Independent Harmony

Oceń ten artykuł
(69 głosów)
(2010, album studyjny)
1. Ignation (1:34)
2. Independent Harmony (7:31)
3. Wake Me Up (6:24)
4. Glass Face (6:42)
5. Not For Play (2:11)
6. Jin & Jang (4:49)
7. Don`t Ask Me (7:28)
8. Intruder (7:18)

Czas całkowity: 43:57
- Sławek Wierny (vocals)
- Leszek Trela  (guitars)
- Robert Gajgier  (keyboard)
- Maciej Foryta  (bass)
- Mariusz Prętkiewicz  (drums)


  
Więcej w tej kategorii: « Tyranny of Therapy

2 komentarzy

  • Jan Włodarski

    W ostatnim czasie na polskiej scenie progresywnej nastąpiło spore ożywienie. Powstało dużo zespołów, spora liczba z pośród nich wydała swoje debiutanckie albumy. Obserwuję uważnie kariery rodzimych wykonawców i muszę stwierdzić, że nie mają oni łatwego życia. Może poza jednym wyjątkiem, reszta kapel ma spore problemy że sprzedażą płyt i z frekwencją na koncertach. W większości przypadków problemy te nie wynikają z niskiego poziomu muzycznych produkcji tychże wykonawców, wręcz przeciwnie. Polski rock progresywny jest doceniany na świecie i naprawdę nie ma powodu do wstydu. Ogólnopolskie media nie są jednak zainteresowane promocją takiej muzyki. Wykonawcy, którzy przy odpowiednim wsparciu mogliby zostać muzyczną wizytówką naszego kraju istnieją i tworzą tylko dzięki dużemu samozaparciu i pasji.

    Ten, trochę przydługi wstęp potrzebny mi był, żeby uzmysłowić czytelnikowi, że czasami nagranie debiutanckiego krążka to tak naprawdę gwóźdź do trumny danego wykonawcy, ponieważ poniesione koszty nie zwracają się i trudno znaleźć motywację do dalszej pracy.
    W roku 2007 ukazał się na rynku pierwszy album grupy Division by Zero - Tyranny of Therapy. Płyta zebrała dobre recenzję, zajęła wysokie miejsca w różnego rodzaju rocznych podsumowaniach, a zespół został zaproszony na renomowany Prog Power Europe Festival w Holandii. Mogło się wydawać, że teraz kariera zespołu potoczy się już z górki, tymczasem nastąpiło przyhamowanie. Zmiana wytwórni, roszady personalne, wszystko to spowodowało, że na jakiś czas o grupie było bardzo cicho i już miałem pewne obawy o jej losy. Na szczęście muzycy nie poddali się, znaleźli nowego basistę i w pełnym składzie zameldowali się w studio nagraniowym, by zarejestrować materiał na drugą płytę. Znalazł się też wydawca nowego materiału - wytwórnia ProgTeam i dzięki temu w kwietniu 2010 roku ukazał się na rynku album zatytułowany Independent Harmony.
    Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni - to powiedzenie jak ulał pasuje do nowego dzieła Division by Zero. Jest piekielnie mocno!

    Na początku mamy zapłonowe intro, a potem po kolei odpalają pozostałe zabójcze numery. Dwie minuty z małym hakiem na złapanie oddechu będziemy mieli słuchając prześlicznej miniaturowej ballady, z pianinem w roli głównej, zatytułowanej Not for Play. Pozostałe utwory wciskają w fotel i zapewniam, że jeszcze długo po zakończeniu przesłuchania trudno jest się z niego podnieść. Pierwsza rzecz, która zaskakuje na tym krążku, to brzmienie zespołu. Dawno nie słyszałem tak dobrze zrealizowanej i wyprodukowanej polskiej płyty. Całość brzmi bardzo czysto i selektywnie, a jednocześnie potężnie i złowrogo. Idealnie dobrane wszystkie składowe powodują, że płytę słucha się wręcz komfortowo. Dźwięki otaczają słuchacza i czasem ma się wrażenie, że będzie można je dotknąć. Prawdziwe mistrzostwo! Druga rzecz, która wyróżnia nowe dzieło muzyków z Division by Zero to cała masa ciekawych melodii . Tak według moich preferencji powinien wyglądać wzorcowy album prog-metalowy. Moc, siła, agresja, czad, a jednocześnie urzekające melodyka każdego utworu.
    Wokalne popisy Sławka Wiernego zwróciły moją uwagę już na debiutanckim wydawnictwie grupy, teraz jednak jestem pod dużym wrażeniem jego talentu. Słychać, że Sławek bardzo się napracował w studio przy nagrywaniu wokali. Interpretując poszczególne utwory stosuje całą masę różnych technik i w każdej jest przekonujący. Nie jestem fanem growlu, ale na tym krążku trudno sobie wyobrazić, by go zabrakło. Jest tam, gdzie powinien być i podany w odpowiedniej dawce pomaga zbudować właściwy nastrój kompozycji.
    Bardzo fajnie wypadły partie pianina, które klawiszowiec grupy Robert Gajgier wykorzystuje dość często. Oprócz wspomnianej wcześniej ballady, możemy posłuchać ich między innymi w utworze tytułowym oraz w Glass Face. Myślę, że atutem zespołu Division by Zero może być to, że mają oni bardzo wyrównany skład instrumentalistów. Żaden z muzyków nie wychyla się przed szereg, wszyscy prezentują wysoki poziom wykonawczy, co w połączeniu z bardzo dobrym wokalistą musiało dać pożądany efekt. Nie ma w tym zespole gwiazdy, której instrumentalne popisy zdominowałyby pozostałych muzyków. W tym przypadku gwiazdą jest cała grupa i każdy daje z siebie wszystko to, co ma najlepszego, by każda kompozycja zabrzmiała jak najlepiej.

