Soul Alert

Oceń ten artykuł
(3 głosów)
(2012, album studyjny)

01. Babel Confusion  (7:24)
02. Lazy Boy  (5:59)
03. Asparagus  (8:20)
04. K2  (6:13)
05. Untold Chapter  (5:12)
06. Incredible Flower  (8:10)
07. Standing Still  (3:52)
08. Soul Alert  (7:40)
09. Return To Childhood  (3:42)
10. Fences Of Reality  (3:50)

Czas całkowity:1:00:11

- Márton Kertész  (guitar)
- Zoltan Csery  (keyboards)
Attila Fehérvári  (bass)
- Adam Marko  (drums)
Więcej w tej kategorii: « Labyrinth Something Special »

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    Każda nacja chce mieć własny surogat Dream Theater (jak się trafi dobry wokalista i ponadprzeciętni instrumentaliści) albo chociaż klona Liquid Tension Experiment (gdy wokalisty nie staje albo gdy jego brak jest wyborem świadomym – żeby instrumentów nie zagłuszał). My mieliśmy choćby Animations (zanim zespół przeszedł na thrashowe pozycje) czy Space Avenue. Dobre to było! Może nie jakieś wybitne, ale na pewno solidne. Bratanki z kraju papryką, tokajem i Viktorem Orbanem słynącego nie są gorsi. Dowodem – Special Providence. Ten instrumentalny kwintet dorobił się w tym roku już trzeciej płyty, która dzięki managementowi Special Providence na Polskę jest u nas przynajmniej jeszcze przez czas jakiś dostępna do bezpłatnego ściągnięcia. Nic więcej nie napiszę, kto chce – ten znajdzie. Tu nie miejsce na kryptoreklamę. Powiem tylko, że warto pogrzebać. Bo tak po prawdzie to bratanki nie tyle nie są od polskich czcicieli Johna Petrucciego gorsi, co po prostu dużo lepsi! To zespół światowego formatu! Kropka.

    Teraz tak na poważnie – słychać, że szkoła DT Węgrom nieobca, ale to tylko jeden z elementów układanki, której na imię Special Providence. Bo w grę wchodzi też fusion, muzyka elektroniczna, szczypta funku – bardzo różne ingrediencje. Co ważne – Special Providence podporządkowują swój warsztat logice kompozycji – są efektywni, a nie efekciarscy. Dlatego ich muzyka oddycha - jest w niej więcej przestrzeni, a nie wyścigi kto wygra ile nut w ciągu milisekundy. Nie, żeby szybkościowe pasaże się nie zdarzały - w tych celuje zwłaszcza pan klawiszowiec, który, o zgrozo, nie stanowi dla gitarzysty dopełnienia, ale często nad nimi dominuje, bierze na siebie prowadzenie utworu. To nadal jest metal, ale trochę przez te cybernetyczne brzmienia uładzony (nie powiem, że spacyfikowany). Mi to akurat pasuje, ale moja starsza o generację znajoma której czasem podrzucam nowości, rzekła z niesmakiem: za dużo elektroniki! No tak, na wierzchu jej pełno, ale zwróćcie uwagę na to, co pod spodem, bo muzyka Special Providence jest perwersyjnie wielowarstwowa. Oczywiście, że będą szybkie, rwane riffy – taki wymóg gatunku. Ale przede wszystkim pełno tu świetnego, bujającego jazzu! Najlepszymi przykładami – „Babel Confusion” i „K2”, ale nawet w momentach, gdzie „parapety" ewidentnie dominują, jak w „Lazy Boy” czy bazującym na jego motywach jedynym wokalnym utworze „Fences Of Reality” pojawiają się jazzowe przebłyski – zwłaszcza w grze basu.

    Niby wszystko to znamy, a jednak Special Providence potrafi podać sprawdzone patenty w nowej, odświeżonej formie. Dlaczego? Może właśnie dlatego, że są z miejsca, które bogatsze kraje uważają za zaścianek? A co tymczasem dzieje się na bogatym Zachodzie? Chów wsobny! Ten czy tamten nagrywa płytę i zaprasza grono utalentowanych kolegów. Zawsze tych samych. Na basie/sticku/warr zagra Tony Levin/ Trey Gunn/ Nick Beggs. Na gitarze Jakko M. Jakszyk/ Mikael Akerfeldt/ Steven Wilson/ Robert Fripp (ten ostatni trochę rzadziej niż reszta). Klawisze – Jordan Rudess/ Billy Sherwood. Da się w ten sposób stworzyć Dzieło (vide: ostatni Steven Wilson), ale też i knota (Billy Sherwood się w tym roku nie popisał), ale na pewno i tu i tu rozwiązania będą się powielały. Aż raptem wyskakuje czwórka zdolniachów „z dzikiego kraju” i nagrywają coś innego. Własnego. Bo brak kasy na markowych sidemanów czasem może być atutem.

    Słucham, słucham i uwierzyć nie mogę. Czemu ten zespół nie jest wymieniany jednym tchem z amerykańskimi tuzami pokroju DT, Fates Warning czy Shadow Gallery? Z tym sekowaniem Wegrów przez resztę szybko barbaryzującego się świata to jednak prawda – innej odpowiedzi nie znajduję! Cudo! Do Gniewkowa ich! Co mówię, na Ino Rock! A potem do Loreley! I to nie jako egzotyczną ciekawostkę, tylko na headlinerów! Pokażą temu progresywnemu towarzystwu wzajemnej adoracji jak się gra! Moja ocena 4/5.

    Paweł Tryba piątek, 21, grudzień 2012 21:05 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Metal Progresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.