A+ A A-

Wishbone Four

Oceń ten artykuł
(185 głosów)
(1973, album studyjny)
1. So Many Things To Say (5:00)
2. Ballad Of The Beacon (4:58)
3. No Easy Road (3:40)
4. Everybody Needs A Friend (8:27)
5. Doctor (5:48)
6. Sorrel (5:02)
7. Sing Out The Song (4:21)
8. Rock’n Roll Widow (5:41)

Czas całkowity: 42:57
- Martin Turner ( vocals, bass )
- Andy Powell ( guitars, vocals )
- Ted Turner ( guitars, vocals )
- Steve Upton ( drums )
Więcej w tej kategorii: « Wishbone Ash Argus »

1 komentarz

  • Michał Jurek

    'Argus' postawił Wishbone Ash w trudnej sytuacji. Album sprzedawał się świetnie i w Wielkiej Brytanii dotarł nawet do trzeciego miejsca na liście przebojów. Wszyscy sądzili, że kolejną płytą zespół pójdzie za ciosem. I Wishbone Ash za ciosem poszli, tylko raczej nie w tę stronę, której spodziewała się publiczność. Steve Upton wspominał, że zespół był świadomy, czego się od niego oczekuje, ale nie chciał się powielać i dopuścić do tego, by to publiczność dyktowała, co grupa będzie grać.

    No i Wishbone Ash się nie powielili. Album zatytułowany po prostu 'Wishbone Four' stanowił odwrót od delikatnych, lekko folkowych klimatów, których pełno było na płycie 'Argus'. Panowie wyprodukowali album sami, chcąc nawiązać do grania z początków kariery: żywiołowego rock'n'rolla, czy nawet hard rocka. Co więcej, grupę coraz bardziej zaczęły pociągać klimaty southern rockowe, i to do tego stopnia, że w połowie lat siedemdziesiątych przeprowadziła się do USA. Album 'Wishbone Four' był jeszcze nagrywany w Londynie, ale te fascynacje już wyraźnie na nim słychać.

    No cóż, publika nie doceniła chęci ewolucji zespołu i zagłosowała nogami, tudzież portfelami*. Płyta nie sprzedawała się dobrze w Wielkiej Brytanii, jedynie w USA było trochę lepiej (12 miejsce na liście przebojów). Gdyby nie wydany kilka miesięcy później album 'Live Dates', pozycja Wishbone Ash mogłaby zostać poważnie nadszarpnięta. Album koncertowy temu zapobiegł, choć zespół nie uniknął wstrząsów, bo po jego wydaniu z grupy odszedł Ted Turner. Ponoć był zmęczony presją i życiem w trasie, ale odbiór 'Wishbone Four' przez publikę pewnie też przyczynił się do tej decyzji.

    A jak efekt osiągnięty na 'Wishbone Four' prezentuje się po latach? Nienajgorzej, choć płyta nie jest równa. Otwieraczem jest southernowy 'So Many Things to Say', ze slide'ową partią gitary i drapieżnym śpiewem. Może być, ale szału nie ma. Na szczęście potem mamy bardzo ładny utwór 'Ballad of the Beacon' z nostalgicznym tekstem. Bardzo fajnie wypadają w nim harmonijne partie wokalne, przeplatane ognistymi solówkami gitary elektrycznej, wspieranymi delikatną grą gitary akustycznej. Tak, to nagranie spokojnie mogłoby wejść na 'Argusa'. Niestety, kolejne 'No Easy Road' to straszliwy zgrzyt. To chyba najgorsza piosenka ze wszystkich, które znalazły się na pierwszych czterech płytach Wishbone Ash. Błahy, wymęczony, sztampowy utwór, ni to boogie, ni to rock'n'roll, z sekcją dętą i dziwnymi chórkami. Brrr... Ale można to przetrzymać, bo po 'No Easy Road' następuje jedna z lepszych piosenek, jaką Wishbone Ash kiedykolwiek nagrali, czyli 'Everybody Needs a Friend'. Piosenka absolutnie znakomita, z pięknymi, przeplatającymi się gitarowymi solówkami, melotronowo-organowymi odgłosami w tle i melancholijnym, acz nie pozbawionym innowacyjnego podejścia do gramatyki, tekstem Martina Turnera:
    It's only love that I can give
    And I give to you the only love I have
    When I see you're so unhappy
    It makes me want to try and understand
    Everybody needs a helping hand
    .
    Bardzo stylowo wypada również traktujący o nałogu 'Doctor', z ostrymi, przeplatającymi się solówkami gitar i bujającym pochodem basowym. Podobać się może też spokojniejszy 'Sorrel', z delikatnymi tym razem gitarowymi partiami i bardzo melodyjnym refrenem. I pomyśleć, że Martin Turner napisał tę piosenkę, bo mu roślinka uschła w ogrodzie :-). 'Sing Out the Song' zatrąca już niemal o country. Nie jest to moja ulubiona stylistyka, ale przyznać muszę, że słucha się tego przyjemnie. I w tych balladowych klimatach pozostajemy także słuchając ostatniego 'Rock'n'roll Widow'. Tytuł może być nieco mylący, bo rock'n'rolla to tu nie ma. Jest za to mnóstwo techniki slide i niewesoła opowieść o wdowie po zabitym w trakcie koncertu, który Wishbone Ash grali w 1971 roku w Austin w Teksasie**.

    'Wishbone Four' to ostatni album nagrany w pierwotnym składzie, stanowiący zamknięcie pewnego etapu. Na kolejnych płytach Wishboni zaczęli jeszcze bardziej kombinować, a to zbliżając się do czystego hard rocka, a to flirtując z popem, co nie zawsze wychodziło im na dobre. Na 'Wishbone Four' jeszcze utrzymali poziom. I choć płyta jest nieco słabsza od pierwszych trzech albumów, to i tak zasługuje na:
    4/5

    * Co ciekawe, po latach w wywiadzie dla 'Tylko Rocka' Andy Powell uznał, że ta bezkompromisowa postawa była błędem i dla zespołu byłoby lepiej, gdyby podążył kierunkiem wytyczonym przez Argusa.
    **Info za stroną songfacts.com.

    Michał Jurek niedziela, 14, listopad 2010 18:14 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.