A+ A A-

Shrine Of New Generation Slaves

Oceń ten artykuł
(48 głosów)
(2013, album studyjny)

CD1
01. New Generation Slave - 4:17
02. The Depth of Self – Delusion - 7:39
03. Celebrity Touch - 6:48
04. We Got Used To Us - 4:12
05. Feel Like Falling - 5:17
06. Deprived (Irretrievably Lost Imagination) - 8:26
07.Escalator Shrine - 12:41
08. Coda - 1:39

Czas całkowity - 50:59

CD2 (Special Edition Mediabook)
01. Night Session - Part One - 10.45
02.Night Session - Part Two - 11.22

Czas całkowity - 22:07


- Mariusz Duda - wokal, gitara basowa, gitara akustyczna
- Piotr Grudziński - gitara
- Michal Łapaj - instrumenty klawiszowe, Hammond, theremin
- Piotr Kozieradzki - perkusja

oraz:
- Marcin Odyniec - saksofon (06, cd2- 02)

 

Media

Więcej w tej kategorii: « Out Of Myself Promo »

2 komentarzy

  • Paweł Bogdan

    O tym albumie napisano tak wiele, że pisanie przeze mnie kolejnej recenzji niejako mija się z celem. Z drugiej strony nie mogę sobie odmówić przyjemności własnego zopiniowania tej szeroko komentowanej płyty, jakże istotnej dla rynku muzyki progresywnej. Od razu zaznaczę, że pominę wszystkie ogólniki, podstawowe informacje dotyczące wydawnictwa czy inne kwestie wiadome 99% czytających ten tekst, bo i po co po raz n-ty (a od premiery płyty minęło już sporo czasu) czytać to samo. W recenzji skupię się na kwestiach nieco mniej poruszanych w mediach. Będzie dość niestandardowo, dość konkretnie, może trochę sucho i jak śpiewało Myslovitz „bez zbędnych emocji”.

    Zespół zapowiadał małą rewolucję i dotrzymał słowa. Co prawda Riverside nieco pofolgował sobie w eksperymentach, ale zachował swój rozpoznawalny styl. Słychać na SoNGS wpływy brzmieniowe hard rocka lat 70-tych (Led Zeppelin, Deep Purple), które odgrywają jedną z najbardziej wybijających się ról przy pierwszej styczności z krążkiem. Muszę tu jednak kategorycznie nie zgodzić się z niektórymi recenzentami nazywającymi Shrine of New Generation Slaves połączeniem Deep Purple z Pink Floyd. Inspiracje hard rockiem pełnią tu funkcję jedynie dodatku i uzupełnienia niż kluczowego elementu, a Floydów w muzyce Riverside jest tyle co zwykle.

    Bez wątpienia jest to najbardziej „Dudowa” płyta spośród wszystkich z dorobku warszawiaków. Multum jest tu odniesień do Lunatic Soul, choć najpewniej niezamierzonych. Ten fakt w pewnym stopniu pokazuje, że zespół, co zresztą sam przyznawał, nie miał na płytę pomysłu. Niezwykle długi czas oczekiwania na premierę SoNGS jest na to najlepszym dowodem (dodajmy jeszcze koncept tekstów nawiązujący do ADHD) i choć co prawda zespół wyszedł z tego pojedynku obronną ręką, to czuć w muzyce Riverside delikatną bezradność, która nieco niepokoi w perspektywie kolejnych wydawnictw (vide jakby wymuszona Coda). Domyślam się, że kolejna płyta naszego towaru eksportowego będzie jeszcze bardziej eksperymentalna niż ta przeze mnie recenzowana.

    To SoNGS czyli, jak można łatwo się domyślić, piosenki są niejako muzycznym motywem przewodnim wydawnictwa. Przyznajmy szczerze, że typowych piosenek tutaj nie ma. Czuć jednak, że wiele utworów ma nieco uproszczoną budowę, a nacisk w nich został położony na melodie. Dodajmy, że kapitalne melodie. Trzeba podkreślić, że te zawsze były mocna stroną zespołu, jednak na SoNGS zostały jeszcze bardziej wybite na pierwszy plan i wygląda na to, że poświęcono im więcej uwagi niż zazwyczaj. Śpiew Mariusza Dudy jest jak zwykle bardzo melodyjny, lecz w tym przypadku zdecydowanie bardziej niewymuszony i słucha się go z czystą przyjemnością. Oczywiście nie brakuje krążkowi ciekawych rozwiązań muzycznych, jednak w porównaniu do siły ciężaru jaką postawił na nie zespół na Anno Domini High Definition, na najnowszym krążku jest zupełnie inaczej.

