A+ A A-

Hundred Year Flood

Oceń ten artykuł
(22 głosów)
(2002, album studyjny)
1. The Great Goodnight (34:27)
2. Family Jewels (instrumental) (5:53)
3. Brother’s Keeper (10:52)

Czas całkowity: 51:12
- Trent Gardner ( vocals, keyboards, trombone )
- Wayne Gardner ( guitars and bass )
- Joe Franco ( drums and orchestral percussion )

oraz:
- Ian Anderson ( flute )
- Tony Levin ( bass )
- Robert Berry ( guitars and bass )
- George Bellas ( guitar )

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    Kiedy słucham tej płyty, przypomina mi się nieśmiertelna scena lekcji polskiego z 'Ferdydurke'. Magellan świetnym zespołem jest - trąbią recenzenci. A ja, podobnie jak uczeń Gałkiewicz - nie mogę, nie mogę, nie mogę. Co to za płyta, gdzie nie ma prawie żadnych momentów, które daje się zapamiętać? W sumie są takie dwa - w połowie suity 'The Great Goodnight' pojawia się solo trąbki na tle klawiszy wyjętych żywcem z płyt Michała Urbaniaka. Nie porywa, ale przynajmniej urozmaica całość. Najjaśniejszym momentem płyty jest piękne solo na flecie w utworze 'Family Jewels', zagrane przez samego Iana Andersona. Chyba nienajlepiej świadczy o zespole, że najbardziej zapada słuchaczowi w pamięć występ gościa? Co mamy tu poza tym? Wszystko i nic. Ogromniaste, półgodzinne 'The Great Goodnight' zaczyna się dziwacznym chórem a capella i przechodzi w nieustający kalejdoskop melorecytacji, śpiewu z wymęczonymi melodiami, solówek gitarowych i zagrywek organów Hammonda podpatrzonych u Jona Lorda. Ale ta suita nie ma jakiejkolwiek myśli przewodniej, żadnej klarownej struktury. Brak pomysłów aż boli. Gdzieniegdzie pojawiają się elementy tzw. Adult Oriented Rocka. Nic dziwnego AOR to amerykański wynalazek. Tyle, że o ile kapele pokroju Kansas czy Styx potrafiły w ramach swojej ugrzecznionej konwencji stworzyć ponadczasowe utwory, o tyle ich rodacy z Magellan używają ich patentów tylko do przedłużenia tej półgodzinnej męczarni. Następnie mamy wspomniane solo Andersona, które samo w sobie stanowiłoby ładny przerywnik, ale niestety stanowi tylko wstęp do klawiszowych akrobacji bez ładu i składu. Na koniec akustyczna balladka 'Brother's Keeper', nie wiadomo po co przełamana ordynarnym beatem jak u, za przeproszeniem, 2 Unlimited. I koniec. Upłynęła niemalże godzina. Mogłem przez ten czas poczytać albo posurfować w sieci. Ten album to hołd braci Gardnerów dla ich brata, który zginął w Wietnamie. Moim zdaniem nieudany. Tyle jest wspaniałych antywojennych songów: 'War' Edwina Starra, '1916' Motorhead czy nawet niesławne 'Una Paloma Blanca' George'a Bakera. To zgrabne piosenki, o których sile stanowi prostota. Bracia Gardner niestety w swoim progresywnym zapale o niej zapomnieli.

    Paweł Tryba poniedziałek, 21, kwiecień 2008 01:44 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Metal Progresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.