Kwintesencja niezwykle elektryzującego stylu Dillingera. Na Miss Machine znajdziemy wszystko to, co zaważyło o sukcesie amerykanów: szalone tempa, karkołomne zagrywki perkusyjne, silne jazzowe naleciałości i ostre jak brzytwa riffy, ale również (chyba po raz pierwszy) niezwykle przebojowe melodie. Oczywiście są one starannie poukrywane i niejednokrotnie wyławiać je trzeba ze ściany dźwięku, wydobywającej się z wzmacniaczy muzyków. W niepowtarzalnym stylu The Dillinger Escape Plan, należy doszukiwać się wpływów takich zespołów, jak King Crimson (zapętlone gitarowe motywy zagrane jednak w o wiele większym tempie), Pantera (ostre, cięte i szybkie riffy), Nine Inch Nails (elektroniczne smaczki, melodyjne wokale), czy Faith No More (bardzo swobodne łączenie różnych styli, nawet w obrębie jednego utworu).
Olbrzymi wpływ na obecny kształt twórczości zespołu miało też pozyskanie nowego wokalisty, mającego podobno polskie korzenie Grega Puciato. Wzniósł się on na wyżyny swoich możliwości, swobodnie bawiąc się nastrojami słuchacza (od niemal pop-rockowych melodii po hardcore'owe skandowanie - z wrzaskami, jękami i czystym śpiewem pomiędzy). Nie można w tym wypadku uniknąć porównania z Mikem Pattonem, który wzbogacił muzykę Planu Ucieczki Dillingera na mini-albumie Irony Is A Dead Scene.
Reasumując Miss Machine to pozycja obowiązkowa dla wszystkich miłośników mocniejszego brzmienia, otwartych na muzykę nie dającą się jednoznacznie zaszufladkować. Dla tych, którzy próbują: math core, math metal, progressive metal core. 5/5