Mówi się, że założenie zespołu Marillion, było zalążkiem umownego gatunku neoprogresywnego. Otóż nic bardziej mylnego. W 1978 roku powstał zespół, którego muzycy już wcześniej próbowali się przeciwstawiać punkowemu buntowi i jego despotyzmowi. Andy Revel – jeden z założycieli Twelfth Night, w zespole muzycznym grał już w 1973 roku, będąc młodzieńcem zakochanym w fali klasycznego art-rocka, jaka wówczas przelewała się przez serca wielu młokosów takich jak on. W efekcie Andy założył zespół (i tu ciekawostka!), który nazwał, w sposób dla nas bardzo bliski – Abraxas. Po tym tworze nie pozostało jednak nic. Nawet w postaci najbardziej zniszczonej taśmy… Zdobyte doświadczenia pomogły jednak Andy’emu w założeniu kolejnej kapeli. Będąc uczniem collegu, poznał Geoff’a Mann’a, z którym się zaprzyjaźnił, i razem często spotykali się w internacie, by słuchać muzyki, a z czasem próbować tworzyć muzykę. Brian Devoil (kolejny z założycieli Twelfth Night), również wcześniej grywał w zespołach. Jego największym sukcesem było nawet nagranie dwóch singli z zespołem… punkowym – Trash. Drogi obydwu młodych muzyków zeszły się w 1978 roku. Andy zakładał właśnie swoją nową kapelę, o nazwie The Andy Revel Band, a pierwszym z muzyków, który odpowiedział na jego zaproszenie był właśnie Devoil. Przy szalejącym punku, granie art.-rocka było wówczas pomysłem najbardziej szalonym z możliwych. A jednak uparci młodzieńcy szukali kolejnych członków zespołu. W rok później skład został dopełniony. Uzupełnili go Geoff Mann, Rick Battersby i Clive Mitten. W tym czasie zespół wypracowywał sobie pomału repertuar, tworząc wiele swych klasycznych utworów (choćby Fur Helene part I i II), oraz miniatur, które w przyszłości w utwory ewoluują. Muzyka oscylowała wokół klimatów „starego” Genesis – z tą tylko różnicą, że była znacznie ostrzejsza, głównie dzięki większemu wykorzystaniu gitar (tu nikt gitarzysty nie hamował). Niestety w międzyczasie zespół opuścił wokalista Geoff Mann, więc koncertowy repertuar był czysto instrumentalny, a takie granie nie znajdowało zbyt wileu zwolenników. Firmy fonograficzne, omijały Twelfth Night, pomimo faktu, iż w kręgach mówiło się, że muzycy tego zespołu to znakomici instrumentaliści. Musieli oni radzić sobie na własny koszt, wydając tylko kasetę, z pierwszym materiałem, która do dziś w środowisku fanów jest przedmiotem kultu. Dlatego właśnie pierwszy materiał, jaki ukazał się za pośrednictwem mało znanej wytwórni Music For Nations, ukazał się dopiero w 1981 roku. Był to legendarny dla fanów, mini-album koncertowy „Live At The Target”. Zawierał muzykę wyłącznie instrumentalną. W tym czasie zespół grał już kilka swoich klasyków, min. numer obowiązkowy na wszystkich koncertach – legendarną suitę Sequences. I własnie wówczas do zespołu powrócił wokalista Geoff Mann. Był to najlepszy moment, w jakim mógł to zrobić. Koncerty z wokalem były znacznie bardziej postrzegane, a ponieważ zespół grał z występu na występ coraz lepiej, tym razem zainteresowanie wzrastało. Osobnym plusem, był sposób przekazu tekstów, oraz sama ich treść. Geoff miał conajmniej tyle samo charyzmy, co Peter Gabriel czy Fish. Na scenie był władczy i charyzmatyczny. Potrafił niesamowicie zmieniać głos, i odgrywać kolejne sceny, tworząc coś na podobieństwo „teatru rockowego”. Pisał też znakomite teksty, pełne frapujących stwierdzeń socjologicznych, przesycone poezją oraz brutalną prawdą o otaczającym świecie. I właśnie te okoliczności sprawiły, że zespołowi udało się wydać kasetę z materiałem „Smiling At Grief” (po latach wydaną na cd), która była niejako protoplastką pierwszego, oficjalnego wydawnictwa. Płyta „Fact & Fiction” ujrzała światło dzienne pod koniec 1982 roku, za pośrednictwem firmy Virgin. Do dziś, wśród oddanych fanów gatunku, jest stawiana na równi z debiutanckim dziełem Marillion, i na zawsze będzie niekwestionowaną ikoną gatunku. W tym czasie zespół bardzo dużo koncertował. Stał się częstym gościem min. słynnego londyńskiego klubu Marquee, w którym to rok później, zarejestrował ciekawy materiał koncertowy, wydany na albumie - „Live And Let Live”. I gdy wydawało się, że zespół pójdzie w ślady Marillion, jego szeregi znów opuścił wokalista Geoff Mann. Jego miejsce zajął Andy Sears. Kolejna pozycja studyjna w dorobku grupy, została wydana w 1984 roku i nosiła tytuł „Art And Ilusions”. Była płytą nieco lepiej brzmiącą od strony technicznej, ale brakował jej smaczku poprzedniczki, choć po latach trzeba i ją docenić. Niestety łapy komercji, również zaczęły maczać swoje palce, w działaniach zespołu, i niestety go zabiły… Kolejny album – „Twelfth Night” – był już tylko popłuczyną wielkiego zespołu. A Ci, którzy do tego doprowadzili, czyli wytwórnia Virgin, sami rozwiązali kontrakt z grupą. Mijały lata a o Twelfth Night nie było słychać ani słowa. Wreszcie w 1991 roku, muzyczni przyjaciele ze starych dobrych czasów, postanowili się spotkać raz jeszcze, i przygotować dla swych wiernych fanów kompilację – „Collector’s Item”. Zebrali na tej składance kilka utworów, które zostały specjalnie na tę okazję zremasterowane, a niektóre nawet (Love Song), od nowa ciekawie zaaranżowane. Płyta okraszona została również premierową suitą - The Collector. Starzy fani znają jednak już ten utwór z koncertów zespołu, na początku jego istnienia. Wydawało się, że zespół znów może zostać reaktywowany, lecz wtedy wydarzyła się tragedia. Okazało się, że legendarny wokalista - Geoff Mann, jest poważnie chory na raka, a choroba postępuje. Przyjeciele byli z nim do ostatnich jego dni, gdy w 1993 roku, legendarny frontmen odszedł na zawsze… Bardziej tragicznej historii, ze świecą by szukać…
Okazuje się jednak, że to nie koniec historii zespołu! Na oficjalnej stronie internetowej bowiem, znalazłem informacje, że muzycy zespołu spotykaja się znów jako Twelfth Night, ba nawet koncertują od 2007 roku. Może nas niebawem zaskoczą jakimś nowym wydawnictwem?
"Jester"