The War Machines

Oceń ten artykuł
(50 głosów)
(2010, album studyjny)

01. The Machines (7:12)
02. Frozen Hell (11:01)
03. Unreality (8:33)
04. Unnamed Syndrome (10:14)
05. Sol (8:28)
06. War Against You (15:44)

Czas całkowity - 1:01:12

- Marcin Sułek - wokal
- Gerard Wróbel - gitara, instrumenty klawiszowe
- Bartek Bachula - gitara basowa
- Seweryn Błasiak - perkusja
oraz:
- Krzysztof Walczyk - instrumenty klawiszowe (2,3)

 

Media

Więcej w tej kategorii: « The New Beginning Prototype »

1 komentarz

  • Krzysztof Baran

    Nie jestem specem od progmetalu i w przypadku sporej ilości albumów z tego gatunku rocka progresywnego zapewne miałbym duży problem z rozpoczęciem recenzji. W przypadku najnowszej płyty tarnowskiego Perihellium takich problemów nie mam. Od pierwszego wciśnięcia klawisza 'play' w moim odtwarzaczu, ta płyta zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Już sam tytuł albumu i rzut okiem na okładkę wzbudzały w najbliższej mojej okolicy aurę przepełnioną metalicznym zapachem i srebrny błysk, odbijający się od wypolerowanych, hartowanych części poszczególnych elementów składających się na muzykę zespołu.

    'The War Machines'. Maszyny Wojny. A może raczej maszyny zniszczenia i śmierci? Te od kilku dziesięcioleci spowodowały na świecie mnóstwo wojen, niesnasek i napięć. W zamierzeniach ich wynalazców miały pomagać w słusznych sprawach. Tymczasem już samo pojęcie 'słuszna sprawa' wymknęło się od dawna ludzkości spod kontroli. Nic zatem dziwnego, że i owe machiny - wynalazki, także powoli zaczynają górować nad coraz słabszymi istotami rozumnymi z błękitnej planety w Układzie Słonecznym.

    Jak już na wstępie napisałem, wybitnym specem od muzyki progmetalowej nie jestem, ale lubię Dream Theater z lat 90. Teatrzyk z czasów bardziej melodyjnych, popartych ładnymi aranżacjami i pomysłami na udane, rozbudowane kompozycje... Dość! Nie będę Perihellium porównywał do DT, ani też do innego zespołu z tzw. światowej czołówki. Nie będę, bo Perihellium grają swoją muzykę! Owszem, to czysty progmetal! Ale nie oznacza to, że muzycy z Tarnowa grają go tylko w 'oklepany' sposób. Mnóstwo tu gitarowych iskier, sprzężeń na linii gitara-przetwornik-wzmacniacz. Steruje nimi Gerard Wróbel. Znakomity technicznie instrumentalista, ale i z drugiej strony, myślący i grający z polotem i duszą muzyk. Dodatkowo szalejąca perkusja. Zestaw, za którym zasiada chyba człowiek - maszyna, bo bije w nią w sposób niesamowity. Robi to tak, że chwilami instrument ten wybija się jako najważniejszy element w muzyce Perihellium. Ale nie jest to wykładnik tego, że Seweryn Błasiak chce wszystkie tantiemy zagarnąć dla siebie. Nie, nie! Seweryn robi tu za serce owych stalowych machin, które za chwilę zetrą się przy okazji kolejnej potyczki i wyzwolą owe setki, tysiące iskier i zgrzytów. Kolejnym, ważnym elementem w muzyce zespołu z Małopolski jest wokal. Charyzmatyczny głos Marcina Sułka podkreśla wszystko. Mocny, z dozą szaleństwa i krzyku. Dobrze wpasowany w konwencję 'The War Machines', choć są chwile, że trochę go brakuje. To jeden z minusów albumu. Perihellium stanowczo zbyt mało korzystają z tak potężnego wsparcia, jakie posiadają - w postaci znakomitego wokalu. Na koniec, wcale nie najmniej ważny bas. Tym razem zrobię mały wyjątek i porównam Bartka Bachulę do Johna Myunga z DT, bo zdecydowanie basista Perihellium lubi sposób gry basisty Teatrzyku Snów. Co najważniejsze, bas nie niknie gdzieś pośród gitarowych sprzężeń i perkusyjnych łomotów. Słychać go cały czas, jak zgrabnie prowadzi rytmikę. I wielki tu szacunek dla Bartka. Jako krótki przykład podam taką historię: pamiętacie Meatllicę i nieodżałowanego Cliffa Burtona. Jego grę na basie przy okazji słynnego Władcy Marionetek czy wcześniejszych kompozycji zespołu? Gdy go zabrakło, na kolejnych albumach basu w muzyce amerykańskiej legendy metalu już słychać prawie w ogóle nie było. Nie tylko bodaj moim zdaniem Metallica później, choćby właśnie z tego powodu sporo straciła na jakości. Bartek gra, słychać go przez cały czas i choć nie posiadam doświadczeń w grze w zespole, to wydaje mi się, że przy okazji ciężkiego, ostrego grania jest to spora sztuka.

