The Clock That Went Backwards

Oceń ten artykuł
(7 głosów)
(2014, Album Studyjny)
  1. My Inner Clock
  2. Clairvoyance
  3. About Angels And Devils
  4. Looking Back And Forward
  5. The Clock That Went Backwards
  6. Circles Of Life
  7. Welcome To My New World
  8. The Snow
  9. Cirles Of Life (edit)


Alex Rukavina (No Name) - Keyboards
Patrick Kiefer (ex-No Name) - Vocals
Michel Volkmann - Guitars
Gilles Wagner - Drums
Claude Zeimes - Bass
oraz
Fred Hormain - Saxophone

Media

1 komentarz

  • Gabriel Koleński

    Znowu niemiecki zespół, znowu Progressive Promotions, zatem znowu kolejna wariacja na temat neoproga. Gdzie w tym zdaniu jest błąd? Otóż The No Name Experience pochodzą z Luksemburga, nie z Niemiec. Zespół powstał w 1988 roku jako No Name, rozpadł się w 2010, w 2014 powrócił z nową płytą i nową nazwą. Panowie podążają muzyczną ścieżką klasycznego neoproga wspartego nowoczesnym brzmieniem, co kojarzy mi się ze sceną niemiecką i takimi kapelami jak RPWL czy Traumhaus. Zresztą głos wokalisty TNNE bardzo przypomina mi Yogiego Langa, co nie jest wadą, aczkolwiek Patrick Kiefer radzi sobie z językiem angielskim słabiej od swojego bardziej znanego kolegi po fachu (Patrick dziwnie wymawia niektóre słowa, np. "devil"), ale bardzo dobrze interpretuje teksty, umiejętnie przekazuje emocje. Muzyka TNNE ma w sobie to przyjemne, ciepłe brzmienie, zainicjowane przez Pink Floyd, Camel czy ELP, a zgrabnie
    przejmowane i kontynuowane później przez wiele innych zespołów, takich jak wspomniany wcześniej RPWL. Na "The clock that went backwards" usłyszymy sporo dobrych melodii, miłych dla ucha, również dobre zagrywki gitarowe (zwykłe proste dźwięki, garść cięższych riffów, czasem nawet lekko funkowy koloryt). Sekcji rytmicznej nie da się niczego zarzucić. Panowie nie zapomnieli również o klawiszach, których dźwięki łagodzą obyczaje i brzmienie muzyki, otulając wszystko milutką, ciepłą kołderką. Materiał niestety nie jest równy. Zaczyna się bardzo dobrze, pierwsze dwa utwory tworzą klimat i skrzą się dobrymi pomysłami, później niestety jest już gorzej. Muzycy jakby tracą rezon, gubią się trochę w nijakości. Gwoździem do trumny są przepychane kolanem duże ilości tekstów, które wokalista ledwo mieści w obrębie linii melodycznych. Kochany, to nie poemat, tylko piosenka! Nie każdy jest Nickiem Barrettem, który też swego czasu pisał elaboraty w tekstach, ale umiał je skutecznie przekazać. Bardzo podoba mi się za to druga połowa albumu, rozpoczęta przez instrumentalny utwór tytułowy ze świetnymi partiami gitarowymi. W niepokojącym "Circles of life" i żywiołowym "Welcome to my new world" jest znacznie więcej przestrzeni i chwytliwości, więcej zapamiętywalnych momentów. Niestety dobre wrażenie trochę psuje rozwleczony "The Snow", który może w założeniu miał być piękny, ale wyszedł delikatnie mówiąc nudny i bez życia (może jednak nie było to takie delikatne, ale prawdziwe), chociaż końcówka jest całkiem przyjemna (nie tylko dlatego, że kończy ten nieco przydługi utwór). Uważam, że zespół ma potencjał, ale jego twórczość brzmi jakby była nieco nieoszlifowana i wymagała skupienia się na osiągnięciu
    większej przystępności, jak grać melodie to wyłącznie piękne, jak śpiewać teksty, to wyłącznie celne. Z powyższych powodów, ciężko jest mi polecić tą płytę z
    czystym sumieniem.

    Gabriel "Gonzo" Koleński

    Gabriel Koleński piątek, 16, styczeń 2015 21:59 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Rock Neoprogresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.