Arktis.

Oceń ten artykuł
(6 głosów)
(2016, album studyjny)
Lista utworów:  
1. Disassembled (05:02)
2. Mass Darkness (03:52)
3. My Heart Is of the North (04:43)
4. South Winds (05:34)
5. In the Vaults (04:09)
6. Until I Too Dissolve (05:24)
7. Pressure (06:04)
8. Frail (03:39)
9. Crooked Red Line (04:16)
10. Celestial Violence (05:24)
11. Til Tor Ulven (Søppelsolen) (09:13)


Czas całkowity: 57:20

Skład zespołu:
- Ihsahn - wokal, gitara, bas, syntezatory i klawisze
- Einar Solberg - wokal (gościnnie)
- Jørgen Munkeby - saksofon (gościnnie)
- Tobias Ørnes Andersen - perkusja (gościnnie)
- Matt Heafy - wokal (gościnnie)

Wydawca: Candlelight

Media

Ihsahn - Mass Darkness
Więcej w tej kategorii: « Das Seelenbrechen Àmr »

1 komentarz

  • Bartek Musielak

    Władca jest tylko jeden! Nie jest tajemnicą, że jestem wielkim fanem dokonań solowych Vegarda Sverre Tveitana, który posługuje się pseudonimem Ihsahn. Począwszy od „The Adversary” każdy kolejny album tego norweskiego muzyka sprawia mi ogromną frajdę, a kolejnych zapowiedzianych wydawnictw wypatruję z niecierpliwością. Tak było w przypadku „Eremita”, „Das Seelenbrechen”, jest tak i tym razem. Na szczęście oczekiwanie już skończone i „Arktis.” mogę już spokojnie chłonąć. Najbardziej niesamowite jest to, że dotychczas Ihsahn nigdy moich oczekiwań nie zawiódł.

    „Arktis.” już w zapowiedziach był określany jako album o wiele bardziej przystępny w odbiorze niż poprzednie, w szczególności „Das Seelenbrechen”, którego druga część to istna metal-jazzowa awangarda. Trochę się tego bałem, bo otwartość na eksperymenty i ciągły progres w muzyce Ihsahna są tym co lubię najbardziej. Na szczęście obawy moje okazały się być totalnie bezpodstawne. Owszem, „Artkis.” oferuje o wiele bardziej melodyjne fragmenty, ale nie został utracony żaden z elementów charakterystycznych dla Ihsahna. Wciąż jest mocno progresywnie, wciąż wybrzmiewają tutaj black metalowe korzenie artysty, wciąż też czuć pewien typowy dla skandynawskiej muzyki metalowej chłodny klimat. Mimo niespotykanej dotychczas różnorodności kompozycyjnej album ten nadal w pełni wpisuje się w spójną stylistycznie dyskografię solową Ihsahna. Choć mamy też małą rewolucję…

    Nic jej jednak z początku nie zapowiada. Otwierający album „Disassembled” to Ihsahn w stu procentach: utwór ozdobiony świetnym riffem, chwytliwym refrenem i prog metalową energią. Ponadto w środkowej jego części mamy trochę crimsonowskich rytmów i dodających nieco patosu symfonicznych ozdobników. Podobnie sprawa się ma w przypadku singlowego „Mass Darkness”, który w dużym stopniu nawiązuje do dokonań Ihsahna z black metalowego okresu spod znaku Emperor. Warto tu też zaznaczyć, że w tej kompozycji znalazła się moim zdaniem jedna z najlepszych solówek gitarowych jakie Vegard kiedykolwiek zagrał. Nie jest może długa, ale jej brzmienie, dźwięki i okoliczności muzyczne w jakie została wkomponowana wprawiają mnie każdorazowo w niemały podziw. To trudno opisać, to trzeba usłyszeć. Trzeci na liście „My Heart Is Of The North” to natomiast najbardziej opethowy utwór Ihsahna. Znane są przecież przypadki wspólnych muzycznych występków Tveitana i Åkerfeldta, ale jeszcze nigdy ten pierwszy nie zagrał utworu tak bardzo kojarzącego mi się z Opeth. Żaden to minus, w końcu obydwu dżentelmenów szanuję w równym stopniu i uważam ich za rewolucjonistów black czy death metalu, ale to było jedno z większych zaskoczeń na „Arktis.”.

