2. I See You (6:33)
3. Yesterday and Today (2:37)
4. Looking Around (3:49)
5. Harold Land (5:26)
6. Every Little Thing (5:24)
7. Sweetness (4:19)
8. Survival (6:01)
Czas całkowity: 38:59
Bonus CD (wydany w 2003)
9. Everydays (single version) (6:23)
10. Dear Father (early version #2) (5:51)
11. Something's Coming (7:08)
12. Everydays (early version) (5:18)
13. Dear Father (early version #1) (5:31)
14. Something's Coming (early version) (8:02)
- Chris Squire ( bass and vocal )
- Tony Kaye ( keyboards )
- Bill Bruford ( drums )
- Peter Banks ( guitars )
2 komentarzy
-
Pierwszy album w dyskografii Yes ma wszystkie cechy płytowego debiutu: nagrany w krótkim czasie i za psie pieniądze przez żółtodziobów z zapałem, nieobeznanych ze studiem, zrealizowany przez producenta, który wcześniej nie miał do czynienia z zespołami rockowymi. Jak wspominał Bill Bruford, zespół kilka dni zmitrężył na to, żeby w ogóle dojść do tego, jak działają organy Hammonda, a poza tym każdy członek grupy mimo całkowitego braku doświadczenia miał swój pogląd na to, jak się powinno nagrywać i miksować nagrania. Kompletna amatorka. Mimo to, album zatytułowany po prostu 'Yes' nie okazał się katastrofą. Wręcz przeciwnie - wypadł nadspodziewanie udanie.
Michał Jurek niedziela, 12, styczeń 2014 09:53 Link do komentarza
Zespół zaproponował na nim osiem piosenek, zdradzających ambicje muzyków by grać coś więcej niż ówczesny psychodeliczny pop. Dwa utwory zamieszczone na płycie były przeróbkami - panowie z Yes sięgnęli po nagrania uznanych zespołów, ale bynajmniej nie poszli na łatwiznę i wybrali nieco mniej oczywiste utwory. Przeróbkami tymi były 'Every Little Thing' The Beatles i 'I See You' The Byrds. Nagrywając pierwszy z tych utworów muzycy Yes poszli drogą wytyczoną przez Vanilla Fudge, nie naruszając zbytnio oryginalnej partii wokalnej, za to obudowując ją robiącymi wrażenie partiami instrumentalnymi (organy Hammonda!) i wydłużając utwór do ponad pięciu minut. Jeszcze lepiej wypadła przeróbka 'I See You'. Nerwowo pulsujący utwór o zmiennej rytmice, wzbogacony lekko jazzującą partią gitary i monumentalnym brzmieniem organów Hammonda, okazał się idealnym punktem programu podczas koncertów grupy, dając możliwość grania improwizowanych solówek.
Reszta utworów to już kompozycje członków Yes - głównie panów Andersona i Squire'a (oprócz nich jedynie Bill Bruford jest współautorem jednego nagrania). Na liście płac pojawia się też niejaki Clive Bailey, gitarzysta, który przez krótki czas współpracował z grupą, zanim nie zastąpił go Peter Banks. I to zresztą przy okazji tego transferu zespół zmienił nazwę na Yes.
Jakie są te piosenki? Lekko psychodeliczne, bardzo melodyjne, zwracające uwagę na to, co i później miało okazać się mocną stroną zespołu, czyli wielogłosowe partie wokalne. Niewątpliwie już wtedy silnym puntem Yes była sekcja rytmiczna: panowie Squire i Bruford poczynają sobie bardzo dziarsko w otwierającym album utworze 'Beyond And Before' czy w najbardziej chyba znanym i pamiętanym do dziś utworze 'Survival'. To ostatnie nagranie wciąż robi wrażenie, wyróżniając się in plus spośród pozostałych piosenek dzięki licznym zmianom tempa i frapującemu współbrzmieniu gitary i organów Hammonda. Album zawiera też cudnej wręcz urody akustyczne ballady z uroczo naiwnymi tekstami, jak 'Yesterday And Today' czy 'Sweetness'. Aż żal, że w późniejszych latach panowie zrezygnowali z tego typu utworów. Oczywiście wkradło się też kilka wypełniaczy (nieprzesadnie oryginalny 'Looking Around', komplikowany na siłę antywojenny 'Harold Lane'), ale nie psują one ogólnego odbioru płyty.
