A+ A A-

Men Who Climb Mountains

Oceń ten artykuł
(12 głosów)
(2014, album studyjny)

CD 1
01. Belle Âme
02. Beautiful Soul
03. Come Home Jack
04. In Bardo
05. Faces of Light
06. Faces of Darkness
07. For When The Zombies Come
08. Explorers of the Infnite
09. Netherworld

CD 2 - Nick Barrett solo acoustic 2013
01. The Voyager
02. A Man of Nomadic Traits
03. This Green and Pleasant Land
04. Nostradamus
05. Paintbox
06. King of the Castle
07. Indigo
08. The Freakshow
09. Masters of Illusion
10. Space Cadet
11. The Edge of the World
12. It's Only Me

- Nick Barrett - wokal, gitara
- Clive Nolan - instrumenty klawiszowe
- Peter Gee - gitara basowa
- Craig Blundell - perkusja

 

Media

1 komentarz

  • Gabriel Koleński

    Musiały upłynąć trzy lata od momentu ukazania się poprzedniej płyty Pendragon ("Passion" z 2011 roku), byśmy mogli doczekać się następnej. Ciekawe, że ostatnie płyty zespołu wywołują różne reakcje, nie obserwuję zbiorowej radości bądź absolutnej dezaprobaty. Może to lepiej, bo świadczy o tym, że muzyka
    Brytyjczyków wywołuje skrajne emocje, nie przechodzi się obok ich twórczości obojętnie. Emocje to generalnie jeden z najważniejszych elementów "Men who climb mountains".
    Najnowsze dzieło Pendragon zapowiadane było od dawna, do wiadomości publicznej wyciekało dużo informacji. Zasadniczo to były one przekazywane przez
    samego lidera grupy, Nicka Barretta, lub też za pośrednictwem profilu kapeli na fejsbuku. Dowiadywaliśmy się dużo, zarówno o całym pomyśle, jak i o tekstach, użytych efektach czy kompozycjach. W sierpniu usłyszeliśmy pierwszy singiel z płyty, "Beautiful soul". Osobiście bałem się czy jakość samego materiału udźwignie ciężar szeroko zakrojonej kampanii promocyjnej. Nie wiem właściwie czemu ja się o to martwiłem.
    Zasadniczo otrzymaliśmy dzieło kompletne, bogate, zaplanowane i zrealizowane z dbałością o szczegóły (z jednym wyjątkiem, ale o tym później). Wszystko jest na tym albumie ze sobą powiązane. To chyba nauczka, jaką zespół otrzymał po "Passion", który jest albumem dobrym, ale niestety trochę chaotycznym, przekombinowanym. Tym razem Nick chyba wziął nieco na luz i paradoksalnie stworzył dzieło bardziej skomplikowane, ale poukładane. Przede wszystkim
    muzyka na "Men who climb mountains" jest znacznie lżejsza. Po co Pendragon metal, skoro tak znakomicie grają rocka? Na nowym krążku jest również mnóstwo tak charakterystycznych dla grupy melodii, zapamiętywalnych zagrywek, które sprawiają że płyty się słucha, a nie ją analizuje. Dobrym przykładem jest "Beautiful soul", z tymi wszystkimi refrenami, chórkami i rytmiczną końcówką. Czy chociażby "Faces of light", moim zdaniem najpiękniejszy utwór na płycie, z melodiami i harmoniami, jak za "dawnych, dobrych czasów", bo mimo pogoni za nowoczesnością i rozwojem (w czym zespół trochę zagubił się ostatnim razem), słychać tu echa starych dokonań zespołu. Równie pięknie i sielsko jest w "Netherworld". Fakt, że najnowsze dzieło Pendragon brzmi lżej, nie oznacza, że jest pozbawione gitar. Wręcz przeciwnie, słowa Nicka o wykorzystywaniu różnych efektów zdecydowanie potwierdziły się. Wstęp do "Come home Jack" wywołuje ciarki na plecach, podobnie w "For when the zombies come", dużo intrygujących rzeczy dzieje się w "Faces of darkness". I oczywiście solówki, w końcu bez nich Nick Barrett prawdopodobnie nie byłby sobą. Niektórych może dziwić, że gra je nie tylko na gitarze, ale i na klawiszach. A gdzie tu rola Clive'a Nolana? No cóż, nie od wczoraj wiadomo, że lider Pendragon prowadzi swój zespół nieco despotycznie, ale sam twierdzi, że to działa od lat i trudno się z nim nie zgodzić.
