A+ A A-

Obscurity Divine

Oceń ten artykuł
(97 głosów)
(2010, album studyjny)

01. Brainwave (7:50)
02. Heartfelt Souvenir (2:23)
03. Dreamlack (9:43)
04. Severance (10:46)
05. Unsound Counterpart / Delusion Stigma (6:15)
06. Turbid Mind And Season Madness (4:33)
07. Darkroom (2:23)
08. Sepia (10:32)

Czas całkowity: 54:25

- Filip Zieliński (vocals, keyboards)
- Janek Niedzielski (guitar)
- Maciek Papalski (guitar)
- Adam Pierzchała (bass)
- Łukasz Chmieliński (drums)
oraz:
- Esmus Quartet (strings (5,7)
- Frazer Stanley (samples (4,7)
- Lee-Leet (backgroung vocals (8)

Media

Więcej w tej kategorii: « Severance Lidocaine »

1 komentarz

  • Krzysztof Baran

    Apetyt rośnie w miarę jedzenia.

    To bardzo mądre przysłowie, w naszej codzienności bardzo często adekwatne do tego, co nam się przytrafia. Zespół Dianoya znałem już od jakiegoś czasu. Najpierw usłyszałem bardzo pochlebne recenzje, później zobaczyłem i usłyszałem ich na żywo, przy okazji mini festiwalu progrockowego w łódzkiej 'Wytwórni'. Występ obudził mój muzyczny apetyt. Wówczas też muzycy podarowali mi swoją promówkę, zatytułowaną 'Severance'. Po tym, co zobaczyłem i usłyszałem podczas koncertu, jak i na tej mini płytce, nie mogłem się doczekać ich debiutu, podświadomie czując, że to będzie coś wyjątkowego. Dziś mogę powiedzieć, że moje przypuszczenia były trafne, nie zawiodłem się. To bardzo miłe, gdy przysłowie się sprawdza, a w dodatku rokuje nadzieję na to, że jego gra słów może wciąż trwać!

    Okładka płyty tonie w czerni. Odznacza się tylko ostra czerwień, próbująca z nią walczyć o wizualną przewagę. Nie inaczej jest w samym, muzycznym materiale. Rządzi mrok. Ciemność rozświetlana jest, co prawda chwilowymi, bardziej jasnymi, optymistycznymi barwami, ale dopiero w końcówce płyty mroczny klimat zostaje zachwiany przez optymistyczny powiew spokoju. Nie oznacza to, że album jest przytłaczający, czy też wręcz straszny. Nie! Ten mrok ma swój niesamowity, senny urok. Potwierdza ten fakt również sam tytuł płyty, 'Obscurity Divine'. Uduchowiony, boski mrok. Hmm... brzmi bardzo tajemniczo, czyż nie prawda?

    Muzyka brzmi niezwykle nowocześnie. Brzmienie jest soczyste, poparte drapieżną dawką gitarowych sprzężeń i solówek. Obok nich pojawiają się ciekawe, klawiszowe tła, dodające całości smaku. Również głos wokalisty jest tajemniczy, oscylujący pomiędzy pozornym spokojem, w rzeczywistości jednak pełnym napięcia, by przejść w niepokój a nawet przesycony strachem krzyk. Jeśli dodać do tego bardzo dużo zmian rytmicznych, to mieszanka jest iście wybuchowa. Od samego początku jest jasne, kto miał wpływ na muzyków zespołu - Porcupine Tree ze swych ostatnich kilku płyt. Ale nie tylko. Dosłuchać się można floydowskiej, psychodelicznej atmosfery, wyrwanej choćby z albumu 'Wish You Were Here'. W tym wypadku od razu chcę zaznaczyć, że nie chodzi mi o to, że muzyka brzmi jak wyrwana rodem z płyt Pink Floyd. Zmierzam do tego, że w głowie rodzi się podobny odbiór, pozostawiający lekki, zmysłowy zawrót głowy. Zauważam także prawdopodobną fascynację muzyków Dianoya, zespołem King Crimson, z czasów 'Thrak' (niesamowita mieszanka nastrojów) czy 'The Power Of Believe' (mechaniczne w odbiorze rytmy, poparte samplami i zapętleniami). Chcę także zaznaczyć, że te porównania w przypadku warszawskiego zespołu nie brzmią z mych ust jako wytknięcie kopiowania wyżej wymienionych zespołów. Brzmią jako nagroda, za świetny pomysł na muzykę. Na swej stronie internetowej Warszawiacy wymieniają jeszcze inne fascynacje, min: The Gathering, Depeche Mode, Radiohead czy Tool. Również elementów, podpatrzonych/podsłuchanych u tych wykonawców można się doszukać w materiale albumu 'Obscurity Divine'.

