Piano Vibrations

Oceń ten artykuł
(11 głosów)
(1971, album studyjny)
1. Take me to the pilot (3:00)
2. Yellow man (2:36)
3. Cast your fate to the wind (2:35)
4. Gloria, Gloria (3:08)
5. Your song (3:45)
6. Delta lady (3:26)
7. A picture of you (2:59)
8. Sweet home Oklahoma (3:22)
9. Fire and rain (3:25)
10. Classical gas (2:56)

Czas całkowity: 31:12
- Rick Wakeman ( piano )

1 komentarz

  • Edwin Sieredziński

    O albumach Wakemana z reguły nie sposób powiedzieć złego słowa. Byłoby to po prostu profanacją. Wirtuozerska gra, świetne kompozycje... to wszystko ma duszę. W końcu jednak dociera się do pierwszego albumu tego wybitnego instrumentalisty. O tym pośród ponad setki albumów Wakemana jest łatwo zapomnieć. Jakkolwiek można wielbić jednego z największych mistrzów klawiatur, tak czasem trzeba zachować zdrowy rozsądek. Piano Vibrations bowiem nie zachwyca.

    Wakeman nie wykonuje tu żadnego utworu swojego autorstwa. Czy można mieć za to pretensje? Byli cenieni wykonawcy, którzy interpretowali cudze "kawałki" jak nieżyjący już Joe Cocker. Wychodząc poza rock - a w przypadku albumu zrealizowanym akustycznie, praktycznie solo fortepian, trzeba o tym powiedzieć - jazzmani wykonują standardy. Często są to przedwojenne piosenki. Jednak ci wszyscy ludzie interpretują utwory, podchodzą w jakikolwiek twórczo do istniejącego już materiału. Dlatego można dyskutować z interpretacją "Jitterbug Waltz" Errola Garnera oraz taką w przypadku Erica Dolphy'ego, można dyskutować z "My Funny Valentine" w różnych wykonaniach - Billa Evansa i Jimmy'ego Halla oraz Cheta Bakera. Są to różne aranżacje, interpretacje. Wakeman - przy całym szacunku do niego - nawet nie próbuje za bardzo tego za bardzo rozwijać. Biorąc pod uwagę jego warsztat, to jest kompletnie na minus.

    Poza tym wybitny klawiszowiec i solo fortepian. Wyobrażamy sobie, że powinien on wycisnąć z tego instrumentu, co się tylko da. Zupełnie tak jak czynił to z organami, syntezatorami, melotronem, klawesynem. Jak poznałem Piano Vibrations, wypadł blado. Po poznaniu jazzowych nagrań solo fortepian, spada jeszcze niżej. Można a priori sobie założyć, biorąc pod uwagę możliwości warsztatowe Wakemana, że wyjdzie rzecz na poziomie McCoya Tynera, Billa Evansa. Niestety, z tym nie mamy tutaj do czynienia. Nawet solo fortepianowe Mingusa z 1964 roku - skądinąd kontrabasisty, a nie pianisty - wygrywa tutaj z Wakemanem, jeśli chodzi o ciekawość brzmienia. Piano Vibrations okazuje się mdły i słaby.

    Wakeman później nagrywał solowo akustyczne albumy - jak Simply Acoustic. To znacznie lepszy materiał niż Piano Vibrations. Debiut solowy Wakemana należy uważać za niefortunną wpadkę na początku kariery. Nie ma co tego porównywać z innymi albumami tego twórcy. Kompletnie blednie, gdy się spojrzy na solowe fortepianowe interpretacje niektórych jazzmanów; zdecydowanie poniżej możliwości Wakemana. Z mojej strony 3 gwiazdki.

    Edwin Sieredziński wtorek, 19, maj 2015 20:25 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Rock Symfoniczny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.