    "Men who climb mountains" można śmiało rozpatrywać jako concept album. Sam koncept jest tu wielce szlachetny, dotyczy wypraw, podróży, zmagań z nieprzychylnymi warunkami natury i własnymi ograniczeniami. O ile tytuł albumu można równie dobrze interpretować dosłownie (został zainspirowany książkami o wspinaczkach górskich), o tyle sam Barrett podpowiada, że jest to jedynie metafora codziennej walki każdego człowieka z problemami i słabościami i każdy może odnieść treść albumu do swojego życia. Nie trzeba być himalaistą czy podróżnikiem by wczuć się w klimat najnowszej płyty Brytyjczyków. Ciężko jest jednoznacznie ocenić atmosferę albumu, bo jest ona zróżnicowana. Obok refleksyjnego "Beautiful soul" mamy przejmująco smutny "Come home Jack". "Faces of light" i "Faces of darkness" to zestawienie nadziei, wiary w lepszy czas i potrzeby parcia naprzód z mrokiem i lekkim obłędem. Opus magnum albumu to długi "Explorers of the infinite", który jest zbudowany niejako na jednym motywie, rozwijanym w dalszej części o kolejne wątki. Dodam, że jest to utwór bardzo wzruszający, opowiada o motywach tytułowych odkrywców i tej nieprzejednanej chęci odkrywania i pokonywania własnych barier. Wzrusza zwłaszcza końcówka, gdy Barrett do melodii wyśpiewuje nazwiska znanych podróżników, którzy stracili życie w czasie swoich epickich wypraw.
    Wspomniałem, że na płycie wszystko doskonale pasuje do siebie z jednym wyjątkiem. Nie rozumiem zamysłu ani potrzeby umieszczania na nowym krążku "For when the zombies come". Utwór pasowałby owszem, ale do ścieżki dźwiękowej "The Walking dead", nie do "Men who climb mountains". Muzycznie to paradoksalnie jedna z ciekawszych piosenek na albumie, ale w oderwaniu od całości, nie jako jej część.
    Na dodatkowej płycie znajduje się koncert Nicka Barretta z akustycznymi wersjami utworów Pendragon. O ile są to oczywiście bardzo wartościowe i ciekawe nagrania, zastanawiam się, czy nie trafią w gusta przede wszystkim najbardziej zagorzałych miłośników twórczości zespołu. Zresztą sam Nick stwierdził, że ma to być ukłon w stronę fanów i chyba w takich kategoriach należy to traktować. Przynajmniej nie są to 3 wersje demo, 2 koncertowe, 1 radiowa i 1 "nigdy nie publikowana", tylko pełnowartościowy materiał.
    Nadszedł czas na podsumowanie. Powiem szczerze, że nie spodziewałem się aż tak dobrego albumu. Tak dopracowanego i reprezentującego niezwykle spójną
    wizję artystyczną. Wszystko tu pasuje do siebie, kompozycje, aranżacje, efekty, teksty, ilustracje. Przede wszystkim przemawia do mnie cała emocjonalna strona
    najnowszego dzieła Brytyjczyków. Całość kipi od przeróżnych uczuć. Nadzieja, pasja, radość, smutek, żal, rozczarowanie. Cała paleta, która decyduje o wyjątkowo gęstej i powalającej atmosferze. To bardzo refleksyjna płyta, tak jak mówiłem, do słuchania, nie analizowania. Zatem polecam jak najbardziej i życzę miłego słuchania!

    Gabriel "Gonzo" Koleński

    Gabriel Koleński niedziela, 14, grudzień 2014 12:46 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Rock Neoprogresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.