Galleon. Skandynawski neo-progres. Ze szczególnym uwzględnieniem „skandynawski” bo ten przymiotnik zdecydowanie mnie zachęcił do głębszego poznania tej grupy. Drugim „zachęcaczem” był redakcyjny kolega zwany Jesterem, wielki fan gatunku, który wywoływał u mnie odruch wymiotny. To znaczy gatunek , a nie Jester…. Ale, że zanim coś skrytykuję, staram się to najpierw poznać, przygotowując się do krwawej rozprawy z neo-progiem , zakupiłem kilka płyt Galleonu, tak bardzo polecanego przez Jestera. Ze zdumieniem odkryłem, że to Szwedzi, a ci raczej nie potrafią zagrać złej muzy… Posłuchałem najpierw kilku innych grup, które utwierdziły mnie w przekonaniu że neo należy omijać szerokim łukiem, po czym włączyłem pierwszą z brzegu płytkę Galleona. Engines of Creation. Niech jej będzie…. Włączyłem i ….. wyłączyłem. Już po pierwszych dzwiękach wiedziałem , że to coś innego niż chłam którego słuchałem do tej pory. Musiałem do tego podejść inaczej. Grube szkło, boski płyn, wygodny fotel….. Teraz już mogłem spokojnie posłuchać. Nie myliłem się – rock skandynawski broni się nawet w postaci neoproresu. Mamy tu aż 10 utworów, blisko 58 minut muzyki. Muzyki bardzo zróżnicowanej, pełnej zmiennych rytmów, zmiennych klimatów, doskonałych solówek i pomysłów. Miejscami mocne brzmienia, miejscami emersonowskie galopady klawiszowe, miejscami monument niemal floydowsko-yessowski… To naprawdę dobra grupa i dobra płyta. Extraklasa współczesnego neoproga. Polecam wszystkim fanom nowoczesnych brzmień w rocku progresywnym, zwłaszcza w tym nieco ambitniejszym… Myślę też, że i wielbiciele nieco starszych odmian tej muzyki powinni się przy niej uśmiechnąć….oczywiście moim, jak zwykle cholernie subiektywnym zdaniem….
Aleksander Król niedziela, 23, grudzień 2012 19:44 Link do komentarza