2. Killer Queen (2:57)
3. Tenement Funster (2:48)
4. Flick of the Wrist (3:46)
5. Lily of the Valley (1:43)
6. Now I'm Here (4:10)
7. In the Lap of the Gods (3:20)
8. Stone Cold Crazy (2:12)
9. Dear Friends (1:07)
10. Misfire (1:50)
11. Bring Back That Leroy Brown (2:13)
12. She Makes Me (Stormtrooper in Stilettoes) (4:08)
13. In the Lap of the Gods...Revisited (3:42)
14. Stone Cold Crazy* (1991 Bonus Remix by Michael Wagener) (2:12)
Czas całkowity: 41:16
* dodatkowo na reedycji Hollywood records z 1991 roku
- Brian May ( banjo, guitar, piano, keyboards, vocals, ukulele )
- Roger Taylor ( percussion, drums, vocals, screams )
- John Deacon ( guitar, bass, fiddle, double bass )
1 komentarz
-
Pod koniec stycznia 1974 roku, członkowie zespołu Queen zaszczepili się przed planowanym wyjazdem na tournee do Australii. Niestety Brian May w wyniki wspomnianego szczepienia nabawił się infekcji, która przerodziła się w gangrenę. Przez jakiś czas istniała nawet obawa, że trzeba mu będzie amputować chorą rękę. Zamiast odpoczywać Brian nieroztropnie kontynuował pracę, co nadwyrężyło jego układ odpornościowy. W maju, podczas kolejnej trasy koncertowej, na której Queen supportowali Mott The Hoople Brian zaraził się żółtaczką, zmuszając zespół do odwołania pozostałych koncertów i powrotu do domu. Wszystkim zaaplikowano szczepionki, lecz Brian popadł w głęboką depresję. Teraz kiedy nareszcie zespół wybił się na powierzchnię muzycznego świata, jego choroba zmusiła wszystkich do bezczynności.
Mariusz Jaszczyk środa, 07, marzec 2012 17:50 Link do komentarza
Tylko czy aby na pewno? Freddie, Roger i John bardzo mądrze wykorzystali okres rekonwalescencji Briana. Kiedy ich kolega z zespołu leżał na szpitalnym łóżku, pozostała trójka rozpoczęła pracę nad materiałem na drugi, oczywiście nieplanowany w tamtym roku album. Wkrótce Brian również zaczął pisać nowe utwory, a po dwóch miesiącach odpoczynku poczuł się już na tyle dobrze, że dołączył do reszty w studiu, by razem wypróbowywać nowe dzieła. Niestety wkrótce los uderzył w biednego Briana po raz drugi. Tym razem gitarzysta zespołu wylądował w szpitalu ze stwierdzonym wrzodem dwunastnicy. Na szczęście zdarzały się dni, kiedy czuł się on na tyle dobrze aby przyjść do studia, gdzie czekało na niego posłane łóżko - na wypadek gdyby poczuł się gorzej - i pomóc kolegom w tworzeniu kolejnej, trzeciej już płyty zespołu. Dzięki determinacji samego Briana i pozostałych członków zespołu, Queen przetrwał te ciężkie czasy i zafundował nam jednocześnie świetną płytę, czyli wydaną 8 listopada 1974 roku Sheer Heart Attack.
Teraz, po tym obszernym wywodzie dotyczącym genezy powstania płyty, możemy pójść dalej i przyjrzeć się już samemu wydawnictwu. Na Sheer Heart Attack członkowie zespołu prowadzili znacznie więcej eksperymentów z instrumentacją i efektami studyjnymi, niż miało to miejsce na poprzednich dwóch płytach. Lista instrumentów rozrasta się do granic możliwości. Dla przykładu na Bring Back That Leroy Brown po raz pierwszy, choć tylko przez kilka sekund, pojawił się kontrabas (lepiej wykorzystany później przy okazji nagrania 39), a także pianino jangle, które brzmi trochę jak pianino honkytonk. Jest to zresztą jeden z najciekawszych utworów na płycie z rozstrojonym fortepianem i ukulele w tle oraz solówką Briana na banjo. Zespół co chwilę zmieniał i dopasowywał instrumenty, prawdopodobnie obawiając się , iż jest to ich ostatnia płyta, co zważywszy na to jakie napotykali na swej drodze problemy, a także jak odbierane były ich wcześniejsze płyty, było całkowicie zrozumiałe.
