A+ A A-

Song of the Wildlands

Oceń ten artykuł
(1 Głos)
(2021, album studyjny)

01. The Story Begins - 3:05
02. There's a Threat - 4:53
03. Crossing the Ocean - 4:28
04. Beowulf's Promise - 3:23
05. Grendel Attacks - 4:21
06. Celebration - 2:14
07. The Hag's Revenge - 2:49
08. Journey - 3:17
09. Underwater Cavern - 3:50
10. Rewards - 6:07
11. Beowulf, the King - 4:00
12. Dragon Fire - 4:58
13. The Warrior Dies - 2:42
14. Funeral Pyre - 5:15
15. The Story Ends - 1:38

Czas całkowity - 57:00

- Clive Nolan - instrumenty klawiszowe, programowanie, orkiestracja
oraz:
- Ross Andrews - narrator
- Ryan Morgan - wokal (Beowulf)
- Christina Booth - wokal (Tyra)
- Gemma Ashley - wokal (Solveig)
- Natalie Barnett - wokal (Freja)
- Mark Westwood - gitara
- Stig Andre Clason - gitara akustyczna
- Arnfinn Isaksen - gitara basowa
- Scott Higham - perkusja
- Geir Johansen - instrumenty perkusyjne
- Morten Clason - flet
- Vicki Swan - harfa klawiszowa
- Birgitte Njå - lur
- Ensemble Anonym - plainchant
- The "Wildland Warriors Choir"

 

Media

Więcej w tej kategorii: « Alchemy - Live

1 komentarz

  • Gabriel Koleński

    Dość niespodziewanie, bez szczególnej pompy i uruchamiania wielkiej machiny promocyjnej, ukazuje się w tym roku nowy solowy album Clive’a Nolana. Oczywiście, nie jest to zwykły zbiór piosenek, bo byłoby to zdecydowanie zbyt proste dla tak ambitnego i wszechstronnego muzyka. „Song Of The Wildlands” to kolejna rock opera, z większym naciskiem na operę niż rock.
    Inspiracją najnowszego solowego dzieła lidera Areny jest historia Beowulfa, tytułowego bohatera jednego z najstarszych dzieł literatury staroangielskiej. Poemat heroiczny jest wyjątkowo wdzięcznym tematem, by przerobić go na epicką opowieść muzyczną. Aż się prosi, by przygody Beowulfa ubrać w symfoniczną otoczkę, chóralne zaśpiewy i podniosłą atmosferę. Nolan nie szczędził środków i postanowił podejść do tematu z dużym rozmachem. Album został nagrany w zeszłym roku, w czasie trwającej wciąż pandemii. Mimo oczywistych ograniczeń, trudno mówić o jakiejkolwiek skromności i dobrze, bo byłaby ona cokolwiek nie na miejscu. Takie projekty powinno się realizować na całego lub wcale, a to pierwsze to standardowe podejście Nolana. Podczas pracy nad „Song Of The Wildlands”, artysta skorzystał z pomocy wokalistów i muzyków z Wielkiej Brytanii i Norwegii. Na albumie usłyszymy między innymi znaną z Magenty, wokalistkę Christinę Booth, wieloletniego współpracownika Nolana, związanego z Shadowland i Caamorą, gitarzystę Marka Westwooda, czy perkusistę Scotta Highama, niegdyś członka Pendragon. Imponujące jest instrumentarium, wykorzystujące nordyckie instrumenty ludowe, takie jak nyckelharpa, lura czy trąbka pocztowa (tak, ta z loga naszej Poczty Polskiej). Oczywiście, wszystkie te delikatne instrumenty nieco giną w symfonicznym zgiełku, co nie zmienia faktu, że klimat całości jest mocno skandynawski. Jestem pod wrażeniem, że Nolan potrafi wyjść ze swojej brytyjskiej skóry i w całkiem przekonujący sposób stworzyć muzykę żywo kojarzącą się z folkiem charakterystycznym dla krajów skandynawskich. Dzięki temu, „Song Of The Wildlands” brzmi autentycznie i wiarygodnie, ponieważ historia mitycznego Beowulfa dzieje się na terenie dzisiejszej Danii i Szwecji.
    Muzycznie, album jest dość zróżnicowany. Zabrakło tylko rocka neoprogresywnego, który z Nolanem jest najbardziej kojarzony, ale tu kompletnie niepotrzebny. Dzięki temu, powstało dzieło bardzo rozbudowane, epickie, pełne symfonicznego rozmachu, ale też licznych nawiązań do klimatycznego, wspomnianego już skandynawskiego folku. Autor zadbał o odpowiednią dynamikę i budowanie podniosłej atmosfery. Jest muzyczny motyw przewodni, który otwiera i zamyka całą opowieść. Nie brakuje też sztandarowej przebojowości Clive’a, który nawet w rocku progresywnym zawsze tworzył utwory pełne pięknych melodii. Po kilku przesłuchaniach, prawdopodobnie będziecie nucić pod nosem „There’s a Threat!”, jako i ja nucę.
    Przyznaję, że obcowanie z „Song Of The Wildlands” jest wyjątkowo przyjemne. Nie ma tu przebłysku geniuszu znanego z „Alchemy”, ale na nowej płycie Clive’a Nolana dzieje się znacznie więcej niż na „King’s Ransom”. Może nie powinienem porównywać tych dzieł, bo stylistyka i założenia były nieco inne, ale ostatecznie liczy się efekt, a nowy album po prostu się Nolanowi udał. Artysta pokazał, że wciąż ma sporo do powiedzenia, nie boi się eksperymentów i sięgania po nowe środki wyrazu. Epicka opowieść o mitycznym herosie? Proszę bardzo, Clive Nolan raz, pełnokrwisty, nieprzypalony!
    Gabriel Koleński

    Gabriel Koleński poniedziałek, 13, wrzesień 2021 21:50 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Rock Neoprogresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.