A+ A A-

Live Dates Volume 2

Oceń ten artykuł
(22 głosów)
(1980, album koncertowy)
1. Doctor (5:40)
2. Living Proof (5:45)
3. Runaway (3:10)
4. Helpless (3:35)
5. F*U*B*B (9:40)
6. The Way Of The World (10:15)

Songs available only on double album printings and on the German "Additional Tapes" printing:
7. Lorelei (6:20)
8. Persephone (8:20)
9. You Rescue Me (6:50)
10. Time Was (6:45)
11. Goodbye Baby Hello Friend (5:20)
12. No Easy Road (7:20)
- Andy Powell ( guitars & vocals )
- Laurie Wisefield ( guitars & vocals (lead vocals on Goodbye Baby) )
- Martin Turner ( bass & lead vocals )
- Steve Upton ( drums )
Więcej w tej kategorii: « Wishbone Ash Nouveau Calls »

1 komentarz

  • Grzegorz Żarnowiecki

    Po siedmiu latach od ukazania się pierwszej płyty koncertowej „Live Dates” zespół Wishbone Ash wydał znakomitą koncertówkę, o tej samej nazwie tylko z dodatkiem „Volume Two” (MCA Records). Pamiętam dobrze lato 1980 roku, w którym tę płytę wydano. W Polsce puste półki w sklepach każdego rodzaju, a w Anglii obfitość dóbr powalająca przybysza z komuny. Pamiętam, że całe Zjednoczone Królestwo żyło wtedy przygotowaniami do ślubu księżnej Diany, a w Polsce zastanawiano się „wejdą ruscy czy nie wejdą”. Był to mój pierwszy wyjazd poza żelazną kurtynę i pod pretekstem kursu językowego marzyłem o jednym, zakupić płyty, koniecznie Wishbone Ash. Niestety przebywałem głównie w Oxfordzie gdzie w centrum tego pięknego miasta był tylko jeden sklep muzyczny. Mało tego, w sklepie tym nie było już specjalnej, wydanej w małym nakładzie, dwupłytowej wersji LP Volume Two. Pikanterii dodawał fakt, że drugą płytę wielkości pierwszej nazywano singlem choć „singiel” ten zawierał 6 utworów, czyli tyle co płyta główna. Okazało się, że nawet w Anglii był to rarytas, bo po dwóch tygodniach pobytu, nie udało mi się upolować tej wersji nawet w Londynie. Inna sprawa, to brak czasu do dyspozycji, mało funtów w kieszeni i czekająca w Kielcach narzeczona (obecna żona), której należały się nie byle jakie kobiece upominki.

    Wróćmy do płyty. W wersji CD (już pełnej) dostajemy prawie 80 minut grania na najwyższym światowym poziomie. Pochodzą one z okresu listopad 1976 – czerwiec, 1980 kiedy grupa promowała ich 4 płyty: New England (z niej 3 utwory: „Runaway”, „Lorelei” i „You Rescue Me”), Front Page News (1- „Goodbye Baby Hello Friend” jedyny zaśpiewany przez Wisefielda), No Smoke Without Fire (1- „The Way Of The World”) i Just Testing (2 dynamiczne „Living Proof” i „Helpless”). Pozostałe utwory pochodzą ze starszych wydawnictw i zwiększają wydatnie atrakcyjność płyty. Z There’s The Rub mamy prawdziwe perły: „Persephone” oraz instrumentalny „F.U.B.B.” Z najlepszej według krytyków studyjnej płyty Argus (zespół w pierwszym składzie) dostajemy klasyczny „Time Was”. Z dużo gorszej Wishbone Four (także bez Wisefielda) wzięto otwierający całą płytę utwór „Doctor” i najsłabszy, zamykający album „No Easy Road”. Zwraca uwagę zupełny brak kompozycji z kiepskiego wydawnictwa, jaką jest bez wątpienia Locked In. No i bardzo dobrze. Wypada jednak nieco pomarudzić, że w zestawie koncertowym zamiast nudnawych „You Rescue Me” „Runaway” i „No Easy Road” powinny znaleźć się dowolnie wybrane inne utwory ze świetnych płyt There’s The Rub i No Smoke Without Fire. Ewentualnie można było dać czadowy „Insomnia” z Just Testing, choć zdaniem lidera grupy Martina Turnera jest to utwór bardzo trudny technicznie. Wyraża przez to swój podziw dla (byłego niestety) kolegi Andy Powella. To tyle odnośnie zawartości krążka.

    Generalnie, to do samego wykonania zarzutów mieć nie można. Praktycznie wszystkie utwory brzmią lepiej niż w wersji studyjnej, co było cechą tego zespołu w pierwszych 10 latach istnienia. Płyta zawiera markowe atuty Wishbone Ash: świetne przebojowe melodie, kryształowe brzmienie dwóch gitar (Andy Powella i Laurie Wisefielda), dynamiczną sekcję rytmiczną i przyjemny głos głównego wokalisty, a zarazem basisty Martina Turnera. Dodajmy, że niepowtarzalną, fantastyczną cechą zespołu są właściwie trzy gitary prowadzące. Dwie sześciostrunowe są wspomagane przez bas cztero- lub pięciostrunowy. Wystarczy posłuchać np. „Lorelei”, gdzie bas prowadzi dialog z gitarami prowadzącymi. Inna sprawa, że dopiero na koncercie można się przekonać o tak specyficznym graniu i generalnie o perfekcyjnych umiejętnościach muzyków. Obecnie wiele zespołów produkuje w studiach płyty, z których trudno zorientować się ilu facetów gra na gitarach. Inne grupy z kolei koncertują z jednym gitarzystą za dużo (choćby Iron Maiden), a bas dudni byle równo z perkusją. Sugeruję młodym adeptom gitary by osłuchali się pierwszych koncertówek Wishbone Ash. Ten czas nie będzie stracony.

    Reasumując płyta jest bardzo dobra, choć kompozycyjnie nieco słabsza niż Live Dates z 1973 roku. Warto ją mieć chociażby dlatego, że znalazła się na niej urzekająca ciepłem i atmosferą tajemniczości przepiękna ballada „Persephone”. Gorąco polecam !

    Ocena 5

    Grzegorz Żarnowiecki sobota, 31, sierpień 2013 06:42 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.