Sheer Heart Attack toczy się duże lepiej (jeśli to w ogóle możliwe), niż poprzedni album. Mroczne, złowieszcze i ostre Tenement Funster Rogera Taylora przechodzi w gwałtowny Flick of the Wrist Freddiego, charakteryzujący się wymyślnym gitarowym solo oraz świetną perkusją Rogera, który z kolei rozpływa się we wzruszającym, opartym na melodyjnej linii pianina Lilly Of The Valley. To właśnie te trzy utwory stanowią jądro i bazę pierwszej strony albumu. Ogólnie wszystkie kompozycje są mocniejsze i bardziej ukierunkowane niż przedtem, zwłaszcza, że Freddie ograniczył tematykę tekstów i zamknął swoje przemyślenia w bardziej przystępnych formach. Najdłuższe utwory na albumie Brighton Rock, Now Im Here i She Makes Me (Stormtrooper in Stilettoes), wszystkie autorstwa Briana Maya trwają ponad cztery minuty, co na pewno ułatwiało odbiór płyty przez mniej wyrobionych i wymagających słuchaczy. Pierwszy ze wspomnianych przed chwilą utworów to melodyjna i ostra zarazem kompozycja, w której na pierwszy plan wysuwają się wspaniała sekcja rytmiczna, w której bas ma miejsce na wiele świetnych improwizacji, naśladując nawet niektóre fragmenty ekstrawagancji gitarowych Briana Maya; a także skupiająca na sobie większość uwagi, fascynująca gra wspomnianego przed chwilą Briana, który czaruje nas wspaniałą, ponadczasowa solówką. Także drugi ze wspomnianych przed chwilą utworów, czyli Now Im Here, charakteryzuje się świetnym, surowym riffem gitarowym w wykonaniu Briana, które wraz z efektem echa wokalu Freddiego rozpoczyna cały utwór, który przechodzi po chwili w eksponującą energią i przepełnioną harmoniami wokalnymi kompozycję okraszoną mocną sekcją rytmiczna oraz skrzypiącymi gitarami. Subtelne wykorzystania pianina i organów dodaje z kolei całości odrobinę niezbędnej głębi przechodzącej w fantastyczną solówkę gitarową. She Makes Me (Stormtrooper in Stilettoes) to z kolei żmudny i utrzymany w średnim tempie utwór, nie posiadający niestety żadnego znaczącego zakończenia. Zdecydowanie najsłabszy utwór na płycie, można to jednak zrozumieć i wybaczyć jeśli przypomnimy sobie o sytuacji w jakiej znajdował się wówczas Brian May.
Niekwestionowanym punktem kulminacyjnym pozostaje bez wątpienia poruszający i genialny utwór Freddiego In the Lap of the Gods... Revisited, nie tylko zamykający album, ale także przez najbliższe lata wieńczący każdy występ na żywo. Utwór ten jest kompletnie inny niż jego poprzednik, czyli In the Lap of the Gods, napisany w bardziej uczuciowym i podniosłym stylu, typowym dla Freddiego i przypominającym trochę Hey Jude Beatlesów z 1968 roku. We wcześniejszej wersji słyszymy za to kakofoniczne odgłosy uzupełnione krzykami i zniekształconym wokalem Freddiego oraz hałaśliwą gitarę akustyczną. W podobnym stylu zbudowany jest zresztą utwór Stone Cold Crazy oparty na stłoczonym w czasie dwóch minut łomocie okraszonych kilkoma świetnymi solówkami gitarowymi. Bez wątpienia do sukcesu albumu przyczynił się także utwór Killer Queen, z raźnym fortepianowym wstępem poprzedzającym teatralny wstęp Freddiego, śpiewającego tekst o luksusowej prostytutce jednocześnie pierwszy hit zespołu, który w 1975 roku dotarł na drugie miejsce brytyjskiej listy przebojów. Oprócz tego jest jeszcze niedoceniana fortepianowa ballada autorstwa Briana Maya czyli Dear Friends, a także Misfire wykonana do akompaniamentu karaibskich rytmów z gustowną solówką gitarową wieńczącą całość i wprowadzającą w świat naprawdę znakomitej muzyki.
