Bardzo ciekawa grupa z USA. Zafascynowana latami siedemdziesiątymi, zakochana w Yes (patrz okładka...), i Genesis do tego stopnia, że używa nawet instrumentów z tamtej epoki. Ale nie zrzyna, nie kopiuje swoich mistrzów. Tworzy muzykę opartą na tamtych rytmach, ale w każdej sekundzie 'własną'. W 1998 roku wydała swoją jedyną jak dotąd płytę zatytułowaną po prostu AD INFINITUM. 11 utworów, lekko ponad 77 minut muzyki. Muzyki, będącej 'lekką' odmianą ciężkiego proga. Jest tu trochę ładnej akustyki, jest trochę ciężkiego, postyessowskiego progresu, są genesisowskie klimaty, fajne instrumentalne 'rozwinięcia' i dużo ciekawych solówek. Nie jest to odkrywcza płyta, nie wyznacza nowych kierunków, bardziej jest hołdem złożonym temu co już minęło. I na pewno jest to muzyka której chętnie posłuchają fani neoproga, zwłaszcza tego odrobinę ambitniejszego. Polecam wszystkim amatorom 'nowych' starych brzmień i melodyjnego progresu z końca lat 90-tych...