Co oznacza tajemnicze T? Zapewne to pytanie niejednokrotnie padało z waszych ust po zerknięciu na okładkę „Psychoanorexii”. Otóż T to nic innego jak pseudonim Thomasa Thielena – multiinstrumentalisty oraz wokalisty, którego co niektórzy mogą kojarzyć z formacji Scythe. Sam Thomas ma na swoim koncie już cztery albumy i o ile pierwsze z nich nie były rozbudowane pod kątem kompozycyjnym, to już na „Anti-Matter Poetry” muzyk ukazał swoje niezwykle hipnotyczne, neoprogresywne oblicze. W takiej też formie jest utrzymany jego najnowszy krążek.
„Psychoanorexia” to zaledwie cztery utwory, które w głównej mierze zostały przedstawione w formie dwudziestominutowych suit, a pierwszą z nich jest nieco bardziej stonowany „The Aftermath of Silence”. Powolne, gitarowe akordy, niezwykła atmosfera i oczywiście rewelacyjny głos Thomasa to najmocniejsze aspekty tego utworu. Ogromne wrażenie robią wyższe partie wokalne idealnie współgrające z wyniosłym, klawiszowym tłem. Znacznie bardziej agresywny wydaje się być „Kryptonite Monologues”, który już na wejściu atakuje nas potężnymi, psychodelicznymi riffami. Ta najdłuższa na płycie kompozycja to także bardzo umiejętna zabawa rytmiką (samplowane partie perkusyjne dają radę), a także całkiem udane, gatunkowe combo, w którym znalazło się miejsce na syntezatorowe wariacje, nieco jazzu, tudzież muzykę klasyczną (fantastyczne, symfoniczne tło w połowie utworu). Najskromniejszy utwór, czyli „The Irrelevant Lovesong” można nazwać pomostem do kończącej suity. Klimatyczny wstęp (wspaniałe partie basowe) przeradza się w wyniosłą kompozycję z rewelacyjnymi, gitarowymi akordami. W końcowych fragmentach numer zyskuje na dynamice, m.in. za przyczyną genialnego solo na gitarze. Album kończy tytułowa „Psychoanorexia”, która z bardzo klimatycznej, narkotycznej formy na wejściu przeradza się w nieco przekombinowaną, elektroniczną siepkę. Na szczęście dalej jest znacznie lepiej… Piękne, stonowane fragmenty doskonale uzupełniają się z dynamicznymi, solowymi popisami, dzięki czemu kompozycja nie traci na płynności. Suita kończy się szybką, rytmiczną wariacją z masą rozbudowanych melodii.
Dla wielu osób „Psychoanorexia” może wydać się kolejnym, przekombinowanym wydawnictwem, jednak w moim odczuciu zastosowany przez Thomasa koncept okazał się strzałem w dziesiątkę. Pomimo ogromnego rozmachu i rozwlekłości płyta jest niezwykle spójna oraz na swój sposób oryginalna. Znajdziemy na niej sporo odniesień do neoprogresywnych klasyków, takich jak: Genesis, Camel, czy Marillion, ale też masę wariacji gatunkowych – od muzyki klasycznej po elektronikę. Poza kilkoma, irytującymi fragmentami (szczególnie w dwóch ostatnich numerach) płyta przez cały czas utrzymuje wysoki poziom kompozycyjny i na każdym kroku stara się nas czymś zaskoczyć, co jest największym plusem tego wydawnictwa.
„Psychoanorexia” jest albumem, którego powinno się dawkować niezbyt często, ale z ogromnym poświęceniem. Wczucie się w każdy dźwięk, doszukiwanie się kolejnych smaczków – to daje mnóstwo satysfakcji i wymaga od słuchacza niesamowitej cierpliwości, która – po pewnym czasie - skutkuje niesamowitymi, emocjonalnymi doznaniami. To bardzo rozbudowana, narkotyczna wizja, po której długo będziemy mieli kaca... tym razem tylko muzycznego. Gorąco polecam.