    Przyznam szczerze, że bardzo oczekiwałem na nowy krążek grupy i po cichu liczyłem, że będzie to kawał dobrej muzy. Po kilku przesłuchaniach muszę autorytatywnie stwierdzić, że Intependent Harmony jest albumem który przerósł moje oczekiwania.
    5/5
    JanYanoWłodarski

    Jan Włodarski piątek, 07, styczeń 2011 22:51 Link do komentarza
  • Paweł Bogdan

    Division by Zero długo kazało czekać na swój kolejny album, od wydania poprzedniego minęły przecież aż trzy lata. Naprawdę szkoda tej przerwy między wydawnictwami bo do roku 2008 zespół niesamowicie się rozpędził i można było oczekiwać, że podbije nie tylko rodzimy rynek muzyczny ale i te zagraniczne... Wróćmy jednak do początku: zespół w 2007 roku wydał debiutancki album pt. Tyranny of Therapy, który przebojem zdobył serca i umysły wielu słuchaczy. Debiut był naprawdę piorunujący, spotkał się z samymi pochlebnymi, wręcz rewelacyjnymi ocenami wielu recenzentów, którzy w większości dopiero zespół poznawali. Nie mówię tu tylko o Polsce, Division by Zero ze swym albumem zaistniał w ciężkiej do zliczenia ilości krajów na każdym kontynencie. Rok 2008 przyniósł dla zespołu niesamowite wyróżnienie, a mianowicie udział w niezwykle prestiżowym festiwalu ProgPower w Holandii jako jeden z najlepszych progresywnych debiutów roku 2007 na świecie. Tam zespół stanął na jednej scenie z takimi muzycznymi potęgami jak Cynic, Thereshold czy Pagan's Mind. Z powodzeniem trwały prace nad nowym materiałem i nagle wszystko się urwało. Zespół m.in. ze względu na problemy kadrowe czy komplikujące się sprawy z wytwórnią zamilkł i nie było o nim słychać przez dłuższy czas. Rok 2009 przyniósł jednak otuchę w serca słuchaczy, kiedy to zespół nawiązał współpracę z wytwórnią ProgTeam która to przyniosła skutek w wydanym 5 kwietnia 2010 roku albumie Independent Harmony. Division by Zero odrodziło się jak feniks z popiołów.

    Wróćmy do albumu. Krążek charakteryzuje świetna oprawa graficzna, zdecydowanie lepsza niż na debiucie (mimo że poprzednią stworzył nie kto inny jak Mattias Norén). Album został ubrany w czerń i mrok, ma pokazać słuchaczowi że będzie miał do czynienia z czymś mrocznym, ciężkim, być może nawet strasznym. W moim odczuciu booklet albumu pasuje jak ulał do muzyki tam się znajdującej i w pewien sposób ją obrazuje.

