For The Journey

Oceń ten artykuł
(10 głosów)
(2014, album studyjny)

01. Watchtower On The Moon - 5:32
02. Unforgiven - 5:37
03. The Box - 11:59
04. Turned To Dust - 4:19
05. Lost In Your Memory - 4:36
06. Autumn Red - 5:41
07. The Mystery Show - 5:37
08. Siren Sky - 6:10

Czas całkowity - 49:31


- Damian Wilson - wokal
- Karl Groom - gitara
- Pete Morten - gitara
- Richard West - instrumenty klawiszowe
- Steve Anderson - gitara basowa
- Johanne James - perkusja

Media

1 komentarz

  • Łukasz 'Geralt' Jakubiak

    Nieco ponad dwa lata temu, panowie z Threshold zaliczyli nowy start z „March Of Progress”, albumem wyjątkowo udanym, który godnie podsumował dotychczasowe osiągnięcia grupy. Po tegorocznym „For The Journey” oczekiwałem wiele. Spodziewałem się nieco innego podejścia do muzyki, albo odświeżenia niektórych pomysłów sprzed kilkunastu lat. Do pewnych zmian trzeba niestety dojrzeć, a Brytyjczycy chyba nie do końca są na nie gotowi.

    To nad czym mogę się zachwycać to okładka, zdecydowanie najlepsza w historii zespołu. Utrzymana w brudno-szarej stylistyce, przedstawia człowieka zmierzającego torami kolejowymi w stronę sklepienia na niebie. Na pierwszym planie widzimy przerwane szyny, na których znajdują się dwie deski. Ta niezwykle symboliczna okładka została wykonana przez polskiego artystę – Leszka Bujnowskiego, który współpracował wcześniej z takimi grupami jak Mystery, czy The No Name Experience.

    Zachęcony pięknym frontem zasiadłem do słuchania płyty. „Watchtower On The Moon” to świetny singiel, pełen energii i instrumentalnych popisów. Niestety o wiele mniejsze wrażenie robi „Unforgiven”, który pomimo ciężaru gitar, przynudza leniwą melodią. „The Box” to zdecydowanie najciekawszy moment płyty. W kompozycji dużo się dzieje – troszkę w niej symfonii i spokojniejszej tonacji, która idealnie kontrastuje z dynamicznymi fragmentami. Zdecydowanie czuć tam ducha „Hypothetical”. Po takim uderzeniu powracamy do rutyny. Zarówno „Turned To Dust”, jak i balladowy „Lost In Your Memory” to klasyczne wypełniacze, które wycinkowo powracają do klimatu ostatnich płyt. To co pasowało do konceptu „March Of Progress” niekoniecznie tutaj się sprawdza. Podobnie jest z „The Mystery Show”, który ma w sobie tyle zaangażowania co leniwiec w porze sjesty. O wiele więcej inwencji Brytyjczycy wykazali na „Autumn Red” oraz „Siren Sky”. Pierwszy skupiony wokół bogatego tła, choć nie stroniący od popisów (imponujące solo perkusyjne Johanne Jamesa), natomiast ten drugi zaskakuje świeżą formą, rzadko spotykaną w muzyce grupy. Enigmatyczny wstęp, mroczny ton i sporo odniesień do muzyki klasycznej – to nietypowa mieszanka dla Threshold. Całość wspaniale wieńczy melodyjne solo w wykonaniu Karla Grooma. Utwór bonusowy w postaci „I Wish I Could” pozytywnie zaskakuje (nośny, orientalny riff), ale i tak nie umywa się do „Divinity” z poprzedniego krążka.

    Od czego tu zacząć… Album cierpi na niedobór przebojów, a nie od dziś wiadomo, że Threshold słynął z nośnych utworów. Nie mówię tutaj, by robić z ich muzyki dyskotekę, ale zamiast większości materiału z „For The Journey” na koncercie chętniej bym usłyszał „Paradox”, „Ashes”, czy nawet „Hollow” (z niedocenianego „Dead Reckoning”). Jedynym wyjątkiem w tym przypadku jest numer otwierający. Niestety, wykorzystanie sprawdzonych zagrywek, w tym przypadku, nie wyszło formacji na dobre. Zarówno od solówek, jak i riffów zaczyna powiewać rutyną i zamiast czerpać przyjemność z samej muzyki, pozostajemy z uczuciem déjà vu. Na płycie znajdziemy kilka udanych kompozycji („The Box”, „Siren Sky”) i grupa ze swoją muzyką powinna podążyć w tym kierunku. Przydałby się nieco odświeżyć formę. Poza tym, zawodzi kompozycyjna strona „Podróży”. Muzycy wydają się być trochę śnięci (szczególnie w środkowej części krążka), a w tej materii najbardziej zawodzi duet Groom-West. Panowie budzą się głównie na solówkach, choć i one bywają chaotyczne i nieprzemyślane.

    Wstrzymajcie się jeszcze z zamachem na moje życie, bo generalnie „For The Journey” nie jest złym albumem. Fakt, jest zmanierowany, ale mimo to słucha się go naprawdę dobrze (odliczając sporadyczne drzemki na „The Mystery Show”). Kompozycje, choć nie są szczytem możliwości Brytyjczyków, mają w sobie sporo energii i na pewno usatysfakcjonują tych mniej krytycznych fanów. Złego słowa nie mogę też powiedzieć o Damianie Wilsonie, który po raz kolejny udowadnia, że znakomicie odnajduje się w muzyce Threshold.

    Największym grzechem „For The Journey” jest jego odtwórczość i niestety przez to wyląduje na drugim biegunie, obowiązkowo w towarzystwie „Psychedelicatessen” oraz „Clone”. Nie jest to kwestia mojej złośliwości, tylko przestrogi. To idealny czas dla Threshold, by w końcu się otrząsnąć i wyjść z nowymi pomysłami.

    3/5

    Łukasz 'Geralt' Jakubiak sobota, 15, listopad 2014 15:28 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Metal Progresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.