A+ A A-

The Slow Rust Of Forgotten Machinery

Oceń ten artykuł
(6 głosów)
(2017, album studyjny)

01. Two Rope Swings - 6:32
02. Dr. Livingstone (I Presume) - 11:58
03. Slow Rust - 22:31
04. The Sad Story Of Lead and Astatine - 16:00
05. A Few Steps Down The Wrong Road - 17:31

 

Czas całkowity - 1:14:30

- Andy Tillison - wokal, instrumenty klawiszowe, perkusja
- Luke Machin - gitara, wokal
- Theo Travis - saksofon, flet
- Marie-Eve de Gaultier - instrumenty klawiszowe, wokal
- Jonas Reingold - gitara basowa

 

 

Media

1 komentarz

  • Gabriel Koleński

    Istnieje grupa takich zespołów, które tworzą dobrą muzykę, występują, dają o sobie znać od czasu do czasu nową płytą, ale pozostają poza głównym nurtem, nie figurują na pierwszych stronach nawet branżowych gazet, nie wrzucają co chwilę aktualizacji na portalach społecznościowych, tylko spokojnie robią swoje. Czasem o takich kapelach mówi się, moim zdaniem niesłusznie, „druga liga” lub „mocny średniak” (dobrze, że nie gorszy sort…). Określenia te są jednak krzywdzące i często przysłaniają naprawdę dużą wartość artystyczną zespołu. Do takiej kategorii można zaliczyć The Tangent.
    Grupa, prowadzona przez niestrudzonego Andy’ego Tillisona, powraca po dwóch latach z nowym materiałem studyjnym. Bardzo mocny skład (Jonas Reingold na basie, Luke Machin na gitarze oraz odpowiedzialny za partie saksofonu i fletu Theo Travis) dopełnia nowa członkini – śpiewająca i grająca na klawiszach Marie-Eve de Gaultier. Warto w tym momencie wspomnieć, choć chyba głównie z tzw. dziennikarskiego obowiązku, że “The Slow Rust Of Forgotten Machinery” to pierwszy album formacji od czasu wydanego w 2008 roku „Not As Good As The Book”, na którym pojawiają się żeńskie wokale. Niepokojące, przynajmniej dla mnie, było ogłoszenie, że na płycie usłyszmy też partie bardzo młodego, brytyjskiego DJ i producenta, Matta Farrowa. Już wyobrażałem sobie, z przerażeniem, te wszystkie chrupiące elektroniczne wstawki albo co gorsza jakieś wtręty dubstepowe. Może ja jestem głuchy, ale na nowym albumie The Tangent nie słyszę kompletnie tego typu pomysłów, może zaginęły w bogactwie aranżacji albo wyparłem je z mojej świadomości.
    “The Slow Rust Of Forgotten Machinery” przynosi zasadniczo to z czego zespół Andy’ego Tillisona jest znany i za co jest kochany przez jego fanów. Otrzymujemy porcję wybornego rocka progresywnego w starym stylu, nawiązującego w podobnym stopniu do Yes czy ELP, jak i do The Flower Kings czy Kaipa. Utwory są bardzo długie, jest ich tylko pięć, ale trwają średnio po kilkanaście minut, w tym kolosalny „Slow rust”, który trwa ponad 20. The Tangent zawsze lubił łączyć różne style i gatunki i nic się pod tym względem nie zmieniło. W ich muzyce wciąż przeplatają się przede wszystkim wpływy klasycznego rocka symfonicznego i jazzu. Ten drugi słychać głównie w licznych partiach pianina: początek „Two Rope Swings”, nastrojowe fragmenty w sentymentalnym „The Sad Story Of Lead and Astatine” czy nomen omen jazzowe partie w „Dr. Livingstone (I Presume)”, który mimo identycznego tytułu, nie jest coverem The Moody Blues, tylko rozbudowanym, bardzo ciekawym zresztą, utworem instrumentalnym. Liczne partii fletu i saksofonu, wspaniałego jak zawsze Theo Travisa, tylko dopełniają tego efektu. Na szczególną uwagę na tym albumie zasługują również partie wokalne, nie tylko głównego wokalisty, Andy’ego Tillisona, który czasem śpiewa bardzo spokojnie, standardowo w tym gatunku, ale potrafi też pokazać prawdziwą pasję i żarliwość („Slow Rust”, „A Few Steps Down The Wrong Road”), ale przede wszystkim duety wokalne z Marie-Eve de Gaultier (najciekawsze w „Slow Rust” i „The Sad Story Of Lead and Astatine”) oraz żeńskie chóry („Two Rope Swings”, „A Few Steps Down The Wrong Road”).
    Muzyków The Tangent podziwiam przede wszystkim za kunszt aranżacyjny. Właściwie wszystkie utwory są bogato inkrustowane partiami kolejnych instrumentów, które przeplatają się i wzajemnie uzupełniają, tworząc bogate wypełnienie skomplikowanej i frapującej faktury rytmicznej. Za partie basu odpowiada weteran szwedzkiej sceny progresywnej, znany przede wszystkim z The Flower Kings Jonas Reingold, natomiast za zestawem perkusyjnym zasiadł tym razem, pierwszy raz na albumie The Tangent, sam Andy Tillison. Aż szkoda, że przez tyle lat skrywał taki talent. Sekcja rytmiczna to jeden z najmocniejszych punktów tej płyty. Jednak, jeśli chodzi o aranżację, muszę się przyczepić do jednej rzeczy (a jakże, nie byłbym sobą). Nie do końca przekonują mnie deklamacje w wieńczącym krążek „A Few Steps Down The Wrong Road”. Rozumiem, że to wzmacnia przekaz i jest potrzebne (teksty na albumie są bardzo mocno zaangażowane społecznie i politycznie, dotyczą współczesnych problemów masowych migracji, czy pędzącego konsumpcjonizmu), ale niestety zaburza spójność utworu i niszczy napięcie.
    Szczerze mówiąc, bardzo cieszę się, że po tylu latach, tak dojrzali muzycy wciąż potrafią zaproponować tak ciekawy zestaw utworów. Długich, niełatwych, wymagających skupienia i sporo cierpliwości, ale dostarczających dużo radości i satysfakcji. Zdecydowanie polecam, choć głównie fanom klasycznego rocka progresywnego, najlepiej w brytyjskim lub skandynawskim wydaniu.
    Gabriel „Gonzo” Koleński

    Gabriel Koleński niedziela, 13, sierpień 2017 20:10 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Rock Symfoniczny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.