    Krążek rozpoczyna instrumentalny Ignition. Pełni one funkcję drzwi albumu, tworzy atmosferę niepewności, tajemniczości i osamotnienia dzięki czemu świetnie wprowadza słuchacza w utwór tytułowy. Independent Harmony trwa ponad 7 minut i w moim odczuciu jest najlepszym utworem, jaki udało się skomponować zespołowi w swojej barwnej historii. Od razu uderzają zmiany jakie zaszły w brzmieniu zespołu, ale także w kompozycjach utworów (o tym jednak w podsumowaniu). Utwór rozpoczyna partia fortepianu (który co ciekawe na całym krążku dominuje!), po czym przechodzi w charakterystyczne dla zespołu metalowe uderzenie i progresywne połamańce. Prawdziwa muzyczna uczta rozpoczyna się od 5 minuty, kiedy zespół zaprasza nas na uczuciową karuzelę. Sławek Wierny po dramatycznym monologu, któremu towarzyszą nostalgiczne dźwięki wydobywane przez fortepian, wokalnie wybucha, kipiąc gniewem i złością: Look at me! Im the chaos, and Im so real!. Z pozoru stonowanego, ale bardzo ciężkiego i dramatycznego utworu przechodzimy w Wake me Up, który swą budową najbardziej na albumie przypomina bardziej utwory z debiutu (co ciekawe zespół wykonywał go na ProgPower w 2008 roku). Jest bardzo różnorodny: refren utworu charakteryzuje łagodna, wpadającą w ucho linia melodyczna, ale od czasu do czasu porywa słuchacza growlingiem Sławka Wiernego, zmasowanym perkusyjnym ostrzałem przez Mariusza Pretkiewicza (którego klasyfikuję obok W. Dramowicza jako najlepiej grającego polskiego progresywnego perkusistę) czy też kolejnym połamanym riffem Leszka Treli. Utwór ten świetnie sprawdza się na koncertach, a mimo swego ciężaru i mocy jest utworem dość przebojowym i zaskakująco dobrym w odbiorze nawet przez osoby, które ciężkiej muzyki nie słuchają. Wake me Up bez wątpienia mogę określić jako jeden z ciekawszych utworów na krążku, jednak moim faworytem nie został. Za to już kolejne Glass Face rozłożyło mnie na łopatki. Jest to utwór opowiadający o wypadku samochodowym, w którym ginie ukochana bohatera, a ten nie potrafi się z tym faktem pogodzić. Szczególną uwagę przykuwa świetne zaśpiewanie tego utworu przez Sławka Wiernego, który wyraził wszystkie targane bohaterem emocje i uczucia. To co mnie osobiście zaskoczyło w tym utworze to solo Leszka Treli rozpoczynające się po upływie piątej minuty. Gitarzysta przyzwyczaił nas do szybkich, precyzyjnie zagranych i ciętych gitarowych wstawek, a w Glass Face pokazuje coś zupełnie przeciwstawnego - wyważoną, stonowaną i grającą na uczuciach słuchacza solówkę.

    Do tej pory zespół prowadził nas poprzez charakterystyczne dla siebie tereny bogate w solidne, progresywno metalowe granie lecz& przyszedł czas na nowinki i eksperymenty - i to jakie!

    Kolejnym utworem na albumie jest Not for Play ]czyli... mini balladka! Zespół który przyzwyczaił wszystkich do ciężkiego, mrocznego metalowego brzmienia nagrał prześliczny, delikatny utwór (bardzo dobrze, że zdecydowano się na taki tytuł utworu, a nie n-ty z kolei You and Me). Co znajduje się w następnej kolejności? Utwór Jin & Jan czyli numer instrumentalny z wyraźnie słyszalnymi motywami muzycznymi kultury chińskiej! Sam byłem przekonany że zespół będzie kontynuował wizję premierowego albumu, a zarezerwował nam całą masę ciekawych urozmaiceń. Dodam od siebie, że podane utwory mimo tego że prezentują solidne rzemiosło piorunującego wrażenia na mnie nie zrobiły, za to już kolejne Don't Ask Me wręcz przeciwnie. Utwór opowiada o rozmowie Boga ze Śmiercią, w której to Śmierć pełni rolę wszechwiedzącego Ojca, a Bóg zafrasowanego ucznia: Why all this Word has to blind? Don't ask me!. Wokalista bardzo umiejętnie balansuje między czystym śpiewem, a growlingiem stosując je w zależności od śpiewanego fragmentu utworu. Don't Ask Me kończy się instrumentalnym motywem, w którym prym wiedzie nowy nabytek zespołu - basista Maciej Foryta. Na ostatnia kompozycję na Independent Harmony zespół wybrał utwór pt. Intruder opowiadający historię przybysza z kosmosu, który dotarł na Ziemię by zbadać ludzką cywilizację. Tak, jest to utwór o nastawieniu humorystycznym (następca Taxi z debiutu). Muzycznie wpasowuje się on w cały album, jednak w moim odczuciu jest na nim najsłabszy. Racjonalnie nie potrafię tego wyjaśnić, ale za Intruder nie przepadałem i chyba mojego serca nie zdobędzie. Ciekawym urozmaiceniem jest wkomponowanie w utwór kobiecego głosu, który nadaje mu swojego rodzaju tajemniczości.