    Album jest dosyć krótki, gdyż czasowo nie przekracza godziny i chwała zespołowi za to. Cieszy to, że progresywni muzycy coraz częściej zauważają, że zapychanie albumu do cna materiałem, choćby nawet świetnym, więcej mu odbiera niż dodaje. Spójność i unikanie zanudzenia przede wszystkim. Skoro o nudzie mowa, to chciałbym podkreślić jeden ciekawy fakt pokazujący niezwykłą przebiegłość (w pozytywnym znaczeniu) i inteligencję muzyków. Chodzi tu o budowę albumu i układ utworów na płycie, które są wręcz perfekcyjne. Na przestrzeni kilku pierwszych przesłuchań zdecydowanie wybija się Celebrity Touch, które skutecznie przykuwa uwagę słuchacza do czasu, kiedy inne, mniej przyswajalne kompozycje, zaczną rozkwitać. Kiedy już dostrzeżemy piękno Deprived czy Escalator Shrine i te kompozycje zaczną przejmować nad nami kontrolę okaże się, że Celebrity Touch z utworu najbardziej przykuwającego uwagę staje się strasznie nieznośnym, niespójnym z całością, a wręcz irytującym. Cóż, teraz nie powinno dziwić dlaczego zespół zdecydował się umieścić na albumie dzieło tak niepasujące do wysublimowanej i dosyć sentymentalnej całości.

    Warto wspomnieć o tym, że rzadko w przypadku Riverside można spotkać taką niezgodność słuchaczy co do tak zwanego najlepszego utworu na płycie, jak ma to miejsce przy porównaniu opinii słuchaczy wobec SoNGS. Według mnie wynika to z faktu, że o ile płyta klimatycznie jest dosyć spójna, to porównując poszczególne utwory zauważamy dosyć spore różnice tematyczne. Mamy i bardzo prosty, balladowy, choć jak dla mnie zbyt naiwny We Got Used To Us, rozbudowany, większymi momentami szalony i bardzo ekspresyjny Escalator Shrine, kojący, oparty na cierpliwym budowaniu klimatu Deprived (Irretrievably Lost Imagination) czy Celebrity Touch zbudowany na riffie przewodnim. Moim osobistym faworytem jest The Depth Of Self-Delusion z fantastycznie zbudowana atmosferą, dobrze zaplanowaną budową, świetna melodią i niezwykle udanymi partiami gitary Piotra Grudzińskiego.

    Nie ulega wątpliwościom, że Shrine of New Generation Slaves znajdzie się w czołówce najlepszych tegorocznych wydawnictw, choć ogłoszenie go już albumem roku przez wielu, szczególnie polskich słuchaczy, wydaje się zdecydowanie na wyrost. Ja osobiście przyznam, że do SoNGS stosunek mam nieco ambiwalentny, ale to pewnie z tego względu, że z piosenkami zawsze byłem na przysłowiowy bakier. Mi brakuje w SoNGS większego nacisku postawionego na kompozycje, ale nie zamierzam być w ocenie krążka prymitywnym egoistą. Najnowsza płyta Riverside jest bez wątpienia produkcją zasługująca na, jak to mawiają w Bundeslidze, ocenę „klasa międzynarodowa”, dalej zostawiającą w tyle nie tylko polskie, ale i większość zagranicznych wydawnictw muzycznych. Gratulacje Panowie!

    Paweł Bogdan piątek, 22, luty 2013 19:32 Link do komentarza
  • Krzysztof Baran

    Minęło kilka dni od premiery najnowszego albumu Riverside, zatytułowanego „Shrine of New Generation Slaves”. Jak to zwykle bywa przy płytach zespołów które od lat są na tzw. topie, zdania słuchaczy o nowym materiale są mocno podzielone. Jedni się zachwycają, inni tonują swoje komentarze, nie mając jeszcze jasno sprecyzowanego zdania. Jeszcze inni nie pozostawiają na nowej płycie suchej nitki… Nie wiem czemu, ale dotąd jeszcze nie recenzowałem żadnej płyty warszawskiego zespołu. Nowy materiał zrobił jednak na mnie na samym starcie nieco odmienne wrażenie, od pozostałych płyt, można rzec sprowadził mnie w nieco inne rejony obcowania z muzyką w związku z czym postanowiłem napisać kilka słów od siebie.