Po niemal 45 latach od nagrania album 'Yes' wciąż prezentuje się całkiem nieźle, stanowiąc dobrą wizytówkę czasów, w których rodził się rock progresywny. Bardzo to fajna, ciepła, bezpretensjonalna płyta. Słucha się jej z przyjemnością. -
Zespół yes fani kochają często za albumy Close To The Edge, Tales From Topographic Oceans czy Going For The One. Muszę przyznać że są to dzieła najwyższych lotów ale niestety mało w nich tego klimatu i spontaniczności pierwszych płyt yes. Dziś po paru latach słuchania yesów najbardziej cieszy mnie ich debiut. Wielkie kamienie milowe, podniosłe i rozbudowane szieła doceniam, ale zbyt często nie praktykuje. Niestety zbyt 'idealne' jest dla mnie np Close To The Edge. Nie chce tutaj nic ujmować dziełu ale mnie po paru latach trochę znudziło. Wszystko jest tutaj zrobione z wielkim kunsztem ale bez spontaniczności a po nagłej fascynacji zostaje tylko podziw, szacunek i... rutyna.
Gacek wtorek, 15, styczeń 2008 23:18 Link do komentarza
Debiut zespołu za to jest jeszcze produkcją troszkę amatorską aczkolwiek posiadającą swój specyficzny spokojny z lekka psychodeliczny klimat. Ta płyta w całości jest poprostu ciekawa, choć nie w całości autorska. Utwór I See You oraz Every Little Thing panowie 'pożyczyli' i przerobili na swój sposób z czego powstała nierozłączna część tego jakże ciekawego albumu. Trudno tutaj cokolwiek wyróżniać ale napewno zasługuje na to bardzo oniryczny i eteryczny Yesterday and Today, ciekawy chwilami podniosły i wielogłosowy Survival oraz genialny I see you, w którym naprawde można usłyszeć wszystko co należy by pokochać ten album. Na dobrą sprawe należałoby tutaj wymienić chyba każdy utwór ale nie ma to głębszego sensu. Płyta poprostu świetna, nie idealna i boska jak debiut king crimson ale naprawde ciekawa i bardzo spontaniczna, pełna magii tamtych czasów i lekkiej psychodelii słyszanej szczególnie w gitarowych solówkach.
Pewnie ortodoksi powiedzą że przecież Tales from Topographic Oceans to płyta lata świetlne leprza i że można sobie ten początek darować ale zaryzykuje i powiem że TfTO to płyta do bólu sztuczna bo nagrywana w warunkach, które pozbawiły jej resztek świeżości i spontaniczności. Yes natomiast to czysta energia, której po Close to the Edge poprostu zabrakło. Oceniam ją dziś po kilku latch słuchania na mocną +4, bo jest jednak kilka leprzych dzieł. Polecam tą płytę tym, którzy yes jeszcze nie znają i tym którzy już dobrze znają a tej płyty nie słyszeli. Zresztą czy tacy ludzie jeszcze są? [b][/b]
Albumy wg lat
Recenzje Rock Symfoniczny
- Wobbler to, obok Airbag, jeden z najbardziej znanych zespołów wydających… Skomentowane przez Gabriel Koleński Dwellers Of The Deep (Wobbler)
- Miłośników brzmień z lat 70-tych wciąż nie brakuje, choć obawiam… Skomentowane przez Gabriel Koleński Devillusion (White Kites, The)
- Karfagen to ukraiński zespół założony w 1997 roku przez multiinstrumentalistę,… Skomentowane przez Szymon Chwalczuk Birds of Passage (Karfagen)
- Klasyczny rock progresywny z elementami symfonicznymi nie jest obecnie najbardziej… Skomentowane przez Gabriel Koleński Fragments Of The 5th Element (Magic Pie)
- Przedsmak nowej epoki? Płytowy come back dla zespołu z niemal… Skomentowane przez Mikołaj Skorupski The Prelude Implicit (Kansas)
- Istnieje grupa takich zespołów, które tworzą dobrą muzykę, występują, dają… Skomentowane przez Gabriel Koleński The Slow Rust Of Forgotten Machinery (Tangent, The)