    Największe było jednak wciąż przede mną – „South Winds”. A tam elektronika! W dodatku jakaś taka… industrialna. Za pierwszym razem byłem w lekkim szoku, za drugim razem wpadłem w zachwyt – i tak już w nim tkwię. Otwartość umysłu Ihsahna nie ma granic, zdrowy rozsądek również, bo nie ma tu ani grama przesady, którą można by pewnie podejrzewać po moim opisie. Utwór wciąż nie jest wielkim wyskokiem stylistycznym w stosunku do innych, jednak jeśli spojrzymy na dotychczasową dyskografię to takie kompozycje jeszcze się w niej nie znalazły. W taki sposób rozumiem właśnie progres w muzyce i tak moim zdaniem powinien brzmieć! „South Winds” to dla mnie zdecydowanie jeden z najlepszych utworów na „Artkis.”. Kolejna, choć już mniejsza rewolucja ma miejsce w utworze „Until I Too Dissolve”. Początkowo pomyśleć można, że to chyba jakiś cover albo włączył się nam przypadkowo inny album. Ale nie – ten riff ma taki być, bardzo heavy metalowy, rodem z lat 80-tych. Numer ten płynie bez zgrzytu, świetna kompozycja na koncerty, a jeśli mowa była o większej przystępności „Artkis.” to tu możemy powiedzieć, że jest wręcz przebojowo.

    Po tych rewolucjach przychodzi z kolei pora na podróż sentymentalną. W środkowej części „Pressure” mamy bowiem Emperor w pełni – black metalowe blasty, krzykliwy wokal Ihsahna i symfoniczne klawisze. Generalnie im bardziej zbliżamy się do końca, tym mocniej dochodzi do nas, że ten album to doskonałe podsumowanie dotychczasowej kariery muzycznej Ihsahna. W „Crooked Red Line” gościnnie po raz kolejny zagrał na saksofonie Jørgen Munkeby z Shining – gość, który już nieraz wspomagał Tveitana na albumach. Natomiast „Celestial Violence” mógłby być spokojnie utworem z płyty Leprous, zresztą Einar jest już praktycznie punktem obowiązkowym każdego albumu Ihsahna. Podobnie jest i tym razem, bo oprócz „Celestial Violence” bardzo często usłyszymy jego wokal, a odpowiada pewnie również za grę na klawiszach. Dzieło wieńczy dość dziwna kompozycja o tytule „Til Tor Ulven (Søppelsolen)” – kolejne nawiązanie do przeszłości, w końcu takich „dziwactw” na poprzednim albumie było trochę.

    „Artkis.” to wspaniały album, będący klamrą spinającą dotychczasową dyskografię Ihsahna. Mamy tutaj Emperor („Pressure” i niektóre inne fragmenty), Peccatum, o którym nie wspomniałem jeszcze, a które mocno słychać chociażby w „In The Vaults”, jest i trochę Opeth, bo w końcu z Åkerfeldtem przyszło niegdyś Tveitanowi spłodzić wspólne dzieło („Unhealer” z albumu „AngL”). Jest też miejsce stałych już gości na albumach Ihsahna – Einara Solberga z Leprous czy Jørgena Munkeby z Shining. Ostatecznie znalazły się tu również kolejne nowinki oraz eksperymenty. Mam olbrzymi problem z wybraniem swojego ulubionego albumu Ihsahna. Nie wiem czy bardziej lubię debiutanckie „The Adversary”, progresywne „AngL”, potężne „After”, podniosły „Eremita” czy zakręcony „Das Seelenbrechen”. A może najbardziej lubię obejmujący wszystkie te przymiotniki „Artkis.”? Nie wiem. Wiem natomiast, że z każdym kolejnym albumem problem ten staje się coraz większy.

    Ta i inne recenzje dostępna również na http://www.pandino.pl - zapraszam!

    Bartek Musielak poniedziałek, 18, kwiecień 2016 18:06 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Metal Progresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.