus: guitar solo in BeCause

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    A Tata zawsze powtarzał, że w życiu nie ma nic dobrego za darmo... Ta skądinąd słuszna prawda życiowa nie zawsze sprawdza się w przypadku muzyki. Zdolni artyści nieraz udostępniają swoje płyty za darmo, byleby zdobyć bazę fanów. Tak też postąpił Domenik Papaemmanouil, klasycznie kształcony grecki muzyk (podstawowy instrument - fortepian) i kompozytor, a poza tym fascynat rocka. Był koncertowym klawiszowcem Dial, grał z zespołami Wastefall i Agrypne, sporo zdziałał w różnych składach. Ego Integrity to projet, pod którym Domenik może się podpisać wszystkimi czterema kończynami. Papaemmanouil wszystko skomponował, zagrał na wszystkich instrumentach, zaśpiewał i jeszcze wydał płytę za własne pieniądze. Mam przyjemność trzymać w ręku oryginał, ale download jest dostępny na stronie Domenika. Nie rozumiem dlaczego ten album nie wychodzi z wielką pompą w jakimś renomowanym wydawnictwie. Albo Artysta nie wysyłał promówek do wytwórni, albo nie odpowiadały mu warunki kontraktu. Bo w to, że ktoś z branży mógłby się Ego Integrity nie zainteresować - nie uwierzę.

    Wypada zakwalifikować ten projekt jako twór progmetalowy, podążający śladami melancholików w rodzaju Anathemy czy śrokowego Paradise Lost. Taka tu panuje atmosfera - liryczna, lekko depresyjna, ale też przesycona patosem. Ale ten 'metal' można wziąć w cudzysłów. Jego elementy pojawiają się tu i ówdzie wśród szlachetnych dźwiękowych pejzaży, malowanych głównie przy użyciu potężnej baterii syntezatorów. Ego Integrity stoi łagodnością. Przez pierwsze trzy utwory żadnych mocniejszych wstawek nie uświadczymy. W intro spotykają się triphopowy podkład rytmiczny, generowane z syntezatora smyczki i fortepian. BeCause łączy spokojną zwrotkę z epickim refrenem, przy czym gitara została zepchnięta na dalszy plan przez bogaty aranż. O ile nie lubię przewagi 'parapetów', to tu (i na całej płycie z resztą) łykam ją bez zastrzeżeń. Dodajmy, że Papaemmanouil jest niezłym wokalistą, obdarzonym wysoką barwą głosu i interpretującym teksty z emfazą (nie przesadną na szczęście). Domenik sprawdza się i w cichym, intymnym śpiewie i histerycznym krzyku. Nazwałbym BeCause przebojowym, ale w ten sposób dezawuowałbym Moonride. Piękniejszej ballady chyba w tym roku nie słyszałem, na dodatek przytomnie wpleciono w nią elementy greckiego folkloru (nietypowe instrumenty, cerkiewne wielogłosy). Domenik nie zechciał nagrać płyty czysto balladowej i postanowił pograć mocniej. Real Eyes rozpada się na momenty riffowane - nawet niezłe, ale nagrane jakoś płasko i wspaniałe, podniosłe refreny. W sumie udany kawałek, ale czar chwilami przestaje działać. W Paeonii znów obawia się Papaemmanouil-melancholik, tym razem prym wiodą się skrzypce. Zaskakuje kilkusekundowy przerywnik jak ze starych płyt Enyi. Never Away zawiera większą dozę gitar. Zwrotki są ciekawe, niestety między nimi mamy wtręty symfonicznego metalu jak znalazł na soundtrack filmu o Conanie. Somewhere Inside trochę się rozmywa w nadmiarze melorecytacji. Fulfilled żeni wreszcie porządnie nagrane riffy z prostą, momentami plemienną rytmiką. W wieńczącym całość Wolf Step mamy absolutne novum - złowieszczy growl, oczywiście tylko jako przyprawę udanej, utrzymanej w średnim tempie kompozycji.

    Płyta wydana została jako digipack. Nie zawiera żadnej książeczki, ale na jakość grafiki nie można narzekać. Kiedy zobaczyłem okładkę miałem przyjemne deja vu zdjęć z bookletu In Absentia Jeżozwierzy. Muzyka niby inna, ale równie koronkowo sporządzona. Dla mnie osobiście Domenik Papaemmanouil pozostaje przede wszystkim piekielnie utalentowanym twórcą ballad z ciągotkami do trochę sztampowego, ale wciąż przyjemnego riffowania. Nie tak dawno rozpływałem się nad debiutem Vinc Project, teraz wraz z płytą Ego Integrity przybył nowy mocny punkt sceny depresyjnego metalu. To może reedycja w dużej wytwórni? 4,5/5.

    Paweł Tryba środa, 08, lipiec 2009 01:00 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Metal Progresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.