    Na album 'The War Machines' składa się sześć rozbudowanych kompozycji. Tylko jedna z nich jest w stu procentach instrumentalna. To utwór numer cztery, zatytułowany 'Unnamed Syndrome'. W jego przypadku pozwolę sobie na jeszcze jedno maleńkie porównanie do DT. To takie 'The Ytse Jam', które chwyta słuchacza od początku do końca polotem i pomysłem. Zresztą jest to numer, który chyba najbardziej roziskrzył się w moich głośnikach. Od razu jednak dodam, że niewiele ujmując innym kompozycjom. Start płyty w postaci 'The Machines' to dla przykładu znakomite, energiczne, chwilami nieco szalone wprowadzenie. Są tu delikatne dźwięki syntezatorów, tworzące głębię dźwięku. Gerard Wróbel pokazuje, że jest znakomitym mózgiem zespołu i doskonale wie, co i gdzie trzeba do kotła z muzyką dorzucić, żeby wszystko grało jak w najlepiej naoliwionej machinie. Kolejne kompozycje udanie rozwijają płytę, pchając słuchacza w industrialny świat, w którym rządzą koła zębate, niezniszczalne konstrukcje z hartowanej stali i sztuczna inteligencja. Ważną kompozycją jest finał płyty w postaci najbardziej rozbudowanej, bo trwającej niemal 16 minut kompozycji 'War Against You'. Rozpoczyna go bardzo udany motyw na gitarze akustycznej, budując nieco odmienny w stosunku do pozostałych kompozycji, klimat. Więcej tu też elektroniki, choć są i iskry. Ale utwór ten jest w odbiorze bardziej melodyjny, jakby nieco wyrywający się z ogólnego konceptu. Sporo tu przestrzeni, budowanej przez syntezatory. Są też dłuższe solówki na gitarze i podkreślający wszystko głos wokalisty. A sam finał utworu, czyżby zapowiadał kolejne oblicze Perihellium?

    Póki, co mamy najnowszy album Perihellium, zatytułowany 'The War Machines'. Płytę ze wszech miar udaną i potwierdzającą, że muzycy z Tarnowa należą zdecydowanie do czołówki progmetalowej w naszym kraju. Są muzykami bardzo dobrymi technicznie, a przy tym potrafią mimo wszystko oklepany ostatnio gatunek progmetalowy interpretować ze swoim pomysłem. Przede wszystkim poruszają się wokół klimatów, które sprawiają im dużą radość grania. To aż bije od ich muzyki. I choć, jak na wstępie pisałem, za speca od progmetalu nie mam prawa się uważać, to muzyka zespołu z Tarnowa zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Sądzę także, że bardzo dobre wrażenie album ten zrobi na nieco większych znawcach progmetalowego gatunku niż ja.

    Ocena: Czwórka z plusem

    Krzysiek 'Jester' Baran

    Krzysztof Baran poniedziałek, 27, grudzień 2010 23:56 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Metal Progresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.