Był 5 czerwca 1982 roku. Polska spowita była mrokiem stanu wojennego, a w Hiszpanii trwały ostatnie, gorączkowe przygotowania do XII Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej. W te czerwcowe dni grupa Queen przemierzała wzdłuż i wszerz kontynent ze swoim objazdowym show. Tym razem, podczas koncertów promowany był, dość kontrowersyjny album grupy pt: Hot Space. Popyt na występy grupy na stadionach na całym świecie był tak wielki, że w latach 1981 1983 Queen udało się zagrać jedynie 4 koncerty w Wielkiej Brytanii. Uwieńczeniem Hot Space Tour był koncert zespołu w Milton Keynes. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi zgromadzonych w National Bowl było świadkami kolejnego, znakomitego show w wykonaniu kwartetu. Fragmenty koncertu zostały wyemitowane przez BBC, powstało też sporo bootlegów dokumentujących to wydarzenie. W roku 2004 z przepastnych archiwów Briana Maya wyciągnięto oryginalny zapis koncertu i&Queen on Fire ujrzało światło dzienne. Koncert został wydany w formacie CD i DVD. Podobnie, jak w przypadku Montrealu spece od remasteringu pokazali wielką klasę. O ile obraz jest taki sobie (czasami smugi taśma VHS nie jest dobrym nośnikiem), o tyle dźwięk jest więcej niż przyzwoity. Słychać, że materiał nie został zbytnio podrasowany w studio. Mix wprost z konsolety. Brian May w jednym z wywiadów powiedział nawet, że mieli do dyspozycji tylko ścieżki mono. To rejestracja dokonana dość skromnymi środkami przy pomocy zaledwie 4 kamer udało się osiągnąć niezły efekt. Może dzisiaj taki show nie robi na młodzieży wrażenia, ale...ten materiał w ogóle się nie zestarzał.
Co zatem się zmieniło w porównaniu z Montrealem. W sumie niewiele. Podobna setlista, zawierająca sztandarowe utwory Królowej. Wykonane podczas trasy nowe utwory z Hot Space zostały przearanżowane i w konsekwencji tego brzmią dużo ostrzej od sterylnych, trochę plastikowych produkcji z płyty. I fajnie bowiem Hot Space nie jest moją ulubioną płytą Królowej ( mam nadzieję, że wybaczycie tę prywatę). Ten syntezatorowy okres w twórczości Queen zawsze traktowałam nieco po macoszemu, a że i muzyczne propozycje grupy były po prostu słabsze to&.
Wizualnie to nie jest jeszcze majestatyczne, monumentalne Queen znane z Wembley (1986). To nadal zadziorny rockowy zespół przykuwający uwagę. Mercury jak zwykle dyrygował publicznością, biegał po scenie, wspinał się na elementy scenografii (specjalne rusztowania). Śpiewał tego dnia dobrze. Czasami, ale tylko czasami głos mu siadał, od czasu do czasu miał problemy z odsłuchami. Zdarzało mu się zgubić wers utworu, zamienić zwrotki. Czasami wysiada dźwięk i muzycy muszą się jakoś ratować (zobaczyć minę wkurzonego Maya podczas gitarowego sola bezcenne). Przez blisko 100 minut brytyjski kwartet przykuwa uwagę widza. Po prostu żywe, rockowe, dynamiczne mięcho. Queen On Fire Live At The Bowl nie jest może tak wybitnym pod względem realizacji wydawnictwem jak Rock Montreal czy Live At Wembley Stadium, ale też tym koncertom za bardzo nie ustępuje. Mercury, May, Deacon i Taylor nie zwykli dawać na żywo ciała. Queen on Fire stanowi za to fajne i przyjemne uzupełnienie dyskografii, godne polecenia wszystkim miłośnikom rockowego kunsztu.