Devillusion

Oceń ten artykuł
(4 głosów)
(2020, album studyjny)

01. Spinning Lizzie - 3:32
02. Rather Odd - 3:23
03. Not A Brownie - 4:20
04. Warsaw Summer - 3:24
05. Frozen Heartland - 3:44
06. Dragon - 5:23
07. Devillusion - 0:49
08. Viral Spiral - 3:31
09. Blurred - 3:58
10. Mysteries In The Sky - 1:32
11. QRMA - 3:29
12. Goodby Gaia - 2:09
13. Mother Mars - 3:32
14. Fallen Star - 3:42

Czas całkowity - 46:28

- Sean Palmer - wokal
- Przemek Piłaciński - gitary, flugelhorn, instrumenty perkusyjne
- Jakub Lenarczyk - instrumenty klawiszowe
- Paweł Betley - flet
- Marysia Białota - instrumenty klawiszowe, rodes fortepian bas
- Jakub Tolak - perkusja
oraz:
- Ola Bilińska - wokal
- Bartek Woźniak - gitara
- Katarzyna Gaweł - saksofon
- Darek Falana - klarnet

Media

Więcej w tej kategorii: « Missing

1 komentarz

  • Gabriel Koleński

    Miłośników brzmień z lat 70-tych wciąż nie brakuje, choć obawiam się, że wśród młodszych słuchaczy trzeba ich szukać ze świecą. Jest to trochę niepokojące zjawisko, ale zamiast narzekać, lepiej cieszyć się klasycznymi już dokonaniami z tego okresu lub albumami współcześnie grających zespołów, które się nimi inspirują. Do tych ostatnich zdecydowanie można zaliczyć The White Kites, w których twórczości słychać echa Genesis z okresu, gdy śpiewał tam Peter Gabriel, Jethro Tull czy Camel z uwagi na obecność fletu w instrumentarium i całej encyklopedii muzyki psychodelicznej. W tym roku, po sześciu latach przerwy od poprzedniej płyty, wydanej w 2014 roku „Missing”, ukazał się nowy album, zatytułowany tajemniczo i nieco mrocznie, „Devillusion”.
    Muzycznie The White Kites trzymają się mniej więcej obranej wcześniej stylistyki. Ich twórczość jest połączeniem muzyki progresywnej i psychodelicznej. Jedną z głównych składowych stylu grupy są brzmienia instrumentów klawiszowych, w końcu w składzie znajduje się aż dwoje klawiszowców – Marysia Białota i Jakub Lenarczyk. Na czoło oczywiście wysuwa się doskonały wokal Seana Palmera i jego niekwestionowany brytyjski akcent. Nie tylko dzięki temu muzyka grupy brzmi bardzo profesjonalnie. Oczywiście, brzmienie i technika na nic by się zdały, gdyby zespół nie miał ciekawych pomysłów na utwory. Tych na szczęście na „Devillusion” nie brakuje. Co zasadniczo zrozumiałe, na początku zwróciłem uwagę najpierw na te najbardziej przebojowe kawałki, które powinny być grane w radiach, również tych komercyjnych, nie tylko „wtajemniczonych” internetowych. No cóż, przynajmniej nowe „hiciory” zasilą i wzbogacą koncertowy repertuar zespołu. Mam nadzieję, że rozbujane „Spinning Lizzie” i „Blurred” rozkręcą niejedną domówkę, do lekkiego i przestrzennego „Warsaw Summer” mam szczególny stosunek, bo opowiada o moim rodzinnym mieście, z kolei „Dragon” w radosny i skoczny sposób przedstawia walkę młodego chłopaka z tytułowym smokiem. Oczywiście, nowa płyta The White Kites to nie tylko melodyjne przeboje. Druga grupa kompozycji, która szczególnie przypadła mi do gustu na tej płycie, to utwory bardziej klimatyczne, tworzące wokół siebie specyficzną aurę. Dotyczy to przede wszystkim drugiej połowy albumu. Króciutki „Mysteries in the Sky” ma piękną melodię i został zaśpiewany przez udzielającą się gościnnie Olę Bilińską w bardzo urokliwy, uwodzicielski sposób. Zresztą, linia wokalna z tej kompozycji została wykorzystana również w zaśpiewanym przez Seana „Mother Mars”. Tajemniczy, trochę mroczny klimat muzycy wytworzyli w „QRMA”. Za to w zamykającym album „Fallen Star” wychodzą na pierwszy plan przede wszystkim zaśpiewane z ogromnym wyczuciem i uczuciem zwrotki oraz partia saksofonu na koniec. Ciekawostkami są również kosmiczna melodeklamacja w „Goodbye Gaia” i zwrotki w „Not a Brownie”, które przypominają trochę fragment „Supper’s Ready”, „Willow Farm”.
    Szczerze mówiąc, to nie spodziewałem się, żeby The White Kites mogli kiedykolwiek nagrać słabą płytę, ale chyba nie sądziłem, że zespół stworzy aż tak konsekwentną i przekonującą całość. Brzmienia, których rodowód ma 50 lat i więcej zostały podane w sposób świeży, nowoczesny, choć z ogromnym szacunkiem dla epoki. Tutaj psychodeliczność nie oznacza niekończących się gitarowych riffów, co próbują wmawiać nam niektóre współczesne zespoły stonerowe, które nasłuchały się za dużo Hawkwind w młodości. Trzeba się zdecydowanie bardziej postarać i muzycy The White Kites dokładnie to robią. Przy czym, „Devillusion” nie skręca zbyt mocno w stronę awangardy, dzięki czemu albumu po prostu przyjemnie się słucha, co jest ważne, bo w przeciwnym razie można byłoby posądzić artystów o tworzenie sztuki wyłącznie dla siebie. A ta muzyka jest dla nas wszystkich, więc cieszmy się nią i korzystajmy.
    Gabriel Koleński

    Gabriel Koleński wtorek, 29, wrzesień 2020 22:28 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Rock Symfoniczny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.