A+ A A-

Welcome To My DNA

Oceń ten artykuł
(58 głosów)
(2011, album studyjny)
1. Glass House
2. Go to Hell
3. Rising of the Tide
4. Waving
5. Far Away
6. Dissolving with the Night
7. Blood
8. On the Plane
9. Oxygen
10. Zigota
11. DNA
- Steven Wilson / guitar, vocals
- Aviv Geffen / guitar, vocals
Więcej w tej kategorii: « Blackfield Blackfield IV »

2 komentarzy

  • Michał Jurek

    Ta płyta pojawiła się dość niepodziewanie. Krążyły newsy, że pan Wilson się sposobi, ale do nagrania albumu solowego, a tu proszę, pojawił się kolejny album sygnowany nazwą Blackfield. Choć nie do końca jestem pewien, czy słusznie. Wszystkie nagrania na płytę, poza 'Waving', skomponował bowiem Aviv Geffen, a rola pana Stefana ograniczyła się do pośpiewania, pogrania i udziału w produkcji całości. W gruncie rzeczy bardziej fair byłoby wydanie tego albumu jako solowego dzieła pana Aviva, z gościnnym udziałem Stevena Wilsona, zwłaszcza że, jak mi się wydaje, przejęcie niemal całkowitej odpowiedzialności za nowy repertuar Blackfield przez pana Geffena nie wyszło 'Welcome to My DNA' na dobre.

    Niejednokrotnie już deklarowałem, że jestem fanem Stevena Wilsona i że mam specjalna półeczkę poświęconą wszystkim jego projektom muzycznym, nic więc dziwnego, że posłuchanie nowej płyty Blackfield sprawiło mi przyjemność. Nie mogę jednak nie dostrzec, że omawiany album jest dość, nie bójmy się tego słowa, nudnawy. Wszystkie piosenki są, jak to się mówi, na jedno kopyto: melodyjnie, melancholijnie, łagodnie. Obło wręcz. Poprzednie płyty Blackfield to było coś ożywczego, progrock skrzyżowany z pop-rockiem. Na 'Welcome to My DNA' mamy już wyraźny dryf w stronę popu. Niestety.

    Powtórzę raz jeszcze: słucha się tego bardzo przyjemnie. Problem jest taki, że po wybrzmieniu ostatniej nuty niewiele się pamięta. Po dłuższym zastanowieniu można przypomnieć sobie urokliwą partię gitary i charakterystyczny śpiew Stevena Wilsona w 'Glass House', dobitny w warstwie tekstowej 'Go to Hell' (ale tylko tekstowej, niestety), ładną partię gitary akustycznej w 'Waving' i w 'Far Away', liryczne solo fortepianu i nieco ostrzejsze smyczki w moim ulubionym nagraniu z tej płyty: 'Dissolving With the Night'. Broni się też 'Blood', dzięki odrobinie folkowych brzmień i zadziorniejszej gitarze, i może jeszcze 'Oxygen', z uwagi na zabójczo melodyjny refren. Można też zwrócić uwagę na ciekawie budowane napięcie (a raczej napiątko :-)) w 'DNA', choć to daleki krewny 'End of the World' z płyty 'Blackfield II'.

    Są więc na 'Welcome to My DNA' ładne momenty. Ale, co ciekawe, album ten traci, gdy słucha się go w całości. Jakże wyraźne staje się wtedy, że wszystkie nagrania są zanurzone w tej samej lukrowanej, smyczkowo-chórkowej polewie. W okolicach połowy płyty słuchacz łapie się też na tym, że duet zaczyna powtarzać kompozycyjne rozwiązania. Dobrze, że całość trwa tylko niespełna 40 minut, dłuższa płyta mogłaby być trudna do strawienia. Zastrzegam: nie mam nic przeciwko pop-rockowej dekadencji, w której celuje pan Aviv. Nawet jednak jego anglojęzyczny solowy album był bardziej różnorodny. I zaskakujący. Główną słabością płyty 'Welcome to My DNA' jest natomiast jej przewidywalność.

    I jak tu ocenić taki album? Jako fan Stevena Wilsona serce mam rozdarte ;-). Lubię śpiew pana Stefana i brzdęki jego gitary. Zawsze z przyjemnością ich posłucham, więc i po 'Welcome...' pewnie będę sięgał. Jednak następnym razem lepiej będzie bardziej zrównoważyć wkład kompozytorski i zróżnicować zawartość albumu, tak jak to było na dwóch pierwszych blackfieldowych płytach. 'Welcome to My DNA', niestety, odstaje od nich poziomem. Szkoda.

    3,5/5

    Michał Jurek wtorek, 28, luty 2012 07:58 Link do komentarza
  • Krzysztof Baran

    Jest już tak, że każde wydawnictwo, za którym stoi Steven Wilson jest bardzo dużym wydarzeniem. Fani czekają, odliczają dni i zwykle się później zachwycają nowym dziełem lidera Porcupine Tree. Tak w mniejszym lub większym stopniu to dotąd wyglądało. Czy to Porki, czy No-Man, solowy materiał czy też dwie dotychczasowe płyty projektu Blackfield, który Wilson współtworzy z utalentowanym muzykiem z Izraela, Avivem Geffenem... Obydwie poprzednie płyty tej pary muzyków są dla mnie bardzo ważne. Zawierają muzykę prostą w odbiorze, piosenkową, właściwie niemal pop-rockową ale zaaranżowaną w niezwykle inteligentny, czarujący sposób. Pozostawiającą w odbiorze coś więcej niż pop-rockowy utwór. Niestety utworzony przez tych dwóch panów na najnowszym albumie kod DNA nie jest już tak czarujący. Mało tego! Jest nudny, a z każdym kolejnym utworem na płycie coraz bardziej przewidywalny! Utwory są plastykowe, sztuczne, jak gdyby robione na siłę. W muzyce zawartej na albumie 'Welcome To My DNA' zupełnie nie czuć jacy znakomici muzycy za nią stoją! Nie będę owijał w bawełnę! To w moim mniemaniu bezsprzecznie jedna z największych klap roku 2011.

    Krzysztof Baran wtorek, 28, luty 2012 07:58 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.