    Początek brzmi dość energicznie, jak na ten album wręcz żywiołowo. Utwór 'Brainwave' rzeczywiście wytwarza falę mózgową o częstotliwości przeszywającej nasz umysł. Sprzężone, ostro brzmiące gitary (Janek Niedzielski i Maciek Papalski) ścierają się ze sobą, tworząc niepokojące iskrzenie. Instrumentów klawiszowych jeszcze w tym utworze nie ma zbyt dużo, ale grający na nich Filip Zieliński, emocje buduje swoim charyzmatycznym głosem. W bardzo różne rytmicznie strony (a jakże, w końcu to rock progresywny!) muzykę prowadzą bas (Adam Pierzchała) oraz perkusja (Łukasz Chmieliński). Za chwile otrzymamy prezent z głębi muzycznego serca ('Heartfelt Souvenir') i wreszcie usłyszymy więcej partii klawiszowych. Jest to wstęp do mojego faworyta na tej płycie, utworu numer trzy, zatytułowanego 'Dreamlack'. Świetnie zaaranżowany, bardzo bogaty brzmieniowo, w odbiorze nostalgiczny, senny (co nie oznacza nudny), rozbudowany utwór, w którym pojawią się nawet elementy symfoniczne, w postaci partii klawiszowych, wyczarowanych z syntezatora. W tym momencie kłania się album 'Stupid Dream' i zamykający go utwór 'Stop Swimming' Porcupine Tree. Nawet Filip ze swego głosu robi podobny użytek, co Steven Wilson, raz to śpiewając, a raz po prostu intonując chórki. W drugiej części tego numeru robi się energiczniej i mocniej. I oto nadchodzi najdłuższy na płycie numer 'Severance', który znałem już wcześniej ze wspomnianej promówki. Senną, nostalgiczną atmosferę przerywa prawdziwy niepokój, chwilami wręcz strach. Gitary grają bardzo niespokojnie, niemal metalowo, by za chwilę rozbudzić tajemniczą atmosferę za sprawą dźwięków akustycznych. W tym numerze znów klawisze są oszczędniejsze, tworząc tylko tło i poddając się strunowym, sprzężonym tonom. Ponownie daje z siebie wszystko Filip, czarując mnóstwem nastrojów swego głosu. O ile większość utworów żywiołowością nie grzeszy, o tyle kolejny utwór 'Unsound Counterpart/Delusion Stigma' płynie z prawdziwym mozołem. Tym razem wyzwala się prawdziwy strach, potęgowany niespokojnymi werblami i znów tajemniczą, klawiszową symfonią. Dopiero druga jego cześć brzmi nieco bardziej żywo, schylając się ku twórczości The Gathering. Tajemniczy jest tytuł utworu numer sześć ('Turbid Mind and Season Madness'), w którym znów gitary zaczynają ze sobą wojnę. Tym razem jest wyłącznie instrumentalnie, a odbiór muzyki biegnie gdzieś w okolice 'The Power To Believe' King Crimson, głównie za sprawą dość mechanicznie i jednocześnie ciężko brzmiącej gry sekcji rytmicznej, oraz zagranych prosto, ale w bardzo przemyślany sposób partii klawiszowych. Mnóstwo tu połamanych, soczystych solówek gitarowych. To bardzo psychodeliczny numer. Senna podróż doprowadza nas do mrocznego pokoju. Utwór numer siedem, 'Darkroom' zabrzmi nawet dość optymistycznie, jak na ten materiał. Zwłaszcza za sprawą akustycznych zagrywek na gitarze. Być może osobie, której przyśnił się ten mroczny sen, uda się wreszcie spokojnie zasnąć. W pokoju tym zagoszczą odcienie sepii, bowiem ten krótki wstęp przejdzie w utwór finałowy, zatytułowany 'Sepia'. A tu niespodzianka trącąca optymizmem, w dodatku popartym zagrywkami jazzowymi! Ponadto pojawia się kojący głos kobiety, gościnnie śpiewającej z Filipem, Lee-Leet. Tak, zdecydowanie nasz bohater zaśnie teraz spokojnie!
    Jeśli o gościach mowa, to dodam, że wszelkie zapętlenia i loopy, jakie wykorzystano w tym materiale opracował Frazer Stanley. Ponadto udzielał się tu także tajemniczy Esmus Quartet, odpowiedzialny za partie smyczkowe, które poparły w kilku miejscach piękne, symfoniczne zagrywki klawiszowe.

    Słów kilka o stronie technicznej wydawnictwa. Jest bowiem ono w formie popularnego ostatnio digi-packu i przyznam, że miło jest wziąć taki album do ręki. Czarno-czerwona okładka robi wrażenie. Czerwień wydaje się być tą nutką optymizmu, na mrocznym, czarnym tle.

    Dobrze, że ten sen skończył się optymistycznie. Zwykle wszystko dobre, co się dobrze kończy. Tylko, że muzyka zespołu Dianoya nie jest dobra. Jest znakomita! To prawdziwy debiut przez duże D. Debiut poparty świetnym warsztatem technicznym, polotem a przede wszystkim ciekawym pomysłem. Swój apetyt chwilowo zaspokoiłem w stu procentach, ale jak znam swój układ trawienny, ten za jakiś czas znów będzie się domagał kolejnej strawy duchowej. Zespołowi życzę, by trwał przy swych nieprzeciętnych pomysłach i wciąż eksperymentował, nie rezygnował ze swych muzycznych fascynacji. Mam także nadzieję, że pokłady inwencji zespołu są niewyczerpane, i że na następnym albumie zaskoczą nas jeszcze bardziej.

    Moja ocena to pełne 5. Bez wahania.

    Idę spać. Tylko czy tym razem uda mi się zasnąć? Możliwe, że tak, z nadzieją że w tym śnie będzie tak jak na albumie 'Obscurity Divine', w myśl zasady 'wszystko dobre, co się dobrze kończy...'.

    5/5

    Krzysztof Baran

    Krzysztof Baran sobota, 24, kwiecień 2010 22:23 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Metal Progresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.