Nikomu nie znane, przykurzone płyty. Zapomniane zespoły jednej płyty. Bywa niejednokrotnie, że takie pozycje zawierają prawdziwe perełki z lamusa. Takim nagraniem ewidentnie jest Arachnoid, jedyny album francuskiej grupy o tej samej nazwie. Trafiłem na tą płytę w początkach grzebania w nurcie Rock in Opposition; wtedy nie ciężko spotkać się z muzyką licznych efemerycznych rockowo-progresywnych zespołów kontynentalnej Europy.
Od początku ta płyta wciąga. Wysokiej klasy rock symfoniczny... Ta pełnia dramatyzmu, dynamiki, trochę mroku, sentymentalizmu, jak również monumentalizmu. Śpiewane po francusku... Niektórzy powiadają, iż już sam ten język wystarczy, aby utwór brzmiał dramatycznie. Tutaj jednakże mamy dużo więcej środków. Zwraca uwagę dwóch klawiszowców, nadaje to muzyce bardzo gęstą teksturę porównywalną z Yes czy ELP - te organy, melotrony, fortepiany i syntezatory. Pod względem klimatu zbliża się jednak do King Crimson sensu trzech pierwszych albumów. Również i gitara jest często taka bardzo Crimsonowska. Bywa i mrocznie jak na pierwszych dwóch, jest nieco jazzujących czy wręcz jazzowych elementów w grze na elektrycznym pianinie (brzmienie naprawdę krystaliczne momentami) i syntezatorach, co wywołuje skojarzenie z Lizard. Podobne rozwiązania są spotykane we francuskim rocku symfonicznym takim jak Clearlight czy Oniris - ma to jednak inny nastrój, również inną ekspresję. Można tutaj znaleźć elementy prawdziwego horroru - niektóre fragmenty kojarzyć się mogą jedynie z Univers Zero i Art Zoyd; widać, że ekipa z Arachnoid nieco podglądała swoich bardzo eksperymentalnych kolegów. Innym razem muzyka staje się romantyczna i nieco delikatna, wręcz atmosferyczna. Jak płyta wciągnęła na samym początku, tak - niczym dobry kryminał - trzyma w napięciu do samego końca.
Jedyny album grupy Arachnoid jest prawdziwą galerią muzycznych obrazów godną największych mistrzów rocka symfonicznego takich jak wczesny King Crimson, Yes czy ELP. Najprawdziwsza muzyczna uczta, jaka powinna ucieszyć każdego miłośnika porządnego, ciekawego brzmieniowo rocka. Szkoda, że album tak mało znany - bardzo ciekawa płyta kontynentalnego rocka symfonicznego. Z mojej strony pięć gwiazdek.