    Album został nazwany Niezależną Harmonią nie bez przyczyny. Division by Zero objął swymi dłońmi dwa muzyczne światy: na krążku występują i mroczne metalowe kolosy, jak i mini-ballada, teksty są i dość poważne, jak i komiczne (w utworze Intdruder), wokalista śpiewa łagodnie, jednak od czasu do czasu growluje. Zespół poprzez tytuł krążka chciał nam przekazać, że jego zawartość jest bardzo wszechstronna i tworzy muzyczną harmonię.

    Co ze swojej strony mogę zarzucić albumowi? Tylko to, że jest za krótki (trochę ponad 44 minuty). Obawiałem się jak zespół poradzi sobie z tak sporą przerwą w pracy nad pełnowymiarowym wydawnictwem, lecz wyszedł on całkowicie bez zarzutu, a co więcej niesamowicie mnie zaskoczył wprowadzając masę eksperymentów. Na co szczególnie warto zwrócić uwagę to brzmienie Independent Harmony. Z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że ciężko wymienić mi albumy które przewyższają w tym brzmienie albumu. Wpływ na to miało zarówno wymiana sprzętu jak również wyprodukowanie go w słynnym już studiu ZED. Dzięki tym zabiegom płyta brzmi naprawdę potężnie i słuchając jej z komputera naprawdę wiele tracimy. Independnt Harmony należy do tych krążków, których należy słuchać tylko i wyłącznie z wykorzystaniem dobrego sprzętu muzycznego bo dopiero wtedy ukazuje pełnię swego ciężaru i siły, potrafi zafrasować słuchacza swą powagą i patosem czy porwać w muyczna przygodę.

    Przy analizie praktycznie każdego krążka zawsze przychodzi moment ocenienia każdego z muzyków i wybrania tego najbardziej zasłużonego w swym wkładzie w ostateczny rezultat. W przypadku Independnet Harmony zostałem postawiony pod ścianą bo nie mogłem specjalnie wyróżnić nikogo, jednocześnie nie wyróżniając wszystkich muzyków. To co od razu zauważamy to fakt, że Division by Zero pracuje jak w pełni sprawna maszyna, jest zespołem, a nie grupką indywidualistów. Na albumie brakuje instrumentalnych popisów w stylu Dream Theater, każdy członek zespołu podporządkował się idei - temu żeby album jako całość zabrzmiał najlepiej jak to tylko możliwe.

    Miałem jeszcze wspomnieć o różnicach między debiutem a ubiegłoroczną produkcją. To co rzuca się w oczy (a raczej w uszy) to muzyczny rozkwit muzyków. Słychać że ich twórczość jest bardziej dojrzała, bardziej przemyślana i całościowo spójna. Oprócz eksperymentów na które pozwolił sobie zespół odnosimy wrażenie, że Independent Harmony jest trochę mniej progresywna (kompozycje nie są tak szalone) niż debiut, ale za to bardziej metalowe, bardziej ciężkie. Pozwolę sobie na takie porównanie: w 2007 roku zespół atakował nas mieczem z pofalowanym, pełnym zazębień sztychem, który raz za razem nas kaleczył i sprawiał, że z czasem się wykrwawialiśmy. W roku 2010 Division by Zero wyciągnął ciężki, potężny muzyczny młot, który jednym uderzeniem wbija nas w ziemię i nie pozwala nam wstać.

    Division by Zero w nie tylko moim odczuciu stanął na wysokości zadania i udowodnił, że należy do ścisłej polskiej czołówki muzyki progresywnej. Oczywiście zespół nie odkrywa niczego nowego, w dalszym ciągu są to progresywno metalowe połamańce w stylu chociażby Symphony X. Dla mnie osobiście muzyka zespołu w porównaniu do innych grających pokrewne style muzyczne (Shadow Gallery, Circus Maximus itd.) jest zdecydowanie ciekawsza oraz oryginalna i aż dziw bierze, że zespół nie stanął jeszcze solidnie na nogach na rynku zagranicznym, a z takim koncertowym powerem i frontmanem jak Sławek Wierny powinna być to tylko kwestia czasu.

    Paweł Bogdan piątek, 07, styczeń 2011 22:51 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Metal Progresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.