- Nie ukrywam, że o projekcie Anderson/ Stolt dowiedziałem się w… Skomentowane przez Gabriel Koleński Invention of Knowledge (Anderson/Stolt)
- Rok 2014. Dużo mówiło się o nowym albumie Yes. Gdy… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Heaven & Earth (Yes)
- Nikomu nie znane, przykurzone płyty. Zapomniane zespoły jednej płyty. Bywa… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Arachnoid (Arachnoid)
- O albumach Wakemana z reguły nie sposób powiedzieć złego słowa.… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Piano Vibrations (Wakeman, Rick)
- Rick Wakeman został umieszczony na drugim miejscu najlepszych rockowych klawiszowców… Skomentowane przez Edwin Sieredziński No Earthly Connection (Wakeman, Rick)
- Pamiętam, jak swego czasu wyszukaliśmy informacje o pseudonaukowym poglądzie dotyczącym… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Journey to the Centre of the Earth (Wakeman, Rick)
- Jak powiadał główny bohater opowiadania Terry'ego Pratcheta "Wirujące kręgi nocy",… Skomentowane przez Edwin Sieredziński The Six Wives of Henry VIII (Wakeman, Rick)
- Skojarzenie rocka symfonicznego ze sceną brytyjską wydaje się per se… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Reviure (Atila)
- W tym roku Traumhaus wziął się za swoje poprzednie wydawnictwa… Skomentowane przez Gabriel Koleński Die Andere Seite (Traumhaus)
- Pierwsze dźwięki i… uśmiech na mojej twarzy. Obecnie tworzona muzyka… Skomentowane przez Paweł Caniboł Ode To Echo (Glass Hammer)
- Sięgnąłem na półkę po dawno nie słuchaną płytę, aby sprawdzić… Skomentowane przez Konrad Niemiec Tales From Topographic Oceans (Yes)
- Traumhaus, jak łatwo się domyślić, pochodzi z Niemiec i coraz… Skomentowane przez Gabriel Koleński Traumhaus (Traumhaus)
- Każdy miłośnik muzyki ma kilku wykonawców od których oczekuje tylko… Skomentowane przez Paweł Tryba Songs From November (Morse, Neal)
- Z cyklu „letnie rozczarowania”. Tryptyku część pierwsza. Tak się jakoś… Skomentowane przez Michał Jurek Heaven & Earth (Yes)
- Jedynym minusem tego wydawnictwa jest to, że zawiera tylko dwa… Skomentowane przez Krzysztof Pabis Love Songs (White Kites, The)
- Na świecie jest tylko kilka zespołów, które potrafiły na współcześnie… Skomentowane przez Krzysztof Pabis Missing (White Kites, The)
- Jaką muzykę może grać zespół o nazwie Fatal Fusion? Fatalne… Skomentowane przez Gabriel Koleński The Ancient Tale (Fatal Fusion)
- DTS / DVD-AUDIO 5.1 O tej wersji wydanej właśnie w… Skomentowane przez Konrad Niemiec Close to the Edge (Yes)
- Zespół Trion, czego można łatwo się domyślić z samej nazwy,… Skomentowane przez Paweł Caniboł Tortoise (Trion)
- Pierwszy album w dyskografii Yes ma wszystkie cechy płytowego debiutu:… Skomentowane przez Michał Jurek Yes (Yes)
- Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, iż… Skomentowane przez Gabriel Koleński Desolation Rose (Flower Kings, The)
- Są płyty, których słucha się ze swoim nabożeństwem od pierwszych… Skomentowane przez Amethis Das Geheimnis (Traumhaus)
- Ta recenzja jest inna od wszystkich, które do tej pory… Skomentowane przez Michał Jurek The Snow Goose (Re-recording) (Camel)
- Pewien malarz postanowił namalować świat w idealnych barwach. Postanowił wyjść… Skomentowane przez Krzysztof Baran Le ver dans le fruit (Nemo)