W 1995 roku poszedłem do pierwszej klasy szkoły podstawowej. Uczyłem się pilnie, poza lekcjami wychowania fizycznego, które nigdy nie było moją mocną stroną. Po lekcjach układałem klocki Lego, z bratem graliśmy na Playstation. Piękne czasy. Muzyką zacząłem interesować się dopiero trzy lata później, ale jeszcze długo nie miałem pojęcia czym jest rock progresywny. Dopiero wiele lat później dowiedziałem się, że w tym samym roku ukazała się płyta, która obecnie ma zasłużony, kultowy status. Jestem ogromnie szczęśliwy, że mogę recenzować tzw. „czerwony” album zespołu Albion. Dla mnie jest to najważniejsza i najbardziej wyczekiwana reedycja roku. Może jeśli Lizard się zbierze, to będzie silna konkurencja.
Podejrzewam, że 25 lat temu ukazanie się słynnego krążka z czerwoną okładką musiało być wydarzeniem. Teoretycznie, rok wcześniej ukazała się kaseta „Survival Games”, ale często to właśnie „Albion” uważa się za pełnoprawny debiut grupy. Wtedy polskie zespoły prog rockowe można było policzyć na palcach, zwłaszcza takie, które wydawały płyty. Wówczas rządził Collage, dzięki wydanemu rok wcześniej „Moonshine”. Na debiutanckie płyty Quidam i Abraxas trzeba było czekać jeszcze rok, na Lizard dwa lata. „Czerwona” płyta Albion miała wszystkie składowe potrzebne, by zadowolić wymagający gust progresywnej publiczności. Rozbudowane kompozycje, ciekawe aranżacje, trochę zmiękczające brzmienie klawisze i jeszcze coś. Po pierwsze, wspaniałe solówki gitarowe Jerzego Antczaka – długie, emocjonalne, nienastawione wyłącznie na ekwilibrystykę. Po drugie, głos Anny Batko – czasem dziecięco słodki, kiedy trzeba zmysłowy i uwodzicielski, innym razem mroczny i drapieżny. Oczywiście, w muzyce progresywnej były, są i będą damskie wokale, ale rzadko tak wyjątkowy, nawet jeśli dla niektórych nieco kontrowersyjny.
Mogę tylko domyślać się jak słuchało się „Albion” w 1995 roku, ale w 2020 słucha się go wybornie. Ta muzyka nie zestarzała się, nie trąci myszką, jest równie uniwersalna jak towarzyszące jej teksty. Tytułowe „Sarajevo” można zastąpić nazwą dowolnego miasta, w którym toczy się konflikt zbrojny, a sens pozostanie ten sam. Niesamowicie cieszę się, że zdecydowano się wznowić „czerwony” Albion, którego mogę słuchać bez końca, a teraz także postawić na półce. Dla fanów polskiego rocka progresywnego, którzy nie posiadają swojego egzemplarza lub nie otarli się dotąd o Albion, pozycja obowiązkowa!
Gabriel Koleński