Fracture

Oceń ten artykuł
(9 głosów)
(2011, mini album studyjny)

1. Glaciers (4:27)   
2. Nexus (3:49)  
3. Fracture (6:05)  
4. Gravity (3:38)  
5. Minus Ten (3:56)

   Czas całkowity: 21:55 

Albert Turek
Piotr Turek
Richard Powley
Krystian Turek

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    Ostatnio na nowo polubiłem dźwięki delikatniejsze, pastelowe. Ile w końcu można się pławić w rozmaitych odcieniach agresji i rozpaczy? Starałem się zapomnieć o sludge'u. Ale sludge nie zapomniał o mnie. EPka polsko-brytyjskiego ansamblu Telepathy idealnie wpisuje się w stylistykę transowego, psychodelicznego metalu. W dodatku bez wokalisty. Czyli trzeba znów wejść w stare buty, bo pewien podział obowiązków w redakcji obowiązuje.

    Zaczynamy od Glaciers. Jest całkiem nieźle. Zwłaszcza w partiach spokojnych. Przestrzeń, zaduma, ale też budowanie nastroju niepewności, sugerowanie słuchaczowi, że zaraz dostanie riffem między oczy. Bo kiedy już dostaje, chwilami bywa trochę zbyt dziko i kanciasto. Choć po drugim przesłuchaniu zaczyna się już rozumieć, ze te kanty mają rację bytu. Pancerne brzmienia na wierzch, dziwne efekty gitarowe w głębi - i już jest ciekawa brzmieniowa faktura. Nexus opiera się na prostym, marszowym riffie. Więcej tu hałasu niż malowania dźwiękiem. Najbardziej rozbudowany w zestawie utwór tytułowy ma wiele oblicz - a to matematyczne niemal riffowanie, a to spokojniejsze partie z wyraźnie wyeksponowanym basem, a to naprawdę ładny, melodyjny motyw gitary pod koniec. Jest na czym ucho zawiesić. W Gravity zespół już bez żadnej krępacji dryfuje w stronę meszugowania, w czym duża zasługa wybijającego szybkie rytmy bębniarza - i też wypada to przekonująco. Dość chwytliwym riffem rozpoczyna się Minus Ten, by przejść w lekko muśnięte elektroniką interludium (w ogóle chwała zespołowi, że nie szarżuje z samplami - używa ich z umiarem, tylko gdy może to wzbogacić brzmienie). A potem gitarowa kaskada w stylu God Is An Astronaut. Koniec. Płytka niedługa, ale bardzo treściwa.

    Skoro już mam wracać z postmetalowego odwyku, to Fracture jest do tego dobrym pretekstem. Zespół ma porządny warsztat, osłuchał się w różnych odmianach mocnego grania, choć jeszcze nie stworzył własnego stylu. Nagrał fajne EP, ale na razie podąża ścieżką wytyczoną przez starszych kolegów (z Pelican na czele). Kroczy nią pewnie, ale czy wykarczuje własną? Nie wiem. W tej z założenia minimalistycznej konwencji ciężko jest przemówić własnym głosem, bez jakichkolwiek skojarzeń z innymi grupami. Ale w sumie zawsze wolałem płyty dobre, choć konwencjonalne od złych, choć oryginalnych. Dobra robota, tak trzymać!

    Paweł Tryba środa, 12, październik 2011 20:53 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Metal Progresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.