Na płycie króluje muzyczna różnorodność i trudno tak naprawdę znaleźć dwa podobne do siebie utwory, a zespół pisząc je wydawał się być bardziej zainteresowany poszerzaniem swoich doświadczeń i muzycznych horyzontów, niż dopasowywaniem się do nabytego wcześniej stylu. Pewnie łatwiej byłoby muzykom nagrać album złożony z typowych, rockowych kawałków i ballad, ale to właśnie ta ekscentryczna odmienność i eklektyczność nadaje Sheer Heart Attack specyficznego i niepowtarzalnego uroku. Utwory takie jak Bring Back That Leroy Brown, Misfire, In the Lap of the Gods czy nawet She Makes Me (Stormtrooper in Stilettoes) trudno nazwać rock and rollem; nawet Killer Queen trudno jest zaliczyć do jakiejkolwiek kategorii. Jest to utwór zbyt lekki jak na rocka, a przecież Queen nigdy nie był zwykłym zespołem popowym. A więc czym tak naprawdę jest ten utwór? Jest złożony i melodyjny, a zarazem zabawny i mało znaczący, jest to kawałek porządnego glam rocka, jaki mogli stworzyć tylko David Bowie czy Mark Bolan.
Dla fanów Queen Sheer Heart Attack jest z całą pewnością albumem zaliczającym się do klasyków zespołu. I choć dla wielu to Queen II oraz A Day At The Races są najlepszymi albumami zespołu, to zapewniam, że jest mnóstwo osób, które w omawianej płycie widzą pierwszy całkowicie bezbłędny i czarujący album. Na szczęście ta dobra passa potrwa jeszcze jakiś czas i doprowadzi do nagrania genialnej, pełnej przepychu, rocka na najwyższym poziomie i oczywiście opery płyty pt. A Night At The Opera. Ale to już zupełnie inna historia. Ja tymczasem z czystym sumieniem zachęcam wszystkich (jeśli jeszcze tego nie zrobili) do przesłuchania Sheer Heart Attack, bowiem to znakomita choć trochę niedoceniana płyta. Polecam.
Albumy wg lat
Recenzje Varia
- Wydana w 1995 roku płyta „Inferno” ukazała zupełnie nową jakość… Skomentowane przez Dariusz Maciuga Fassade (Lacrimosa)
- Wielce ciekawy to zespół, całe to Omni. Kiedy bowiem tryumfy… Skomentowane przez Dariusz Maciuga Omni (Omni)
- Nigdy nie byłem i do dziś nie jestem zagorzałym fanem… Skomentowane przez Dariusz Maciuga Ozzmosis (Ozzy Osbourne)
- Zanim przejdę do sedna, muszę szczerze przyznać, że ogarnęło mnie… Skomentowane przez Dariusz Maciuga Leidenschaft (Lacrimosa)
- Swego czasu powstał w mojej głowie osobliwy podział twórczości Lacrimosy… Skomentowane przez Dariusz Maciuga Lichtgestalt (Lacrimosa)
- Kiedy po raz pierwszy usłyszłem "Echos", a było to zaraz… Skomentowane przez Dariusz Maciuga Echos (Lacrimosa)
- Z twórczością zespołu Lion Shepherd mam przyjemność zapoznać się po… Skomentowane przez Aleksandra Leszczyńska III (Lion Shepherd)
- Chyba żaden album Metus nie powstawał tak długo i w… Skomentowane przez Gabriel Koleński Time Will Dissolves Our Shadows (Metus)
- Długo zabierałem się do napisania tej recenzji, może nawet trochę… Skomentowane przez Bartek Musielak III (Lion Shepherd)
