Twilight Canvas

Oceń ten artykuł
(4 głosów)
(2012, album studyjny)

1. Dreaming Awake
2. Beauty Dies
3. Monochrome Dream
4. Winter
5. Different Light
6. The Cutting Room
7. Black Swan Song
8. 3 Am Forever
9. Reprise
10. Evenfall


skład zespołu:

James Hodkinson - guitars & vocals

Mark Wilson - piano, keyboards, vocals

Ed Williamson-Brown - bass

Paul Collins - drums

1 komentarz

  • Krzysztof Baran

    Rok 2012 się skończył a ja wciąż mam stosik płyt z tego całkiem udanego rocznika, o których chcę napisać. Zwłaszcza, że spora liczba tychże albumów ukazała się właśnie pod koniec ubiegłego roku. Jeden z nich przyjechał do nas z Londynu, a jego ojcami są muzycy mało znanego jeszcze zespołu Shadowlight. Jego dwaj ojcowie, multiinstrumentaliści: James Hodkinson oraz Mark Wilson to jednak prawdziwi londyńscy wyjadacze sceniczni, bowiem mają za sobą grę w wielu składach znad Tamizy. Jak się jednak okazuje, żaden z nich nie jest pełnokrwistym londyńczykiem. James urodził się pod słynnym (także z muzyki rockowej) Liverpoolem, a Mark w magicznym Canterbury, zatem można powiedzieć, że w ich krwi płynie szlachetna, rockowa krew. Słychać to wyraźnie w muzyce na albumie „Twilight Canvas”. Obaj panowie zresztą znają się znakomicie od kilkunastu ładnych lat, bowiem nie raz, nie dwa grywali we wspólnych projektach. Trzy lata temu jednak porwali się na utworzenie w pełni własnego zespołu by w 2011 roku wydać EP-kę promocyjną, zatytułowaną „Winter”. W składzie zespołu Shadowlight znaleźli się jeszcze dwaj muzycy: basista Ed Williamson-Brown (urodzony w hrabstwie Essex, w mieście Colchester) oraz pochodzący z Birmingham perkusista Paul Collins. Zatem można powiedzieć że Shadowlight to formacja 'ogólno angielska', rezydująca w sercu Anglii, czyli w Londynie.

    Celowo podałem nazwy miejscowości, z jakich muzycy pochodzą, bowiem muzyka Shadowlight to wypadkowa chyba wszystkiego rockowego, co działo się i dzieje w Zjednoczonym Królestwie. Sprawność, z jaką ci czterej panowie się poruszają w swych kompozycjach jest wprost zdumiewająca. Robią to z ogromną lekkością, zupełnie jakby wiatr sprzyjał im w 100% (bo sprzyja!) i co najważniejsze, nie ma tu mowy o robieniu czegoś na siłę! Po zapoznaniu się z muzyką z albumu „Twilight Canvas” słuchacz nie pomyśli sobie (jak to zwykle ostatnio bywa), że „grają trochę jak Porcupine Tree, Anathema, Marillion i The Pineapple Thief” bo ich muzyka jest tak autentyczna, i tak zmyślnie zrobiona, że doprawdy ciężko jest doszukać się jednoznacznych inspiracji. A właściwie to inspiracje są, ale zupełnie inne, bardziej dogłębne. Czwórkę muzyków inspirują: melodia, ciepło i pozytywny przekaz. I od razu z grubej rury wypalę, że muzyka na płycie wcale nie jest wyłącznie słodka, ckliwa czy mdła. Wręcz przeciwnie, panowie z Shadowlight potrafią zagrać nieco ostrzej, a wszelkie wahnięcia nastrojów, jakimi się posługują naprawdę uderzają w duszę i serce słuchacza. Stają się też zmyślnym imperatywem, który inteligentnie dopasowuje tą muzykę do każdego dnia.

    Prawdziwą perełką na płycie jest gra instrumentów klawiszowych i gitar, które od pierwszej do ostatniej sekundy trwania albumu „Twilight Canvas” wlewają w serce słuchacza mnóstwo cudownych melodii i niezwykłych aranży. Słychać wyraźnie że panowie: Hodkinson i Wilson razem z nie jednego już pieca jedli chleb, bowiem muzycznie czują się w swoim towarzystwie znakomicie i podejrzewam, że na co dzień rozumieją się jak dwaj wypróbowani przyjaciele. Niezwykle brzmią tez partie wokalne, którymi obaj także się zajęli. Skojarzenia rozbieżne: poczciwe Wishbone Ash z którego pamiętamy wielogłosy wokalne, oraz ELO i charakterystyczny głos Jeffa Lynne i wreszcie coś na wzór głosu Stevena Wilsona, coś o barwie bardzo tajemniczej i nieco niespokojnej, a jednak w ogólnym odbiorze tryskającej ciepłem i melancholią. Wokale zatem to temat, którego nie sposób jest jednoznacznie określić na papierze. Po prostu trzeba to usłyszeć! Gra perkusji to kolejny majstersztyk! Bębny brzmią chwilami niemal akustycznie, i ani przez chwilę nie starają się wyjść na czoło. Paul Collins nosi nazwisko idealne dla perkusisty i tak też właśnie gra! Bas przypomina mi trochę grę Colina Edwina. Brzmi chwilami oszczędnie, ale gdy potrzeba, potrafi poprowadzić melodię! Tak gra basista z sercem do muzyki!

    Muzyka zespołu Shadowlight to zjawisko, którego nie sposób jest jednoznacznie porównać do tego, czy owego zespołu. To po prostu muzyka dla ciała i duszy, zarówno na długie zimowe wieczory, jak i na każdą inną porę roku, bo to muzyka o wielu odcieniach i twarzach, a mimo wszystko schylająca się ku jednemu: by zbudować pozytywną aurę wokół słuchacza. Rock atmosferyczny to chyba będzie dobre określenie. Rok 2012 się skończył, ale album „Twilight Canvas” zatrzyma go w moim odtwarzaczu na bardzo długo. To jedna z tych płyt, które sprawiają największą radość bowiem wskakują do szufladki cd zupełnie niespodziewanie, i od pierwszego wysłuchania rozpylają cudowną aurę zadowolenia. W czasach gdy niemal wszystko się do czegoś już tylko porównuje, takie płyty są naprawdę szczególnie godne polecenia.

    Pozostaje mi już tylko nacisnąć klawisz „repeat” i wystawić najwyższą ocenę z możliwych: 5/5 – bez ni krzty przesady! Cudo! Polecam!!!

    Krzysiek ‘Jester’ Baran

    Krzysztof Baran środa, 02, styczeń 2013 20:20 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Rock Neoprogresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.