    Płyta zaskakuje! To bardzo dobrze, bo artysta, który przestaje zaskakiwać to oznaka wtórności i 'samo-wypalania się'. Riverside postanowili odmienić swoje brzmienie, zostawiając za sobą karnację owianą elementami post-metalowymi, by zaczerpnąć jeszcze więcej ze źródła klasyki rockowego gatunku. Riverside hard-rockują (przykład „Celebrity Touch”), jazzują (przykład „Fell Like Falling”), zapuszczają się chwilami w stronę art.-rocka obcując min z zacnym brzmieniem saksofonu. Jednym słowem dość znacznie odchodzą od tego, do czego nas dotąd przyzwyczaili. Mniej tu mroku i cyberprzestrzeni (tej już nie ma w ogóle!). Za to dużo jest wolności, zupełnie tak, jakby warszawiacy właśnie wydostali się z małej pułapki, którą sami sobie trochę zastawili. Jakby poczuli się szczęśliwi i prawdziwie wolni. Oczywiście nie mam tutaj na myśli tego, że ich dotychczasowe dokonania były złe! Bardziej chodzi mi o to, że wraz z kolejnymi, poprzednimi płytami zaskakiwali mnie coraz mniej, jakkolwiek wciąż zawieszając poprzeczkę bardzo wysoko. Tym razem żadnego bicia rekordów nie będzie! Na „Shrine of New Generation Slaves” Mariusz Duda, Piotr Grudziński, Piotr Kozieradzki oraz Michał Łapaj są po prostu bardzo mocno sobą, i to bije w każdym calu nowego materiału. Kompozycje są wyważone co spowoduje, że płyta znajdzie uznanie wśród zupełnie nowego grona słuchaczy, któremu poprzednie wcielenie Riverside nie do końca przypadało do gustu. Starzy fani z kolei będą mieli okazję obcowania z czymś o zupełnie innym ciężarze gatunkowym, co z pewnością dla ich części będzie czymś ekscytującym.

    Już sama gra pierwszych literek w tytule Shrine of New Generation Slaves (czyli SONGS) wyjaśnia bardzo wiele. Nowy materiał to inne spojrzenie na muzykę. Z jednej strony nieco prostsze, chwilami właśnie 'songowe', a jednak niezmiennie złożone, niosące wysoką jakość muzycznych doznań dla słuchacza. Osobiście jestem bardzo ciekaw jak nowy materiał zabrzmi na koncertach, bo będzie to przecież zupełnie inne brzmienie. Nowa płyta to kolejny krok naprzód w grze na klawiszach Michała Łapaja, który totalnie odchodzi od syntetycznej elektroniki, zagłębiając się niemal wyłącznie w klasyczne brzmienia organów, Hammondów i instrumentów analogowych. Piotr Grudziński gra znacznie lżej jeśli chodzi o soczystość partii gitarowych, ale wszystko rekompensuje bardzo klasycznym i (chyba) bardzo osobistym podejściem do swych zagrywek co moim zdaniem brzmi znakomicie i bardzo elektryzująco. Nie inaczej jest z partiami sekcji rytmicznej. Mitlof bije bardzo lekko, flirtując chwilami niemal z totalną akustyką. A jednak z drugiej strony perkusja brzmi mocno i pewnie, w duchu hard-rockowego uderzenia. Bas Mariusza Dudy snuje melodie. Nie musi już dotrzymywać kroku licznym zmianom tempa, oraz elektronicznej syntezy. To bardzo ciekawy imperatyw, który dodaje muzyce dodatkowej przestrzeni. Od strony wokalnej Mariusz śpiewa także nieco inaczej, niż na poprzednich albumach. Spokojnie, dostojnie i pewnie. Niczego nie robi na siłę! Dzięki temu wszystkiemu całość brzmi intrygująco.

    Nie mam w zamiarach wybierać tu ulubionego utworu i rozkrajać 'Shrine of New Generation Slaves' na drobne kawałeczki, bowiem ta płyta to bardzo spójna całość stylistyczna, podana w niezwykle dojrzały sposób, przez czterech bardzo dojrzałych muzycznie facetów, działających wyraźnie na jednej, wysokiej fali. Tworzących swą muzykę w sposób zupełnie inny niż dotąd: zaskakujący, intrygujący, zupełnie inny jakościowo. Nie chcę też nowej płycie jeszcze wystawiać oceny. Na to jest trochę za wcześnie, zważywszy na to, że recenzję napisałem po ledwie kilkukrotnym przesłuchaniu nowego albumu. Nie mniej czuję, że będzie to album, do którego wiele razy z przyjemnością powrócę, by posłuchać i uzmysłowić sobie po raz kolejny, że dobry artysta musi się zmieniać… najlepiej w taki właśnie sposób…

    Krzysiek ‘Jester’ Baran

    Krzysztof Baran sobota, 19, styczeń 2013 12:20 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Metal Progresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.