- Jeśli miałbym wskazać jakieś państwa na świecie, które otacza aura… Skomentowane przez Bartek Musielak Unortheta (Zhrine)
- O Seasonal, jednoosobowym projekcie pochodzącego z Białegostoku Macieja Sochonia pisaliśmy… Skomentowane przez Gabriel Koleński Heartvoid (Seasonal)
- Szanse, że Adam Płotnicki będzie wciąż kojarzony jako wokalista Crystal… Skomentowane przez Gabriel Koleński 4.3. (Plotnicky)
- Czasem zdarza mi się słuchać albumów, przy których myślę sobie,… Skomentowane przez Gabriel Koleński Silent Sacrifice (Seasonal)
- To miał być singiel, ewentualnie maxi singiel, potem epka, ostatecznie… Skomentowane przez Gabriel Koleński Under the Fragmented Sky (Lunatic Soul)
- Istnieją takie zespoły czy projekty muzyczne, które powstają z potrzeby… Skomentowane przez Gabriel Koleński Radio Voltaire (Kino)
- Chciałem rozpocząć podniosłym „Polak potrafi!”, ale w sumie to nie… Skomentowane przez Bartek Musielak Litourgiya (Batushka)
- Szczerze mówiąc, nigdy nie potrafiłem zrozumieć pojęcia jesiennych wieczorów oraz… Skomentowane przez Gabriel Koleński Black Butterflies (Metus)
- Premiera płyty ”Fractured” to dobry moment na przypomnienie sobie całej… Skomentowane przez Wolrad Walking on a Flashlight Beam (Lunatic Soul)
- Zdarzają się takie albumy, do których podchodzę ze sporym dystansem… Skomentowane przez Bartek Musielak Heat (Lion Shepherd)
- Z reguły bywam ostrożny w stosunku do albumów przygotowanych w… Skomentowane przez Krzysztof Pabis Live 1 (Security Project, The)
- We Come From the Mountains to jedna z najnowszych propozycji… Skomentowane przez Krzysztof Pabis We Come From the Mountains (Tiebreaker)
- Kiedy dotarła do mnie nowa płyta projektu Yagull ucieszyłem się.… Skomentowane przez jacek chudzik Kai (Yagull)
- Rok 1974 okazał się bardzo wyczerpujący dla Mike'a Oldfielda. Artysta,… Skomentowane przez Michał Jurek Ommadawn (Oldfield, Mike)
- Zawsze bardzo się cieszę, kiedy w ręce wpada mi coś… Skomentowane przez Paweł Caniboł Loneliness Manual (Seasonal)
- Swego czasu przemierzając internetowe portale streamingowe, bo miewam czasami takie… Skomentowane przez Bartek Musielak Krimhera (KRIMH)
- Konsekwentnie szukam ciekawych rzeczy na obrzeżach muzycznego rynku. Bo rynek… Skomentowane przez Paweł Tryba Crashendo (Fryvolic Art)
- Generalnie staram się na nie recenzować bezpłatnych dałnlołdów, ale zrobię… Skomentowane przez Paweł Tryba #I’mNotAddicted (Ordinary Brainwash)
- Na ten album czekałem z niecierpliwością. Kiedy Mariusz Duda ogłosił,… Skomentowane przez Bartek Musielak Walking on a Flashlight Beam (Lunatic Soul)
- Dies irae... dzień gniewu, popularny motyw sztuki średniowiecznej i barokowej;… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Dies Irae (Devil Doll)
- Czasem się zastanawiam, dlaczego niektóre zespoły są niszowe bądź po… Skomentowane przez Edwin Sieredziński The Sacrilege of Fatal Arms (Devil Doll)